niedziela, 13 marca 2016

Dezorientacja

ROZDZIAŁ 19
Witajcie Kochani! Przesyłam kolejny rozdział! Mam nadzieję, że się spodoba :)
Pozdrawiam,
Marysia
______________________________________________________________________________

      I znowu to samo... Znowu uciekł pod swoje ulubione drzewo i znowu myśli tylko o niej. W pamięci ma jej obraz... Obraz tak straszny, że ciężko byłoby go sobie wyobrazić postronnej osobie. Był u niej pół godziny. Przez cały ten czas, dziewczyna nie odezwała się słowem. Patrzyła w ścianę, zupełnie bagatelizując jego osobę. A Draco już się domyślał co się stało. Musiał się teraz tylko upewnić.
    A jeżeli to o czym myśli jest prawdą, zabije Weasleya.

***

        Nareszcie cisza. Jest już późno i czas odwiedzin się skończył. Leży, nie ruszając się nawet o centymetr. Nie widzi w tym najmniejszego sensu. Zastanawiała się, kiedy ta pustka w końcu ją opuści. Kiedy ta bańka, która ją chroni, w końcu pęknie. Bo pęknie na pewno. Tylko, że ona wcale tego nie chce. Dobrze jej teraz. Nie martwi się niczym. Może spać, może leżeć, nie musi martwić się o prace domowe, o sprawdziany, i inne nie potrzebne bzdety. Teraz nawet nie martwi się o swoich przyjaciół. Oni sobie poradzą i ona też sobie poradzi. Bo dopóki jest w swojej wielkiej bańce, wszystko jest dobrze.
    Albo wszystko jest źle? Nie ważne, już ją to nie obchodzi.

***

       Musi się z nią znowu spotkać. Już dłużej tego nie wytrzyma. Musi rozładować całe swoje napięcie, a jego celem jest Hermiona. Matka co chwilę przychodzi i błaga go o litość. Żałosna kobieta. Po kilku zaklęciach, którymi oberwała, powinna się nauczyć, żeby go o nic nie prosić. Niech siedzi cicho, w tej swojej kuchni, i niech gotuje, albo niech sprząta. Byleby tylko nie zawracała mu głowy. Dobrze, że chociaż ojciec tutaj nie przychodzi. Najwyraźniej się boi... boi się własnego syna, tchórz. Ale to dobrze, bardzo dobrze. Przynajmniej ma święty spokój, dach nad głową i pewność, że nikt go nie wyda Ministerstwu. Za bardzo kochają swojego synka, żeby skazać go na śmierć albo życie w Azkabanie.
   Wstał ze swojego łóżka i podszedł do biurka, wyciągając pióro i czysty pergamin. Musi się spotkać ze swoją dziewczyną.

***

       Minerwa McGonagall właśnie kończyła podpisywać dokumenty, kiedy do jej drzwi ktoś zapukał. Spojrzała na zegar – dochodziła północ.
 – Tak? – jej oczy rozszerzyły się, kiedy w drzwiach stanął Malfoy – Panie Malfoy, obawiam się, że to nie pora na wizyty. Chyba, że coś się stało?
 – Stało się. Byłem u Granger – Malfoy zatrzasnął drzwi, i podszedł do biurka dyrektorki.
 – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Pannie Granger należy się teraz odpoczynek, a my to powinniśmy uszanować.
 – Pani Profesor. Czy mogę być szczery?
 – Bardzo proszę, Panie Malfoy.
 – Granger wygląda okropnie – Minerwa spojrzała na Malfoya.
 – Cóż, panie Malfoy. Panna Granger dużo przeszła, więc faktycznie, ma prawo wyglądać... źle.
 – Ona nie wygląda źle. Ona wygląda strasznie. Do niej nic nie dociera. Wygląda jakby ktoś ją zgwałcił! – McGonagall nabrała głośno powietrza, a Draco spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.
 – To prawda? Ona została zgwałcona?!
 – Panie Malfoy, myślę, że najlepiej będzie jak pan już sobie pójdzie – wstała i chciała go odprowadzić do drzwi, ale chłopak na to nie pozwolił.
 – Najlepiej będzie, jeśli powie mi pani prawdę! To ja ją znalazłem, i chyba mam prawo widzieć! – podniósł głos, a dyrektorka wiedziała, że musi mu wszystko powiedzieć. Chłopak się zmienił, i zasługiwał na kredyt zaufania.
 – Panie Malfoy, proszę, niech pan siada – wskazała mu miejsce – czy ja mogę panu zaufać? – chłopak kiwnął głową, czekając na wyjaśnienia.
 – Rzeczywiście, Pannę Granger ktoś bardzo skrzywdził, i tak, niestety mamy pewność, że była to krzywda, przez gwałt – Draco zaniemówił. Owszem, zaczął się czegoś domyślać, ale błagam w duchu Merlina, żeby to nie była prawda.
 – Nie "ktoś" Pani Profesor – wyszeptał.
 – Co pan ma na myśli? – McGonagall nie zrozumiała.
 – Weasley. To Weasley jej to zrobił. Jestem pewny.
 – Czy ma pan jakieś dowody? – Draco pokręcił głową. Oczywiście, że nie miał. Rudy wszystko zaplanował tak, by nikt się o tym nie dowiedział.
 – Nie mam, ale...
 – Wobec tego, nie może pan rzucać takich oskarżeń. To mógłby być każdy.
 – Ale wszystko wskazuje na niego! Przecież on się nad nią znęcał! A teraz gdzieś się ukrywa, i pewnie planuje kolejny atak!
 – Panie Malfoy, rozumiem pana wzburzenie, ale tak jak mówię, nie mamy dowodów – Chłopak gwałtownie wstał z krzesła.
 – Świetnie, więc ja pani przyniosę te dowody – wyszedł zatrzaskując drzwi.
 – Chłopak jest w gorącej wodzie kąpany, uważaj na niego Minerwo – odezwał się portret Dumbledorea, który wszystkiemu się przysłuchiwał. McGonagall tylko pokiwała głową, i ukryła twarz w dłoniach.

***

         Wpadł do swojego dormitorium, i rzucił się na łóżko. O tej porze nic nie zrobi, ale rano znowu odwiedzi Granger, i dowie się wszystkiego.
 – A tobie co znowu? – Zabini zaspanym głosem odezwał się do Malfoya.
 – Nic, śpij – Zabini tylko mruknął coś nie wyraźnie, i przewrócił się na drugi bok.
         Godzinę później Draco nadal kręcił się na swoim łóżku. Nie radził sobie z tą sytuacją. Znowu przyszło mu na myśl, że nie tak miał wyglądać ten rok. Ale wyglądał i wszystko wskazywało na to, że nie uwolni się od Granger tak szybko, jakby tego chciał. Przywołując w pamięci jej widok, wszystko zaczynało go boleć. Dziewczyna leżała na tym łóżku, prawie niewidoczna. Bardzo schudła. Była jak kościotrup. Blada, prawie przeźroczysta. W ogóle nie przypominała tej Granger, którą była kiedyś. I to chyba bolało najbardziej. Tylko dlaczego, on się tym tak przejmuje? Przecież do niedawna, ta dziewczyna nic dla niego nie znaczyła, była nikim. A teraz? Czyżby była już kimś? Kimś dla niego? Dobra, przyznaje, że bardzo wyładniała, zrobiła się taka kobieca. Ale czy to coś mogło zmienić? Nadal była brudnej krwi. Brudnej krwi? A nie przypadkiem szlamą? Szlama to takie obraźliwe słowo, jakoś już nie pasuje do Granger. Ale niby dlaczego? Bo to nie ta sama dziewczyna, co jeszcze kilka lat temu.
     Miał za duży mętlik w głowie. Czuł, że zaraz wybuchnie. On po prostu nie mógł tak tego wszystkie zostawić. Już wiedział, że na McGonagall liczyć nie może. Zabiniemu też nie powinien o niczym mówić, a Potter i jego Ruda ukochana, też raczej mu nie pomogą. Musi działać na własną rękę. Nie ma innej opcji.

***

      – Jak się dziś czujemy, Panno Granger? – Pani Pomfrey jak co ranek przyniosła Hermionie śniadanie, która i tak za pół godziny odniesie do kuchni nietknięte. Tak było od tygodnia. Dziewczyna nic nie jadła, nic nie piła. Leżała tylko i patrzyła albo w sufit, albo na którąś z szafek, a szkolna pielęgniarka była bezsilna – Mamy dzisiaj piękny dzień. Na prawdę rzadko o tej porze roku, można zobaczyć słońce, a dzisiaj, proszę bardzo. Słoneczko grzeje, aż miło. Może chce się panienka przejść po błoniach? Możemy wybrać się na jakiś krótki spacer, chciałaby Panienka?– brak reakcji, tylko cisza. – Oczywiście, nie musi być już teraz, ale gdyby Panienka chciała, to proszę zawołać. Ubierzemy się i wyjdziemy. – pielęgniarka wyszła, kręcąc głową. Była bezradna i nie miała pojęcia co z tym zrobić.

***

        Spacer, a co to takiego? Jest w tym jakiś głębszy sens? Nie, raczej nie ma. Takie chodzenie w kółko, przebieranie nogami – prawa, lewa, prawa, lewa. Brak sensu. Jest dobrze, tak jak jest teraz! Przecież już to mówiła! A może nie mówiła? Nie pamięta. Ale chyba pielęgniarka już powinna zauważyć, że ona nie ma ochoty nigdzie wychodzić! Niech oni wszyscy dadzą jej spokój!
       Ktoś zapukał, a pani Pomfrey szybko podbiegła do drzwi. Hermiona nie zauważyła kto to był, bo pielęgniarka szybko wyprosiła gościa i znikła razem z nim na korytarzu. Pewnie to znowu Harry albo Ginny. Wspaniale... Przecież ona ich nie potrzebuje! Ona ich nie chce!

***

        – Co Pan tu robi, Panie Malfoy? – Pani Pomfrey wyszła na korytarz za Malfoyem. Nie chciała żeby Hermionę ktokolwiek denerwował.
 – Czy Granger już się obudziła?
 – Tak, już nie śpi.
 – Świetnie, muszę z nią porozmawiać – chciał przejść obok pielęgniarki, ale ta zagrodziła mu drogę.
 – Obawiam się, że to nie jest najlepszy pomysł. Ona nie chce z nikim rozmawiać.
 – Wiem o tym, i wiem, co jej się stało. Ale muszę ją zobaczyć, i muszę z nią porozmawiać. – Pani Pomfrey przez chwilę się zastanawiała, a później skinęła głową.
 – Dziesięć minut, panie Malfoy.
 – Zgoda.

***

           Drzwi się znowu otwierają. Pielęgniarka wchodzi pierwsza, ma dziwną minę. Szybko kieruje się w stronę swojego gabinetu i zamyka drzwi. A obok niej ktoś siada. Ciekawe kto tym razem. Albo nie, wcale nie ciekawe. Niech to sobie będzie, kto chce. Pogada, pogada, a później wyjdzie.
 – Cześć, Granger – O nie, to znowu on. Po co on przyszedł? Ponabijać się z niej? Świetnie, niech się trochę pośmieje i też niech sobie idzie.
 – Chciałem z tobą pogadać, o tym co Ci się stało – ma jakiś niepewny głos. Czyżby się jej bał? Śmieszne. Jej się przecież nikt nie boi, raczej to ona boi się każdego.
 – Granger, odwróć się i pogadaj ze mną – czuje jak ręka chłopaka ląduje niebezpiecznie blisko jej głowy. Gwałtownie się odsuwa. Nie zniesie dotyku. To parzy.

***

        W ostatnim momencie zrezygnował z dotknięcia jej włosów, ale dziewczyna odkryła jego zamiary. Nie spodziewał się tylko, że tak gwałtownie zareaguje.
 – Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć – kiedy on ostatnio kogoś przepraszał? To chyba pierwszy raz. Nagle do okna zastukała sowa. Draco szczerze się zdziwił. Otworzył okno i wpuścił zwierzę do środka. Sowa usiadła na łóżku Hermiony.
 – Granger, to chyba do ciebie – zero reakcji – w takim razie pozwolisz, że sam go otworze i przeczytam – sowa spojrzała na chłopaka i jakby rozumiejąc, podniosła nóżkę, pozwalając tym samym, by to on odebrał ten list. Gdy Draco wziął list do ręki, sowa zaskrzeczała żałośnie i wyleciała przez otwarte okno. Malfoya już to jednak nie obchodziło. Trzymał w ręce dowód, który potwierdzał jego teorie o Weasleyu.

Witaj, kochanie
Co powiesz na spotkanie dzisiaj, o zmroku w Zakazanym Lesie?
Twój Ron.

***

           – Czas się skończył, Panie Malfoy – Pani Pomfrey weszła do sali z zamiarem wyproszenia gościa Hermiony, ale wcale nie musiała tego robić. Draco stał już przy drzwiach.
  – Do widzenia – rzucił przez ramię i wyszedł.

***

      Wcale nie przeczytał tego listu na głos. Może on nie był do niej? Widocznie Malfoy nie był na śniadaniu w Wielkiej Sali, więc pewnie sowa przyniosła jego list tutaj. Zresztą nie ważne. Jakoś nie była ciekawa treści tego listu. Cokolwiek to było, skutecznie wyprosiło Malfoya z jej sali.

***

          Draco biegł prosto przed siebie i zatrzymał się dopiero przed wejściem do gabinetu McGonagall. Nagle oprzytomniał i zdał sobie sprawę, że nie może pokazać tego listu dyrektorce. Wiadomo, że ona nic z tym nie zrobi, a nawet jeśli, to tylko spłoszy tego parszywca. Musi się tym sam zająć, tak będzie najlepiej. Szybko zawrócił i skierował się do swojego dormitorium, żeby obmyślić jakiś plan. Jedyne co wiedział, to to, że na pewno spotka się dzisiaj z Weasleyem i załatwi to raz na zawsze. Musi tylko pilnować, żeby nikt więcej o tym spotkaniu się nie dowiedział.

***

      – Wychodzę – wrzasnął w głąb domu. Niech wiedzą, że mają chwilę dla siebie. Niech matka sobie polamentuje, a ojciec niech ją pocieszy. Banda idiotów. On i tak za chwilę wróci, tylko najpierw nacieszy się Hermioną i jej ciałem. Ona na pewno już na niego czeka, bo przecież zawsze czeka. A wiedząc, co ma do stracenia, na pewno przyjmie go z otwartymi ramionami. Eh... już nie może się doczekać.

***

      – Gdzie Ty znowu idziesz? – Blaise obserwował, jak Malfoy zarzuca na siebie pelerynę i chowa różdżkę do tylnej kieszeni spodni.
 – Nie długo wrócę. Muszę tylko coś załatwić.
 – Malfoy, w co Ty się znowu pakujesz?
 – W nic. Zaraz wrócę – wyszedł, nie czekając na reakcję przyjaciela. Musi to jak najszybciej załatwić.

***

         Szedł szybkim krokiem przez błonia, nie mogąc się doczekać, aż w końcu ją zobaczy. Ciekawe co ma dzisiaj na sobie? Mógł ją poprosić, by znowu ubrała ten sweterek, który miała na sobie ostatnim razem. W końcu ją dostrzegł. Stała parę metrów dalej, w długiej czarnej pelerynie, z kapturem zarzuconym na głowę. Była jakby nieco wyższa, co trochę go zdziwiło. Peleryna odbierała jej wszystkie kształty, które tak w niej uwielbiał. Musi się jej jak najszybciej pozbyć. Podszedł do niej i objął ją w pasie
     – Cześć kochanie – wyszeptał, czekając na reakcję. Dziewczyna w końcu powoli się odwróciła, a Ron gwałtownie zaczerpnął powietrza.
     Przed nim stał Draco Malfoy i kpiąco się uśmiechał.