niedziela, 13 marca 2016

Dezorientacja

ROZDZIAŁ 19
Witajcie Kochani! Przesyłam kolejny rozdział! Mam nadzieję, że się spodoba :)
Pozdrawiam,
Marysia
______________________________________________________________________________

      I znowu to samo... Znowu uciekł pod swoje ulubione drzewo i znowu myśli tylko o niej. W pamięci ma jej obraz... Obraz tak straszny, że ciężko byłoby go sobie wyobrazić postronnej osobie. Był u niej pół godziny. Przez cały ten czas, dziewczyna nie odezwała się słowem. Patrzyła w ścianę, zupełnie bagatelizując jego osobę. A Draco już się domyślał co się stało. Musiał się teraz tylko upewnić.
    A jeżeli to o czym myśli jest prawdą, zabije Weasleya.

***

        Nareszcie cisza. Jest już późno i czas odwiedzin się skończył. Leży, nie ruszając się nawet o centymetr. Nie widzi w tym najmniejszego sensu. Zastanawiała się, kiedy ta pustka w końcu ją opuści. Kiedy ta bańka, która ją chroni, w końcu pęknie. Bo pęknie na pewno. Tylko, że ona wcale tego nie chce. Dobrze jej teraz. Nie martwi się niczym. Może spać, może leżeć, nie musi martwić się o prace domowe, o sprawdziany, i inne nie potrzebne bzdety. Teraz nawet nie martwi się o swoich przyjaciół. Oni sobie poradzą i ona też sobie poradzi. Bo dopóki jest w swojej wielkiej bańce, wszystko jest dobrze.
    Albo wszystko jest źle? Nie ważne, już ją to nie obchodzi.

***

       Musi się z nią znowu spotkać. Już dłużej tego nie wytrzyma. Musi rozładować całe swoje napięcie, a jego celem jest Hermiona. Matka co chwilę przychodzi i błaga go o litość. Żałosna kobieta. Po kilku zaklęciach, którymi oberwała, powinna się nauczyć, żeby go o nic nie prosić. Niech siedzi cicho, w tej swojej kuchni, i niech gotuje, albo niech sprząta. Byleby tylko nie zawracała mu głowy. Dobrze, że chociaż ojciec tutaj nie przychodzi. Najwyraźniej się boi... boi się własnego syna, tchórz. Ale to dobrze, bardzo dobrze. Przynajmniej ma święty spokój, dach nad głową i pewność, że nikt go nie wyda Ministerstwu. Za bardzo kochają swojego synka, żeby skazać go na śmierć albo życie w Azkabanie.
   Wstał ze swojego łóżka i podszedł do biurka, wyciągając pióro i czysty pergamin. Musi się spotkać ze swoją dziewczyną.

***

       Minerwa McGonagall właśnie kończyła podpisywać dokumenty, kiedy do jej drzwi ktoś zapukał. Spojrzała na zegar – dochodziła północ.
 – Tak? – jej oczy rozszerzyły się, kiedy w drzwiach stanął Malfoy – Panie Malfoy, obawiam się, że to nie pora na wizyty. Chyba, że coś się stało?
 – Stało się. Byłem u Granger – Malfoy zatrzasnął drzwi, i podszedł do biurka dyrektorki.
 – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Pannie Granger należy się teraz odpoczynek, a my to powinniśmy uszanować.
 – Pani Profesor. Czy mogę być szczery?
 – Bardzo proszę, Panie Malfoy.
 – Granger wygląda okropnie – Minerwa spojrzała na Malfoya.
 – Cóż, panie Malfoy. Panna Granger dużo przeszła, więc faktycznie, ma prawo wyglądać... źle.
 – Ona nie wygląda źle. Ona wygląda strasznie. Do niej nic nie dociera. Wygląda jakby ktoś ją zgwałcił! – McGonagall nabrała głośno powietrza, a Draco spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.
 – To prawda? Ona została zgwałcona?!
 – Panie Malfoy, myślę, że najlepiej będzie jak pan już sobie pójdzie – wstała i chciała go odprowadzić do drzwi, ale chłopak na to nie pozwolił.
 – Najlepiej będzie, jeśli powie mi pani prawdę! To ja ją znalazłem, i chyba mam prawo widzieć! – podniósł głos, a dyrektorka wiedziała, że musi mu wszystko powiedzieć. Chłopak się zmienił, i zasługiwał na kredyt zaufania.
 – Panie Malfoy, proszę, niech pan siada – wskazała mu miejsce – czy ja mogę panu zaufać? – chłopak kiwnął głową, czekając na wyjaśnienia.
 – Rzeczywiście, Pannę Granger ktoś bardzo skrzywdził, i tak, niestety mamy pewność, że była to krzywda, przez gwałt – Draco zaniemówił. Owszem, zaczął się czegoś domyślać, ale błagam w duchu Merlina, żeby to nie była prawda.
 – Nie "ktoś" Pani Profesor – wyszeptał.
 – Co pan ma na myśli? – McGonagall nie zrozumiała.
 – Weasley. To Weasley jej to zrobił. Jestem pewny.
 – Czy ma pan jakieś dowody? – Draco pokręcił głową. Oczywiście, że nie miał. Rudy wszystko zaplanował tak, by nikt się o tym nie dowiedział.
 – Nie mam, ale...
 – Wobec tego, nie może pan rzucać takich oskarżeń. To mógłby być każdy.
 – Ale wszystko wskazuje na niego! Przecież on się nad nią znęcał! A teraz gdzieś się ukrywa, i pewnie planuje kolejny atak!
 – Panie Malfoy, rozumiem pana wzburzenie, ale tak jak mówię, nie mamy dowodów – Chłopak gwałtownie wstał z krzesła.
 – Świetnie, więc ja pani przyniosę te dowody – wyszedł zatrzaskując drzwi.
 – Chłopak jest w gorącej wodzie kąpany, uważaj na niego Minerwo – odezwał się portret Dumbledorea, który wszystkiemu się przysłuchiwał. McGonagall tylko pokiwała głową, i ukryła twarz w dłoniach.

***

         Wpadł do swojego dormitorium, i rzucił się na łóżko. O tej porze nic nie zrobi, ale rano znowu odwiedzi Granger, i dowie się wszystkiego.
 – A tobie co znowu? – Zabini zaspanym głosem odezwał się do Malfoya.
 – Nic, śpij – Zabini tylko mruknął coś nie wyraźnie, i przewrócił się na drugi bok.
         Godzinę później Draco nadal kręcił się na swoim łóżku. Nie radził sobie z tą sytuacją. Znowu przyszło mu na myśl, że nie tak miał wyglądać ten rok. Ale wyglądał i wszystko wskazywało na to, że nie uwolni się od Granger tak szybko, jakby tego chciał. Przywołując w pamięci jej widok, wszystko zaczynało go boleć. Dziewczyna leżała na tym łóżku, prawie niewidoczna. Bardzo schudła. Była jak kościotrup. Blada, prawie przeźroczysta. W ogóle nie przypominała tej Granger, którą była kiedyś. I to chyba bolało najbardziej. Tylko dlaczego, on się tym tak przejmuje? Przecież do niedawna, ta dziewczyna nic dla niego nie znaczyła, była nikim. A teraz? Czyżby była już kimś? Kimś dla niego? Dobra, przyznaje, że bardzo wyładniała, zrobiła się taka kobieca. Ale czy to coś mogło zmienić? Nadal była brudnej krwi. Brudnej krwi? A nie przypadkiem szlamą? Szlama to takie obraźliwe słowo, jakoś już nie pasuje do Granger. Ale niby dlaczego? Bo to nie ta sama dziewczyna, co jeszcze kilka lat temu.
     Miał za duży mętlik w głowie. Czuł, że zaraz wybuchnie. On po prostu nie mógł tak tego wszystkie zostawić. Już wiedział, że na McGonagall liczyć nie może. Zabiniemu też nie powinien o niczym mówić, a Potter i jego Ruda ukochana, też raczej mu nie pomogą. Musi działać na własną rękę. Nie ma innej opcji.

***

      – Jak się dziś czujemy, Panno Granger? – Pani Pomfrey jak co ranek przyniosła Hermionie śniadanie, która i tak za pół godziny odniesie do kuchni nietknięte. Tak było od tygodnia. Dziewczyna nic nie jadła, nic nie piła. Leżała tylko i patrzyła albo w sufit, albo na którąś z szafek, a szkolna pielęgniarka była bezsilna – Mamy dzisiaj piękny dzień. Na prawdę rzadko o tej porze roku, można zobaczyć słońce, a dzisiaj, proszę bardzo. Słoneczko grzeje, aż miło. Może chce się panienka przejść po błoniach? Możemy wybrać się na jakiś krótki spacer, chciałaby Panienka?– brak reakcji, tylko cisza. – Oczywiście, nie musi być już teraz, ale gdyby Panienka chciała, to proszę zawołać. Ubierzemy się i wyjdziemy. – pielęgniarka wyszła, kręcąc głową. Była bezradna i nie miała pojęcia co z tym zrobić.

***

        Spacer, a co to takiego? Jest w tym jakiś głębszy sens? Nie, raczej nie ma. Takie chodzenie w kółko, przebieranie nogami – prawa, lewa, prawa, lewa. Brak sensu. Jest dobrze, tak jak jest teraz! Przecież już to mówiła! A może nie mówiła? Nie pamięta. Ale chyba pielęgniarka już powinna zauważyć, że ona nie ma ochoty nigdzie wychodzić! Niech oni wszyscy dadzą jej spokój!
       Ktoś zapukał, a pani Pomfrey szybko podbiegła do drzwi. Hermiona nie zauważyła kto to był, bo pielęgniarka szybko wyprosiła gościa i znikła razem z nim na korytarzu. Pewnie to znowu Harry albo Ginny. Wspaniale... Przecież ona ich nie potrzebuje! Ona ich nie chce!

***

        – Co Pan tu robi, Panie Malfoy? – Pani Pomfrey wyszła na korytarz za Malfoyem. Nie chciała żeby Hermionę ktokolwiek denerwował.
 – Czy Granger już się obudziła?
 – Tak, już nie śpi.
 – Świetnie, muszę z nią porozmawiać – chciał przejść obok pielęgniarki, ale ta zagrodziła mu drogę.
 – Obawiam się, że to nie jest najlepszy pomysł. Ona nie chce z nikim rozmawiać.
 – Wiem o tym, i wiem, co jej się stało. Ale muszę ją zobaczyć, i muszę z nią porozmawiać. – Pani Pomfrey przez chwilę się zastanawiała, a później skinęła głową.
 – Dziesięć minut, panie Malfoy.
 – Zgoda.

***

           Drzwi się znowu otwierają. Pielęgniarka wchodzi pierwsza, ma dziwną minę. Szybko kieruje się w stronę swojego gabinetu i zamyka drzwi. A obok niej ktoś siada. Ciekawe kto tym razem. Albo nie, wcale nie ciekawe. Niech to sobie będzie, kto chce. Pogada, pogada, a później wyjdzie.
 – Cześć, Granger – O nie, to znowu on. Po co on przyszedł? Ponabijać się z niej? Świetnie, niech się trochę pośmieje i też niech sobie idzie.
 – Chciałem z tobą pogadać, o tym co Ci się stało – ma jakiś niepewny głos. Czyżby się jej bał? Śmieszne. Jej się przecież nikt nie boi, raczej to ona boi się każdego.
 – Granger, odwróć się i pogadaj ze mną – czuje jak ręka chłopaka ląduje niebezpiecznie blisko jej głowy. Gwałtownie się odsuwa. Nie zniesie dotyku. To parzy.

***

        W ostatnim momencie zrezygnował z dotknięcia jej włosów, ale dziewczyna odkryła jego zamiary. Nie spodziewał się tylko, że tak gwałtownie zareaguje.
 – Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć – kiedy on ostatnio kogoś przepraszał? To chyba pierwszy raz. Nagle do okna zastukała sowa. Draco szczerze się zdziwił. Otworzył okno i wpuścił zwierzę do środka. Sowa usiadła na łóżku Hermiony.
 – Granger, to chyba do ciebie – zero reakcji – w takim razie pozwolisz, że sam go otworze i przeczytam – sowa spojrzała na chłopaka i jakby rozumiejąc, podniosła nóżkę, pozwalając tym samym, by to on odebrał ten list. Gdy Draco wziął list do ręki, sowa zaskrzeczała żałośnie i wyleciała przez otwarte okno. Malfoya już to jednak nie obchodziło. Trzymał w ręce dowód, który potwierdzał jego teorie o Weasleyu.

Witaj, kochanie
Co powiesz na spotkanie dzisiaj, o zmroku w Zakazanym Lesie?
Twój Ron.

***

           – Czas się skończył, Panie Malfoy – Pani Pomfrey weszła do sali z zamiarem wyproszenia gościa Hermiony, ale wcale nie musiała tego robić. Draco stał już przy drzwiach.
  – Do widzenia – rzucił przez ramię i wyszedł.

***

      Wcale nie przeczytał tego listu na głos. Może on nie był do niej? Widocznie Malfoy nie był na śniadaniu w Wielkiej Sali, więc pewnie sowa przyniosła jego list tutaj. Zresztą nie ważne. Jakoś nie była ciekawa treści tego listu. Cokolwiek to było, skutecznie wyprosiło Malfoya z jej sali.

***

          Draco biegł prosto przed siebie i zatrzymał się dopiero przed wejściem do gabinetu McGonagall. Nagle oprzytomniał i zdał sobie sprawę, że nie może pokazać tego listu dyrektorce. Wiadomo, że ona nic z tym nie zrobi, a nawet jeśli, to tylko spłoszy tego parszywca. Musi się tym sam zająć, tak będzie najlepiej. Szybko zawrócił i skierował się do swojego dormitorium, żeby obmyślić jakiś plan. Jedyne co wiedział, to to, że na pewno spotka się dzisiaj z Weasleyem i załatwi to raz na zawsze. Musi tylko pilnować, żeby nikt więcej o tym spotkaniu się nie dowiedział.

***

      – Wychodzę – wrzasnął w głąb domu. Niech wiedzą, że mają chwilę dla siebie. Niech matka sobie polamentuje, a ojciec niech ją pocieszy. Banda idiotów. On i tak za chwilę wróci, tylko najpierw nacieszy się Hermioną i jej ciałem. Ona na pewno już na niego czeka, bo przecież zawsze czeka. A wiedząc, co ma do stracenia, na pewno przyjmie go z otwartymi ramionami. Eh... już nie może się doczekać.

***

      – Gdzie Ty znowu idziesz? – Blaise obserwował, jak Malfoy zarzuca na siebie pelerynę i chowa różdżkę do tylnej kieszeni spodni.
 – Nie długo wrócę. Muszę tylko coś załatwić.
 – Malfoy, w co Ty się znowu pakujesz?
 – W nic. Zaraz wrócę – wyszedł, nie czekając na reakcję przyjaciela. Musi to jak najszybciej załatwić.

***

         Szedł szybkim krokiem przez błonia, nie mogąc się doczekać, aż w końcu ją zobaczy. Ciekawe co ma dzisiaj na sobie? Mógł ją poprosić, by znowu ubrała ten sweterek, który miała na sobie ostatnim razem. W końcu ją dostrzegł. Stała parę metrów dalej, w długiej czarnej pelerynie, z kapturem zarzuconym na głowę. Była jakby nieco wyższa, co trochę go zdziwiło. Peleryna odbierała jej wszystkie kształty, które tak w niej uwielbiał. Musi się jej jak najszybciej pozbyć. Podszedł do niej i objął ją w pasie
     – Cześć kochanie – wyszeptał, czekając na reakcję. Dziewczyna w końcu powoli się odwróciła, a Ron gwałtownie zaczerpnął powietrza.
     Przed nim stał Draco Malfoy i kpiąco się uśmiechał.

poniedziałek, 7 marca 2016

Bańka

ROZDZIAŁ 18
Hej kochani! Przepraszam raz jeszcze, za ten poślizg! Dodaję kolejny rozdział, który musiałam pisać od nowa. Ale nie ma tego złego... rozdział podoba mi się jeszcze bardziej, niż ten, który straciłam. Jest inny niż wszystkie... taki nostalgiczny. Fajny, inny, ciekawy. Oceńcie sami.
A korzystając z tego, że jutro jest dzień kobiet – nasz dzień, chciałabym wszystkim moim czytelniczką, złożyć życzenia – miłości, ciepła, zdrowia, serdeczności, pogody ducha, żeby każdy Wasz dzień, był tym najpiękniejszym! Uwielbiam Was!
Całusy,
Marysia.
______________________________________________________________________________

           Luna szła samotnie przez korytarz na drugim piętrze, podziwiając wszystkie obrazy, które zdobiły korytarz. Właśnie miała skręcać, kiedy usłyszała za sobą ciche wołanie
 – Psssyt – dziewczyna obejrzała się za siebie i ujrzała Zabiniego, który stał za jednym z posągów i machał do niej ręką, wyraźnie dając jej znak, by podeszła.
 – Witaj, Ślizgonie – Luna uśmiechnęła się do chłopaka.
 – Cześć Luna, widziałem, że idziesz, więc pomyślałem, że się przywitam – Luna spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem.
 – To dlatego stoisz za posągiem? Czy po prostu się mnie wstydzisz? – Dziewczyna jak zawsze szczera do bólu, zbiła Zabiniego z tropu.
 – Eee... nie, w zasadzie to tak sobie oglądałem ten posąg – uśmiechnął się do niej.
 – Oczywiście, rozumiem – odwróciła się, i już miała odejść, kiedy Zabini powiedział
 – Słyszałaś o Granger? – spojrzała na niego – no o tym co się stało.
 – Tak, słyszałam. To straszne. Bardzo chciałabym ją odwiedzić, ale Profesor McGonagall nie pozwoliła mi, twierdząc, że Hermiona jest zmęczona. Ja jednak, myślę, że chodzi o coś innego. 
 – Niby o co? – Zabini stał się podejrzliwy. Wiedział, że Luna może wiedzieć coś więcej, bo w końcu była przyjaciółką wszystkich Gryffonów.
 – Tak sobie tylko mówię – uśmiechnęła się – ja już pójdę. Muszę jeszcze wysłać list do tatusia, bo będzie się martwił. Już dawno do niego nie pisałam – pomachała mu i pobiegła. Blaise tylko pokręcił głową z niedowierzaniem, i sam skierował się do swojego dormitorium, zastanawiając się co dokładnie stało się Granger. 

***

       Siedział nad jeziorem nie mogąc złapać tchu. Podkurczył nogi i schował głowę. To co zobaczył było dla niego bolesne. Ale właściwie czemu tak go to zabolało? Dlaczego zabolał go widok Granger? Spała taka bezbronna i taka... zastraszona. 
  – Głupia ciekawość – mruknął do siebie. Tak bardzo żałował tego, że tam poszedł. Co go w ogóle podkusiło? Miał się przecież odciąć od całej tej historii. Miał zacząć na nowo, bez problemów, i bez etykietki mordercy. A znowu jest tak samo. Większa część zamku myśli, że to on zaatakował Granger, a to przecież nie prawda. Już tak nie jest jak kiedyś. Zmienił się, tylko kiedy ludzie w końcu to zauważą?
 – Chyba jak zmienisz nazwisko – prychnął. Wiedział, że nazwisko też robi swoje, a akurat jego, znał każdy czarodziej. Syn Śmierciożercy...
 – Co ty tutaj robisz, Smoku? – Zabini podszedł do przyjaciela i usiadł obok. Malfoy był zły. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał, jednak w zamku pełnym ludzi, to było nieuniknione. 
 – A ty? Jest już grubo po ciszy nocnej. Lepiej wracaj, bo Filch na pewno wlepi Ci szlaban.
 – To samo tyczy się Ciebie. Dlatego pytam, co Ty tutaj robisz? – Zabini nie był osobą, której można było powiedzieć cokolwiek, byleby się odczepił.
 – Myślę – powiedział w końcu, patrząc przed siebie. 
 – Daj spokój. Co się z tobą dzieje? Od kilku dni chodzisz jak nie ty. Nigdy taki nie byłeś – zauważył błyskotliwie.
 – A teraz jestem, no i co z tego? – Draco spojrzał na Blaisea swoimi szarymi oczami.
 – To, że coś musiało Cię do tego skłonić. Więc pytam, co takiego? Nie jestem głupi, Smoku!
 – Nikt nie powiedział, że jesteś głupi – westchnął zrezygnowany – myślę o... Granger.
 – Co z nią?
 – Byłem u niej – Blaise nie wiedział co powiedzieć. Ostatnią rzeczą, której mógł się spodziewać po Malfoyu to współczucie.
 – Jak to byłeś? Niby po co?
 – Nie wiem po co! Po prostu musiałem...
 – Ją zobaczyć – przerwał mu przyjaciel – Malfoy, widzę, że Ty się tą sprawą z Granger przejmujesz. I nie oszukuj się, to widać. Tylko powiedz mi jedno, po co Ci to wszystko?
 – Nie wiem po co ! – zdenerwował się – Stary, nie mam pojęcia. Coś mi po prostu kazało tam iść.
 – I rozmawiałeś z nią chociaż? – Malfoy pokręcił głową.
 – Spała.
 – Czyli co? Chcesz mi powiedzieć, że będziesz się tak bez sensu katował, nie wiadomo czym, tak na prawdę, do póki z nią nie pogadasz? 
 – Nie. Dopóki nie dowiem się, co jej się stało, i kto jej to zrobił – Zabini spojrzał na przyjaciela jak na wariata. Zupełnie go nie poznawał. 
 – Tak, bo Granger na pewno Ci powie – mruknął. 
 – Powie, w końcu powie – Draco zaczął się zbierać z zimnej ziemi – już ja tego dopilnuje.

***

          Cisza, pustka, próżnia, nicość. Nawet nie ból, nawet nie cierpienie. Po prostu nic. Jakby była zawieszona w czasie. Ktoś przychodził, coś mówił. Przytakiwała albo kręciła głową. Nie chciało jej się mówić, nie chciało jej się być. Za dużo straciła, za dużo wycierpiała. I za co, tak na prawdę? Jaki był powód tego wszystkiego? Co ona złego zrobiła? Pomogła zabić Voldemorta? Ocaliła świat, przed złym czarnoksiężnikiem? Może nie powinna była? Może to dlatego teraz musi cierpieć. Ale czy cierpiała? Czy czuła ból? Nie wie... Trochę ją nawet śmieszyła ta sytuacja. W jednym dniu ma wszystko – przyjaciół, kochającą rodzinę, wspaniałą szkołę... a w drugim dniu to wszystko się wali, jak taki domek z kart. Ron dmuchnął, i cały jej świat się zawalił, i nie ma już nic. Rodzina? Nie wie nawet, czy jeszcze żyją. Przyjaciele? Jeśli są, to dobrze, jeżeli ich nie ma, trudno. Szkoła? Kogo obchodzą stopnie? Kogo obchodzi transmutacja, eliksiry, zielarstwo i cała reszta? To nie jest ważne. W zasadzie... co teraz jest ważne? Nic.
      Widzi twarz Profesor McGonagall. Kobieta coś do niej mówi, coś tłumaczy. Ale o czym ona mówi? Po co ona to mówi? Czy ona myśli, że Hermione to obchodzi?
      Kolejne twarze – Harry i Ginny. A oni co tutaj robią? Też coś do niej mówią. Harry próbuje dotknąć jej dłoni, ale ona odruchowo chowa ją pod kołdrę. Widzi, jak Ginny patrzy wymownie na Harrego. Hermiona nawet wie, co Ginny chce powiedzieć – " nie dotykaj jej, Harry. To wariatka". A później oboje wstają z krzeseł, łapią się za ręce, i wychodzą. Machają jej na pożegnanie, ale ona już tego nie widzi. Odwraca się do nich tyłem. Nie chce widzieć. Bo nie jest jej to potrzebne. 
      W zasadzie... to nic nie jest jej potrzebne. Dobrze jej się leży. Bo niby po co miałaby wstać? Żeby się umyć? Żeby Pani Pomfrey mogła zmienić jej pościel? Nie, to nie jest potrzebne. Mówiła już, ona niczego nie potrzebuje.
      Jest dobrze, albo nie jest źle... chyba.

***

        – Nic do niej nie dociera – wyszeptała Ginny. Siedziała razem z Harrym w pokoju wspólnym. Właśnie wrócili od Hermiony, która zdawała się być w zupełnie innym świecie.
 – Wiem, widziałem – powiedział Harry.
 – Co my zrobimy? Ona wyglądała, jakby wszystko było jej obojętne. Nie słyszała nas. Wątpię, żeby w ogóle wiedziała, o czym my mówiliśmy – dziewczynie chciało się płakać. Jej Hermiona... jej najlepsza przyjaciółka.
 – Nie wiem, Ginny. Nigdy nie byłem w podobnej sytuacji – Ginny spojrzała na niego ze złością.
 – A ja byłam?! Myślisz, że ja wiem, co się robi? Co się mówi?
– Ginny, nie to chciałem powiedzieć. Nie chciałem Cię urazić. Po prostu... Ja już sam nie wiem – Potter pokręcił z rezygnacją głową. Tego było za dużo. Zdecydowanie wolałby szukać jeszcze raz Horkruksów, niż przeżywać to, co się dzieje z jego najlepszą przyjaciółką. 
 – Przepraszam, Harry. Nie chciałam. – Chłopak pokiwał głową. Rozumiał ją. Wiedział, że dla niej to też jest trudne. 
 – Musimy ją odwiedzać, Ginny. Musi wiedzieć, że nie zapomnieliśmy o niej. Że ma po co żyć, że jej potrzebujemy. Ona w końcu się przed nami otworzy, porozmawia. Tylko jej potrzebny jest czas. – teraz to Ginny pokiwała głową. Harry miał rację.
 – Jutro po lekcjach ją odwiedzimy. Opowiemy jej co się działo na lekcjach, i co ją ominęło. Tylko nie możemy się zrażać, jeżeli nie będzie chciała z nami rozmawiać.
– Masz rację. Tak zrobimy – pocałował ją w czoło, dając tym samy dowód na to, że jest przy niej.

***

         Znowu ktoś przyszedł. Codziennie ktoś tutaj wchodzi, a później wychodzi. To znowu oni – jej przyjaciele. Ale po co oni znowu przyszli? Czy nie dała im jasno do zrozumienia, że ona nie potrzebuje nikogo? Coś mówili o meczu, ale jakim meczu? No tak... przecież Harry lata na miotle, i łapie znicz. W zasadzie, to takie latanie też jest bez sensu. Może kiedyś mu o tym powie, ale nie teraz. Teraz nie ma na to siły. Wygodnie tak leżeć. Nawet może się już przewracać z boku na bok, nie krzywiąc się przy tym z bólu. Bo już przestaje boleć. Jest coraz lepiej. Może kiedyś powie o tym Pani Pomfrey, która kilka razy dziennie pyta, jak się czuje, a później odchodzi ze spuszczoną głową, nie dowiedziawszy się niczego. 
           Harry i Ginny nadal siedzą obok jej łóżka. Długo to jeszcze potrwa? Długo jeszcze będą opowiadać, o tym co się dzisiaj działo? Przecież jej to nie dotyczy. Dobrze jest jej tak, jak jest teraz. Bezproblemowo. Bo ona przecież nie ma żadnych problemów. Jej wszystkie problemy zniknęły, kiedy Ron urządził jej to piekło.
      Teraz jest już tylko pustka. Wygodna ta pustka. To takie nic, taka niewidzialna bańka, a w tej bańce jest tylko ona. Ciekawe czy w tej bańce jest powietrze? Chyba tak, skoro oddycha. A oddychanie, to też takie bez większego sensu. Jej pierś się podnosi, kiedy nabiera powietrza do płuc, a później wolno opada. Tak jak ona. Ona już też opadła. Może to i lepiej?
      Dobrze jest tak, jak jest teraz... chyba.

***

        – A ty gdzie znowu? – Zabini siedział z Draconem przy stole, i kończył jeść obiad. Zaraz zaczynały się eliksiry. 
 – Muszę coś załatwić – wymamrotał blondyn. Przyjaciel przyjrzał mu się dokładnie
 – Chyba nawet wiem, co chcesz załatwić. Znowu chodzi o Grea....
 – Zamknij się, kretynie! Chcesz, żeby ktoś nas usłyszał? 
 – A czy ciebie to jeszcze obchodzi? Bo mi się wydaje, że ciebie po za tą dziewczyną, to już nic nie obchodzi – Malfoy chętnie przywali by mu w nos, ale niestety, było za dużo świadków.
 – Nie bądź taki mądry, dobra? Ona mnie wcale nie obchodzi.
 – Nieee, skąd. Tylko odkąd byłeś u niej w szpitalu, miotasz się z kąta w kąt. Pewnie nawet nie wiesz, co teraz będziemy mieć
 – Oczywiście, że wiem. Transmutacje. Jak co środę, po śniadaniu – odparł w przekonaniu Malfoy, i ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali
 – Brawo! Dzisiaj jest czwartek, jemy obiad i idziemy na Eliksiry! – Krzyknął za nim Blaise, ale Draco już nie słyszał. Natomiast usłyszała to reszta Wielkiej Sali, dochodząc do wniosku, że Zabini zwariował. 

***

          I znowu stał pod skrzydłem szpitalnym, znowu nie wiedząc, co dokładnie tutaj robi. Ostatnio niczego już nie wiedział. Był przekonany, że zaczyna mu odbijać, a to nie wróży niczego dobrego. Wejść tam? I co jej powie? Że chce pogadać? W sumie, to prawda. On chce pogadać. Ale pogadać z Granger? Tak, właśnie z nią. Tego właśnie chce. A może nie chce, tylko potrzebuje? Co za różnica, na jedno przecież wychodzi. 
       Wejdzie tam, i powie, że oczekuje od niej wyjaśnień. Że chce wiedzieć co się stało. Ale kim on był, żeby tego od niej żądać? Jej wrogiem. No właśnie, a skoro jest jej wrogiem, to chyba  nie ma prawa, żeby czegoś od niej żądać, prawda? Dobra, ale czy ona na pewno jest jej wrogiem? Czy nadal uważa Granger, za gorszą? Brzydzi się jej? Wstydzi?
 – Już nie – powiedział, i wszedł do skrzydła szpitalnego.

***

       Znowu ktoś wchodzi. Ale nie wie kto, bo leży odwrócona tyłem do drzwi. To pewnie znowu Ginny i Harry. Albo McGonagall, przyszła znowu coś jej tłumaczyć. Nie ma sensu się odwracać, bo jej to nie dotyczy. Jej bańka ją chroni. 

***

          – Cześć, Granger – wymamrotał, podchodząc wolno do jej łóżka. Była jedyną pacjentką. Leżała odwrócona do niego plecami, zupełnie nie reagując na jego słowa. Tego się nie spodziewał. Był pewien, że dziewczyna, kiedy tylko go zobaczy albo usłyszy, zerwie się na równe nogi, i każe mu się stąd wynosić. Ale ona tego nie zrobiła. Może śpi? Okrążył jej łóżko, i spojrzał na jej twarz. Nie, nie spała. Obdarzyła go przelotnym spojrzeniem, i znowu zapatrzyła się w ścianę. Tego już zupełnie się nie spodziewał. Powinna krzyczeć, drzeć się na niego! Powinna wyrywać sobie włosy z głowy, i pokazać mu palcem, gdzie są drzwi. Ale nic takiego się nie stało.
 – Co się z tobą stało, Granger? – Powiedział, otwierając swoje szare oczy, ze zdziwienia.

***

         Malfoy. Tak, ten blondyn, o szarych oczach, nazywa się Malfoy. Ale nie jest tego pewna. Patrzy na nią, a jego wzrok parzy jej skórę. Po co on przyszedł? Czy jest mu coś winna? Jeżeli to Malfoy, to może faktycznie, czegoś od niej chce. Może powinna się odezwać? Zapytać po co przyszedł, a później wskazać palcem drzwi, żądając by się stąd wynosił. Ale to nie jest teraz istotne. Jeżeli przyszedł, to trudno. Niech postoi, albo posiedzi. Niech robi co chce. Przecież to nie jej sprawa. A może jej? To chyba Malfoy, ją wtedy znalazł. Tak, to były te same oczy. Chyba powinna mu podziękować? Powiedzieć, że jest mu wdzięczna. Ale nie, nie zrobi tego. Ona nie jest mu wdzięczna. To przez niego, teraz tutaj leży. Gdyby on jej nie znalazł, pewnie byłaby już na innym świecie. Byłoby jej lepiej. Ale tutaj też jest jej dobrze. Ma swoją bańkę, która chroni ją przed całym światem.
       Może faktycznie, trzeba otworzyć usta i mu podziękować? Nie, jednak nie. Jej bańka, nie pozwala jej na to. Zresztą, on też nic nie mówi. Stoi tak, i się patrzy. Patrzy tymi szarymi oczami, lustruje ją, przenika. Dlaczego on nic nie mówi? Coś się stało?
      Nieważne... jej bańka ją chroni.

piątek, 4 marca 2016

Poślizg

Hej Kochani. Chciałabym Was bardzo przeprosić, ale niestety rozdział nie ukaże się dzisiaj... Mój komputer zbuntował się, i zaciął w najmniej odpowiednim momencie, zjadając tym samym cały rozdział... Mam nadzieję, że zrozumiecie, i wybaczycie. Z racji tego, że w weekend mam studia, obiecuję rozdział dodać w poniedziałek.
Przepraszam raz jeszcze.
Ściskam mocno,
Marysia