sobota, 25 lipca 2015

Gra

Przepraszam za opóźnienie, ale już nadrabiam i przesyłam kolejny rozdział. Nie jestem z niego zachwycona, właściwie wcale mi się nie podoba... ale może akurat Wam przypadnie do gustu. Z góry przepraszam za błędy, które się mogą pojawić w tekście. Przesyłam Wam mnóstwo całusów :*

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

                                                ROZDZIAŁ 10


          Nie miał pojęcia jak mogło do tego dojść. Siedział teraz w gabinecie McGonagall i wpatrywał się w okno. Nie miał zamiaru z nikim rozmawiać, nie musiał się przed nikim tłumaczyć.
  – Ronaldzie, oczekujemy wyjaśnień – McGonagall wpatrywała się w niego surowym wzrokiem. Pani Weasley szlochała cicho w kącie, a jej mąż wpatrywał się w syna, lecz w tym spojrzeniu nie było gniewu tylko wielkie rozczarowanie.
 – Nie mam wam nic do powiedzenia – Uciął i nadal uparcie patrzył w okno.
 – Dobrze, skoro tak, nie pozostawiasz mi wyboru. Muszę wezwać Ministra Magii i niestety, oddać cię w ręce Ministerstwa – Minerwa wstała i wyciągnęła z jednej z półek czysty pergamin i pióro, po czym z powrotem usiadła za biurkiem.
 – Nie, błagam. Ron na pewno tego nie chciał – Matka Rona złożyła ręce jak do modlitwy. Było dla niej niepojętym, to czego dopuścił się Ron, ale wciąż był jej dzieckiem. Wciąż go kochała.
 – Molly, przykro mi, ale twój syn znęcał się i torturował Hermionę. Prawie doprowadził do jej śmierci. Naprawdę, nie mam innego wyjścia, muszę o tym zawiadomić władzę. – Otwarła okno i zaraz pojawiła się szara sowa, która z listem przywiązanym do nóżki, zniknęła w ciemności.
 – Ronadzie, czy jesteś pewny tego, że nic nam nie powiesz? – McGonagall spróbowała jeszcze raz
 – Powiem tylko tyle: Ta szlama tego pożałuje – Po tych słowach, odwrócił się do nich wszystkich plecami i pogrążył się we własnych myślach. Nikt ze zgromadzonych, nie miał odwagi by coś powiedzieć. Nikt nie spodziewał się, że takie słowa mogą paść z ust Weasleya, chłopaka, który pomógł Potterowi zabić Voldemorta, chłopaka, który zawsze był dobry, uczciwy i oddany swoim przyjaciołom, a także chłopaka, który został wychowany w miłości, w rodzinie która ponad wszystko stawiała dobro innych niż swoje. A jednak, Ron Weasley się zmienił, i nikt nie wiedział dlaczego ta zmiana nastąpiła.


                                                               ***


      W czasie, kiedy Ron siedział w gabinecie McGonagall, Hermiona powoli wspinała się po schodach. Za nią szedł Malfoy, głośno tupiąc nogami. Dziewczyna nie wiedziała co mogłaby mu powiedzieć, jak ubrać w słowa, to wszystko co się zdarzyło. Wiedziała, że Malfoy jej nienawidzi, a teraz, po tym co mu zrobiła, była pewna, że ta nienawiść tylko się pogłębi. Bała się, że Dracon może się na nią mścić, w taki sposób, w jaki robił to Ron. 
 – Nie masz mi nic do powiedzenia, Granger? – Z zamyślenia wyrwał ją głos Malfoya. Był zimny i pozbawiony emocji
 – Wszystko ci powiedziałam. Naprawdę mi przykro, gdybym nie musiała, to w życiu bym tego nie zrobiła – Hermiona przystanęła na schodach i odwróciła się twarzą do niego. On też się zatrzymał. Dziewczynę zdziwiło to, że w jego spojrzeniu nie dostrzegła złości. Raczej beznamiętność i zrezygnowanie. Nie spodziewała się tego.
 – Dlaczego musiałaś to wszystko zrzucić na mnie? Przecież wiesz kim byłem, i co mogliby mi za to zrobić
 – To nie był mój pomysł, mówiłam ci już. Ron mnie do tego zmusił, on doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robi. Właśnie przez wzgląd na twoją przeszłość, to miałeś być ty. Nie dość, że widziałeś, co on ze mną robi, to jeszcze był pewny tego, że byłbyś do takich czynów zdolny, a zrzucenie na ciebie całe odpowiedzialności za to, było idealne
 – Jeśli go spotkam, obiecuje, że go zabije – Malfoy wyminął ją, i teraz to on szedł pierwszy. Nie miał ochoty jej odprowadzać, ale skoro McGonagall mu kazała, to niech jej już będzie.
 – Nie sądzę, byś miał okazję do spotkania z nim – Hermionie znowu zaszkliły się oczy. Naprawdę miała tego wszystkiego dość. Pomyślała o tym, jak jutro będzie musiała się tłumaczyć ze wszystkiego Harry’emu i Ginny. Wiedziała, że będzie musiała im wszystko opowiedzieć, była im to winna. Nie wiedziała tylko, jak oni na to zareagują. Czy będą źli na nią, że tak długo trzymała to wszystko w sekrecie, czy może zaczną jej współczuć, i staną po jej stronie? Jęknęła cicho, i usiadła na schodach. Nie miała sił, żeby iść dalej. Musiała odpocząć. Draco dopiero po chwili spostrzegł, że dziewczyna za nim nie idzie, więc wrócił się i usiadł obok niej. Przez chwilę panowała cisza, a później Malfoy się odezwał
 – Słuchaj Granger, oboje doskonale wiemy, że jesteśmy wrogami, i że zawsze się nienawidziliśmy. Ale uwierz mi, nigdy, przenigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego, jak Rudy. W czasie wojny byłem zmuszony, by oglądać wszelkiego rodzaju tortury, i wierz mi, nigdy nie widziałem czegoś bardziej okropnego. – Hermiona ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się, a Malfoy chociaż wcale nie miał na ochoty, objął ją ramieniem. Dzięki swojej matce, w Draconie pozostały resztki człowieczeństwa i współczucia.
 – Malfoy, tak strasznie cię przepraszam
 – W porządku, Granger. Na szczęście Diabeł i ta wariatka przekonali cię, byś w porę się przyznała.
 – Gdyby nie oni, pewnie siedziałbyś teraz w Ministerstwie… – Hermiona wiedziała, że minie sporo czasu zanim sobie wybaczy to co zrobiła.
 – Myślę, że powinniśmy o tym zapomnieć, i jeśli się zgodzisz… to chciałbym żebyśmy zaczęli naszą znajomość od nowa – Zapadła cisza. Hermiona zastanawiała się, czy aby na pewno się nie przesłyszała. Czy aby na pewno ten młody arystokrata, odwieczny wróg, z którym od pierwszej klasy nie robiła nic innego, tylko się kłóciła, poprosił ją o czystą kartę? O to, by byli normalnymi znajomymi? Odsunęła się od niego, by zobaczyć jego twarz. Była przygotowana na to, że zobaczy jak Malfoy się głupio śmieje, a później mówi jej, że to był żart, i nazywa ją szlamą. Ale nic takiego nie zobaczyła. Patrzył na nią, pełen powagi, a jego oczy były ciepłe i przyjazne.
 – Czy ty mówisz poważnie? – Wyszeptała
 – Zupełnie poważnie, Granger. Mogę przysiąc, że już kilka razy mówiłem ci, że się zmieniłem. Mam dość kłótni. Nie gwarantuje, że się zaprzyjaźnimy. Raczej chodzi mi o zakopanie toporu wojennego.  – Malfoy nieśmiało się do niej uśmiechnął, i wyciągnął rękę – Zgoda? – Hermiona patrzyła na jego wyciągniętą dłoń, i po chwili wahania sama wyciągnęła swoją. W momencie kiedy ich dłonie się złączyły, poczuła miłe ciepło rozchodzące się po jej ciele. Takiego uczucia doświadczyła do tej pory tylko raz, kiedy u Olivandera wybrała swoją różdżkę. Teraz to uczucie się powtórzyło. Przestraszona, i równocześnie zaintrygowana tym odkryciem, szybko cofnęła swoją dłoń.
– Myślę, że powinniśmy już iść. Oboje chcemy odpocząć – Malfoy wstał i pomógł wstać Hermionie. Dziewczyna patrzyła na niego, jak na kogoś chorego psychicznie. Fascynował i intrygował ją ten nowy Malfoy.
 – Poradzę sobie sama, to tylko jeszcze jedno piętro. Eee… dziękuję, że mnie odprowadziłeś. – Hermiona nie czekając na odpowiedź, szybko pobiegła dalej. W zasadzie sama nie wiedziała co się stało. Dotarła w końcu do portretu Grubej Damy, wypowiedziała hasło i udała się do dormitorium. Zauważyła, że Ginny już śpi, ale musiała chyba na nią czekać, bo spała na siedząco w swoim łóżku. Hermiona podeszła do niej, poprawiła jej poduszki, i ułożyła delikatnie, by dziewczyna się nie obudziła. Następnie wzięła długą kąpiel i sama poszła spać. Zastanawiała się, dlaczego jej humor tak szybko się poprawił. Jeszcze dziesięć minut temu płakała i miała ochotę skończyć ze sobą, a teraz, po tej dziwnej rozmowie z Malfoyem, Hermiona uśmiechała się sama do siebie. Musiała się przyznać sama przed sobą, że nie może się doczekać tego, co wyniknie z jej znajomości ze ślizgonem. Z takimi myślami zasnęła.


                                                            ***


        – Jestem twoim dłużnikiem, do końca życia – Malfoy właśnie rozlewał Ognistą do dwóch szklanek. Zabini uśmiechnął się pod nosem.
 – Lepiej mi powiedz, co się działo jak wyszliśmy z Luną z gabinetu McGonagall
 – Z „Luną” ? – Malfoy był pewien, że się przesłyszał.
 – Tak, z Luną. Przestań, ja ją lubię, a jak masz z tym jakiś problem, to…
 – Pogodziłem się z Granger – Przerwał mu Malfoy.
 – Co zrobiłeś? – Blaise nie wierzył własnym uszom
 – To co słyszałeś. Granger nic złego mi nie zrobiła, a to co ja o niej mówiłem, to były słowa mojego ojca, tylko wypowiadane moimi ustami. 
 – No stary, tego się nie spodziewałem. Ale to dobrze, cieszę się, że wreszcie dorosłeś.
 – Ta. Ale to nie zmienia faktu, że jak spotkam Weasleya, to go zabije.
 – Z przyjemnością ci pomogę. A tak właściwie, to co o tym wszystkim myślisz? Jak poszedłem do Hermiony, i kiedy zaczęła opowiadać o tym wszystkim, to szczerze mówiąc chciało mi się wymiotować. Nie spodziewałem się tego po Rudym.
 – Ja też nie. Wydawać by się mogło, że są sobie „przeznaczeni” czy jak to się tam nazywa. – Malfoy dokończył swoją porcję Ognistej i poszedł do łazienki. Nie chciało mu się drążyć tego tematu. W zasadzie sam był zagubiony, i nie do końca wiedział, dlaczego chciał skończyć kłótnie z Granger. Do tej pory, te wieczne spory, sprawiały mu nie małą przyjemność. Ale po tym, czego się dowiedział o niej i o Weasleyu, nie miał ochoty już jej więcej dokuczać. Doszedł do wniosku, że dziewczyna za dużo przeszła. Przypomniał sobie moment, w którym jej dłoń zetknęła się z jego dłonią, i to dziwne uczucie, które mogło byś porównywalne tylko z tym, kiedy jego różdżka go wybrała. Zastanawiał się, czy Granger też coś poczuła.


                                                                 ***


            Nazajutrz,  Hermionę czekało spore wyzwanie. Gdy tylko zeszła do pokoju wspólnego, jej przyjaciele się na nią rzucili, ściskając ją i całując. Dziewczyna opowiedziała wszystko Harry’emu i Ginny, a po skończeniu swojej opowieści, oboje przytulili ją do siebie, tym samym dając jej do zrozumienia, że są całym sercem z nią. Gryfonka była im niezwykle wdzięczna.
 – Dostałam rano list od rodziców. Napisali, że Ron jest cały czas przesłuchiwany, i z tego co wiem, nie chce się do niczego przyznać – Ginny powiedziała to wszystko na jednym wdechu. Miała sobie za złe, że zaniedbała Hermionę i zostawiła ją z tym wszystkim samą.
 – Najważniejsze, że go już tutaj nie ma, Hermiono. Jesteś bezpieczna – Harry ucałował dziewczynę w czubek głowy – A teraz chodźmy na śniadanie. Umieram z głodu. – Wziął obie dziewczyny za ręce i razem zeszli do wielkiej sali. Tam na każdym kroku, pokazywano sobie Hermionę palcami. Jedni patrzyli na nią ze współczuciem, drudzy z przerażeniem, a ślizgoni z wielką kpiną. Gryfonka nie spodziewała się, że wieści na temat tych zdarzeń rozniosą się po szkole tak szybko. Spuściła wzrok, i usiadła obok Harrego. Nie miała ochoty na jedzenie, jednak Ginny podała jej talerz z tostem, który w końcu zjadła. Po śniadaniu udała się na pierwszą lekcję, transmutację.  Pożegnała się z Harrym i Ginny, i weszła do sali. Zastanawiała się, jaki będzie dzisiaj Malfoy i czy będą mieli o czym rozmawiać.
       – Witam na zajęciach. Na początku chciałabym wam powiedzieć, że pan Weasley nie będzie się już uczył w Hogwarcie, a dlaczego, pewnie już wszyscy wiecie – Uczniowie odwrócili się w stronę Hermiony jak jeden mąż i patrzyli na nią. – Prosiłabym was także o to, abyście nie zadręczali panny Granger zbędnymi pytaniami na temat tego, co się stało. A teraz wracamy do lekcji – McGonagall zaczęła pisać coś na tablicy, ale Hermiona jakoś nie miała ochoty by cokolwiek zapisywać, albo uczestniczyć w tej lekcji.  Do tego wszystkiego, Malfoy w ogóle się do niej nie odzywał. Nie raczył się nawet przywitać. Dziewczyna doszła do wniosku, że wszystko to co wczoraj jej powiedział, było tylko kolejnym żartem. Postanowiła się tym nie przejmować, i całą swoją uwagę próbowała skupić na tym, co profesor McGonagall właśnie mówiła.


                                                                 ***


              Harry siedział na kolejnej nudnej lekcji Obrony i słuchał na temat zaklęć niewybaczalnych.  Nie widział najmniejszego sensu, by słuchać tego, co mówiła im nowa nauczycielka, dlatego zaczął rozmyślać na temat tego wszystkiego, co powiedziała im Hermiona. Odkąd dowiedział się, co robił Ron, Harry nie mógł sobie znaleźć miejsca. Nigdy w życiu nie spodziewał się tego co zrobił jego przyjaciel. Wybraniec doszedł do wniosku, że Rona musiała zniszczyć Wojna. Śmierć Freda, którą Ron widział na własne oczy, była zbyt bolesna, by nie pozostawić po sobie żadnego śladu. Harry wiedział, że gdyby Ron okazał skruchę, że gdyby przeprosił Hermionę i obiecał, że się poprawi, to niczego by to nie zmieniło. Harry brzydził się przemocą, wszyscy o tym wiedzieli, więc tym bardziej bolało go to co zrobił jego najlepszy przyjaciel, którego zawsze traktował jak brata. 
          Po skończonej lekcji, Harry postanowił udać się do Sowiarni i wysłać list, który wczoraj napisał do rodziców Rona. Strasznie im współczuł tego, co zrobił ich syn i chociaż Harry znienawidził Rona, to wciąż kochał państwa Weasley, tak jak rodziców. To była naprawdę dobra rodzina. Harry wiedział ile cierpienia i bólu było w tej rodzinie w czasie Wojny. Wiedział też, jak bardzo się dla niego poświęcali, by był bezpieczny. Nie, na nich nie mógł się gniewać, i obarczać ich winą za to co zrobił ich najmłodszy syn. Przywiązał list, w którym były słowa współczucia i zapewnienie, że oni nie są temu wszystkiemu winni, do nóżki jednej z sów, a ta momentalnie wyfrunęła z Sowiarni i poszybowała wysoko w górę.


                                                                     ***


              Po dzwonku, Hermiona zabrała wszystkie swoje rzeczy i jako pierwsza opuściła salę. Było jej naprawdę przykro z powodu tego, jak zachowywał się Malfoy. Nie odezwał się do niej słowem przez całą lekcję, traktował ją jak powietrze. Nie spodziewała się, że tak będzie. Z drugiej strony była jednak na siebie zła, ponieważ czuła, że za bardzo jej na nim zależy. Nie wiedziała czym to jest spowodowane, ale bardzo chciała zbliżyć się do tego chłopaka. 
 – Hermiono? – Blaise Zabini biegł w jej stronę. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
 – Hej, Blaise
 – Jak się trzymasz? Współczuję ci tego nagłego zainteresowania ze strony wszystkich uczniów
 – Tak, to jest trochę krępujące, ale radzę sobie, dzięki – W zasadzie nie miała ochoty rozmawiać z przyjacielem Malfoya. Hermiona wiedziała co Zabini dla niej ostatnio zrobił i była mu wdzięczna za całą pomoc i wyrozumiałość jaką od niego otrzymała, ale nie była pewna, czy naprawdę może mu tak zaufać.  Wyminęła go i chciała się szybko oddalić, kiedy jego głos ją zatrzymał
 – Słyszałem, że pogodziłaś się z Draco – Hermiona odwróciła się do niego. Zastanawiała się co blondyn mu powiedział.
 – Tak, można tak powiedzieć. – Wybacz mi Zabini, ale chciałabym jeszcze wpaść do biblioteki przed następną lekcją. Pomachała mu, i szybko odeszła w swoją stronę. Zabini wzruszył rękami, i poszedł w drugą stronę, szukając swojego przyjaciela.


                                                                    ***


        Hermiona kartkowała grubą księgę, w poszukiwaniu jednej z definicji, którą dzisiaj usłyszała na transmutacji. W zasadzie mogłaby o to spytać McGonagall, ale jakoś nie chciała zwracać na siebie większej uwagi, niż to było konieczne.
  – Czego szukasz, Granger? – Hermiona podskoczyła. Nie spodziewała się, że spotka kogoś w bibliotece, o tak wczesnej porze. Tym bardziej, nie spodziewała się, że spotka Malfoya
 – Niczego konkretnego, Malfoy. A ty co tutaj robisz?
 – Chciałem z tobą porozmawiać. Widziałem jak wyszłaś z lekcji, obrażona na cały świat. Domyślam się, że to przeze mnie – Hermiona zaczerwieniła się jak burak. Bezczelność tego arystokraty przechodziła ludzkie pojęcie.
 – Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Malfoy. I wcale nie byłam obrażona, a tym bardziej z twojego powodu – burknęła urażona jego śmiałością.
 – Wokół ciebie też wszystko się nie kręci. Tak czy inaczej, chciałem ci powiedzieć, że to, co wczoraj powiedziałem, było prawdą. Ale to nie znaczyło, że będziemy teraz przyjaciółmi, Granger. Dlatego wolę się do ciebie nie odzywać, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego i obraźliwego – Malfoy przeszedł obok niej, mrugnął i wyszedł z biblioteki. Hermiona jeszcze chwilę stała i nie mogła dojść do siebie. Do tego, jego boskie perfumy, skutecznie utrudniały jej to zadanie.
 – Zachowujesz się jak dziecko, Malfoy! – Korzystając z tego, że bibliotekarki nie było w pobliżu, ryknęła tak głośno jak potrafiła, mając nadzieję, że arystokrata to usłyszał. Zatrzasnęła ze złością księgę, wiedząc, że i tak nic nie znajdzie, i poszła w kierunku lochów, na następną lekcję.


                                                                     ***


       – Pamiętajcie, za tydzień chcę byście przynieśli mi wasze wypracowania na temat eliksiru wyostrzającego słuch! – Profesor Slughorn, pożegnał ich krótkim machnięciem dłoni, i wszyscy uczniowie skierowali się na obiad do wielkiej sali. Hermiona szła samotnie, ciesząc się, że w końcu usiądzie ze swoimi przyjaciółmi, mając nadzieję, że trochę ją rozweselą. Ten dzień na pewno nie był dobrym dniem. Dziewczyna modliła się w duchu, by już nic nie zepsuło jej resztek dobrego humoru.
 – Jak lekcje? – Ginny usiadła obok brązowookiej i zaczęła nakładać sobie na talerz różne pyszności.
 – Oprócz tego, że wszyscy się na mnie gapią, to całkiem znośnie.
 – Przejdzie im – do rozmowy dołączył się Harry, który usiadł naprzeciwko dziewczyn – może pójdziemy po lekcjach do Hagrida? W zasadzie, nie widzieliśmy się z nim od czasu bitwy. Może mieć o to pretensje.
 – Nie gniewaj się Harry, ale dzisiaj nie jestem dobrym towarzystwem. Ale wy idźcie, i pozdrówcie ode mnie Hagrida. – Harry tylko pokiwał głową, wiedząc, że nie należy na nią naciskać, i wrócił do jedzenia.
            Reszta dnia upłynęła w miarę spokojnie. Po lekcjach, Hermiona wróciła do swojego dormitorium, wzięła kąpiel i usiadła na łóżku, by przygotować się do zajęć na następny dzień.  Właśnie kończyła wypracowanie dla Slughorna, kiedy do jej okna zapukała czarna sowa.  Dziewczyna zeskoczyła z łóżka i podeszła by wpuścić sowę do pokoju. Czarny ptak usiadł na jej łóżku, i wyciągnął nóżkę by gryfonka mogła odwiązać list. Gdy to zrobiła, czarna sowa wzbiła się w powietrze i wyleciała z dormitorium.  Hermiona obejrzała kopertę z każdej strony, ale nie zauważyła nic znaczącego, więc otworzyła ją a z jej środka wyleciały zdjęcia jej rodziców. Ale to nie były normalne zdjęcia. Państwo Granger nie uśmiechali się na nich, nie machali, ani nie przytulali się. Siedzieli na stołkach, z rękami związanymi z tyłu, a usta mieli zakneblowane. W ich oczach malowało się przerażenie i błaganie o pomoc. Hermiona rozerwała kopertę, modląc się by znalazła jakąś wskazówkę, gdzie są jej rodzice, i co się z nimi dzieje. W końcu znalazła małą karteczkę z kilkoma słowami


Gra dopiero się rozpoczęła, szlamo.

        
          Hermiona upadła na podłogę łkając i krzycząc. Doskonale wiedziała kto za tym stoi. Wiedziała też, że z chwilą kiedy opowie o wszystkim, co jej się przydarzyło, jej rodzice będą w niebezpieczeństwie. Tylko co teraz miała zrobić? Łzy zasłaniały jej widok, ale w końcu wzięła wszystkie zdjęcia razem z liścikiem i wybiegła z dormitorium. Miała w nosie, to co ludzie sobie o niej pomyślą. Teraz musiała tylko znaleźć osobę, której ostatnio najbardziej ufała. Zbiegła po schodach aż w końcu znalazła się w lochach. Łkając i trzęsąc się na całym ciele, zdała sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia jak dostać się do pokoju wspólnego Ślizgonów…

czwartek, 16 lipca 2015

Prawda

Proszę bardzo, kolejny rozdział. Nie sądziłam, że uda mi się go napisać jeszcze dzisiaj, ale jednak! Jednak zanim zaczniecie czytać, chciałabym bardzo podziękować osobą, które mnie bardzo wspierają... Maja Kałuzińska, J., a także Neomi. Nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo wasze komentarze mnie motywują! Dziękuję :*

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

                                                ROZDZIAŁ 9


       Nadszedł wieczór, Narcyza Malfoy przechadzała się po swoim pięknym ogrodzie, kiedy szara sowa upuściła jej pod nogi list, i odfrunęła w swoją stronę. Kobieta podniosła kopertę i zobaczyła, że list jest zaadresowany do niej i do jej męża, Lucjusza. Z drugiej strony zobaczyła pieczęć Hogwartu, a więc chodziło o Draco…
  Długo nie myśląc, szybko wróciła do domu, gdzie w jednym z pomieszczeń siedział jej mąż.  Z wielkim skupieniem czytał jakąś zagraniczną, czarodziejską gazetę. Chociaż Czarnego Pana już dawno nie było, Lucjusz Malfoy wciąż budził w Narcyzie strach.
   – Wybacz, że ci przeszkadzam, ale przyszedł list. Myślę, że może chodzić o Dracona – Narcyza powiedziała to tak cicho, że była zdziwiona, gdy jej mąż podniósł głowę
 – Pokaż ten list – Wyrwał jej go z ręki, i gestem pozwolił jej usiąść naprzeciwko niego. Narcyza nie zamierzała protestować, była za bardzo wystraszona, by się sprzeciwić.
   Malfoy otworzył szybko list i zaczął czytać. Jego żona obserwowała, jak z każdą linijką tekstu, jego twarz przybierała inny kolor czerwieni.
 – Cholerny bachor! – Wykrzyknął, gdy skończył czytać. Rzucił list na podłogę, i wszedł do kominka  – Hogwart! – Powiedział głośno i wyraźnie, po czym zniknął.
Narcyza po chwili podniosła list z podłogi i po przeczytaniu go, po prostu się rozpłakała.


                                                           ***


             Hermiona leżała w dormitorium już od paru godzin. Wpatrywała się w jeden punkt na ścianie i jakoś nie miała ochoty do tego, by się ruszyć. Nienawidziła siebie. Nienawidziła tego, że dała się tak zmanipulować Ronowi. Teraz Malfoy będzie miał na pewno sprawę w Ministerstwie, a później, pewnie go wyrzucą ze szkoły. Jest byłym śmierciożercą, tym bardziej nie będą dla niego przychylni. Dziewczyna wiedziała, że nigdy sobie tego nie wybaczy co zrobiła. Nie lubiła Malfoya, to fakt. Ale nigdy, przenigdy nie zrobiłaby mu czegoś takiego, gdyby nie Ron. 
       Po tym, jak wmówiła McGonagall te wszystkie kłamstwa, wszystko działo się błyskawicznie.  Kazali jej wrócić natychmiast do dormitorium, natomiast profesor McGonagall wezwała Slughorna i dziewczyna widziała jak oboje zmierzają do lochów, zapewne po Malfoya. Hermiona nie widziała blondyna, od czasu, kiedy odprowadzał ją do wieży.  Chciała mu za wszystko podziękować, ale nie miała jak. Ron ciągle ją kontrolował, a sama wątpiła, by arystokrata chciał z nią rozmawiać, po tym jak go wrobiła. Uroniła jedną łzę, później drugą, a następnie zaczęła szlochać tak głośno, że wiedziała, że nikt nie jest w stanie jej uspokoić.


                                                                  ***


         – Ile razy mam pani powtarzać, że ja tego nie zrobiłem?! – Ryknął na nauczycielkę. Draco od dwóch godzin siedział w jej gabinecie, i cały czas mówili o tym samym. Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego Granger go w to wrobiła. Jakież było jego zdumienie, gdy McGonagall razem ze Slughornem wparowali do jego, i Zabiniego Dormitorium. Jego przyjaciel również nie miał pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. 
 – Panie Malfoy, proszę się nie unosić. Panna Granger, wyraźnie wymieniła pana, jako sprawcę pobicia.
 – Ja ją uratowałem! Pani profesor, proszę pomyśleć, gdybym naprawdę chciał jej coś zrobić, to miałem mnóstwo okazji by to zrobić – Draco czuł, że coraz bardziej się pogrąża
 – Oboje wiemy, że nienawidziłeś panny Granger. Może to, że cię z nią posadziłam na lekcji transmutacji, przeważyło szale i postanowiłeś z nią skończyć?
 – Pani profesor, nie wiem, jak mam się z tego tłumaczyć. Byłem śmierciożercą, i tak, wiem co to przemoc, ale się nią brzydzę. Wróciłem tutaj by dokończyć naukę i zająć się własnym życiem. Nie szukam żadnych przygód! Chociaż traktowałem Granger zawsze w sposób godny pożałowania, to co się stało, to nie moja wina! Już pani mówiłem, że to Weasley! Niech pani zapyta Blaise’a Zabiniego
 – Pan Zabini, to pana najlepszy przyjaciel, wiadomo, że będzie pana bronił. Natomiast co do pana Weasleya, to jakoś nie chce mi się wierzyć, że człowiek, który pomógł pokonać Voldemorta, to zrobił. Może się powtarzam ale takie jest moje zdanie – McGonagall nie miała pojęcia co robić. Nie sądziła, żeby Malfoy był do tego zdolny, ale z drugiej strony, Weasley też nie mógł tego zrobić – Spytam po raz ostatni, czy to ty ciężko pobiłeś Hermionę Granger?
 – To nie ja! – Malfoyowi w oczach zalśniły łzy, nie miał już siły.


                                                            ***


           Pokonywał po trzy stopnie na raz, byleby tylko szybciej dostać się na siódme piętro. Zabini nie miał jeszcze konkretnego planu jak wejść do wieży gryfonów, ale jedno było pewne, musiał porozmawiać z Granger, i dowiedzieć się prawdy. Jego przyjaciel na niego liczył, a on, nie mógł go zawieść. W końcu dotarł na najwyższe piętro i stanął przed obrazem. Doskonale wiedział, gdzie znajduje się tajemne wejście, ponieważ w drugiej klasie spotykał się z jedną z gryfonek. 
 – Hasło? – Zaskrzeczała Gruba Dama
 – Eee… w zasadzie nie znam hasła, ale muszę się koniecznie dostać do środka. To sprawa życia i śmierci – Zabini miał nadzieję, że uda mu się wejść
 – Przykro mi mój drogi, nie znasz hasła, nie wchodzisz, takie są zasady
 – Dobra, spróbuje zgadnąć – Ślizgon uśmiechnął się do Grubej Damy i zaczął wymawiać wszystkie słowa, które przyszły mu na myśl – Dynia, cukrowe pałeczki, gryfoni rządzą, czerwony i złoty – Gruba Dama jedynie kręciła głową.
 – Wątpię, byś odgadł to hasło – Nagle, tuż obok niego pojawiła się Luna. Zabini uśmiechnął się przyjaźnie. Wiedział, że to jego szansa
 – A ty je odgadłaś?
 – Nie muszę, ja je po prostu znam. Mam przyjaciół w Gryffindorze, więc mogę tu wchodzić. Oni mi ufają – Blaise czuł, że los się do niego uśmiechnął. Nie mógł tego zmarnować.
 – Posłuchaj, muszę się tam dostać. Granger wrobiła Malfoya, że to niby on ją pobił. Teraz Draco będzie miał przechlapane, grozi mu nawet wydalenie ze szkoły. Granger musi się przyznać, że kłamała – Blaise obserwował Lunę, z nadzieją, że ta mu uwierzy.
 – Wierzę ci. Nie wydaje mi się, by Malfoy był zdolny do czegoś takiego. Jednak sądzę, że Hermiona miała duży powód, do tego, aby tak powiedzieć – Luna spojrzała na niego swoimi wielkimi, rozmarzonymi oczami i uśmiechnęła się, po czym zwróciła się w stronę Grubej Damy – Pavarotti.– Portret natychmiast się otworzył, ukazując przejście do pokoju wspólnego – Zabini ze szczęścia pocałował Lunę w czoło, dziewczyna tylko się zaśmiała
 – Dziękuję, naprawdę dziękuję. Może pójdziesz ze mną? Nie wiem, jak ona na mnie zareaguje, po za tym, nie mam pojęcia gdzie jest jej dormitorium, a wolałbym nie natrafić na Pottera, lub na Weasleya.
 – Z wielką przyjemnością będę ci towarzyszyć – Luna ukłoniła się delikatnie. Zabini pomyślał, że tak pokręconej dziewczyny jeszcze nie widział, ale co najdziwniejsze, bardzo mu się to podobało.
 – W takim razie, chodźmy, nie mamy wiele czasu – Przepuścił ją w drzwiach, i oboje popędzili do dormitorium Hermiony.


                                                                    ***


         Nie miała pojęcia jak długo tak leżała. Podejrzewała, że cały dzień, ponieważ w pokoju robiło się już coraz ciemniej. Ocknęła się ze swojego letargu dopiero gdy ktoś zapukał w drzwi. Powoli usiadła na łóżku, od tego leżenia zakręciło jej się w głowie. 
 – Witaj, Hermiono. Zanim nas wyrzucisz, chcielibyśmy z tobą porozmawiać – Głos Luny był przepełniony obawą. Hermiona zmarszczyła brwi.
 – Nas? – Widziała tylko Lunę, która cały czas stała w na pół uchylonych drzwiach.
 – Tak, nas. Bo widzisz, przyszłam tutaj z kimś – Luna otworzyła drzwi, i koło niej stał nie kto inny jak Blaise Zabini. Hermiona natychmiast poderwała się z łóżka
 – Co on tutaj robi, Luna? Przecież wiesz, że nie wolno wpuszczać do wieży nikogo, oprócz ciebie!
 – Posłuchaj, Granger. Przyszedłem żeby z tobą porozmawiać. Myślę, że wiesz o czym – Zabini przeszedł od razu do konkretów. Też mu się nie uśmiechało siedzenie w wieży Gryffindoru.
 – Ja nie mam tobie nic do powiedzenia! – Wykrzyknęła Gryfonka. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu.
 – Hermiono, posłuchaj. Doskonale wiemy, że to nie Malfoy cię skrzywdził – Luna podeszła do swojej przyjaciółki i położyła dłoń na jej ramieniu, i wtedy Hermiona pękła. Głośno załkała i osunęła się na podłogę. Zabini czując, że za chwilę może się dowiedzieć wszystkiego, szybko rzucił na pokój zaklęcie wyciszające i zabarykadował drzwi.
 – Opowiedz nam wszystko od początku, Granger. Pomożemy ci – Blaise usiadł obok niej na podłodze. Oprócz tego, że chciał wyciągnąć Malfoya z kłopotów, chciał też pomóc Granger. Już nie czuł do niej takiej nienawiści jak kiedyś.
 – Ja nie mogę, on mnie zabije, i zabije moich rodziców – Hermiona płakała i kręciła głową
 – Hermiono, jesteś bezpieczna. Powiedz co się dzieje – Luna przytuliła przyjaciółkę, lecz ta się wyrwała i zaczęła krążyć po pokoju. Tak bardzo chciała im powiedzieć. Czuła, że może im zaufać.
 – To wszystko zaczęło się po Bitwie. Ron po raz pierwszy mnie uderzył… chciałam z nim zerwać, ale on mi nie pozwolił. Zagroził, że skrzywdzi moich rodziców. Nie chciałam tego, dopiero co ich odzyskałam… ale później robiło się coraz gorzej. Bił mnie i poniżał. Zakazał mi rozmawiać z Malfoyem na transmutacji, był zazdrosny, chociaż tłumaczyłam mu, że nie ma powodów. Mnie i Malfoya łączyła tylko nienawiść…
      – Łączyła? – Blaise zanim zdążył się opanować, zadał to pytanie. Luna spiorunowała go wzrokiem, bała się, że Hermiona może nie chcieć powiedzieć nic więcej.
 – Podczas ostatniego naszego dyżuru, po raz pierwszy rozmawiałam z Malfoyem jak z normalnym człowiekiem. Po wszystkim, zaproponował, że mnie odprowadzi do wieży, ale spotkaliśmy Rona… Zaciągnął mnie do jakiejś Sali, bił mnie, kopał… tak strasznie bolało – Hermiona załkała. Blaise miał niewyraźną minę, a Luna łzy w oczach. – W końcu pojawiliście się wy, ale nie wiem dokładnie co się działo, bo straciłam przytomność. Czułam, że umieram. W szpitalu dostałam list od Rona, miałam nie pisnąć ani słowa. Wiedział, że nic nie powiem, wiedział, że za bardzo boje się o rodziców. Później odwiedziła mnie McGonagall, tak jak chciał Ron, powiedziałam, że nic nie pamiętam, że nie wiem kto mi to zrobił, ale ona chyba nie uwierzyła. Kilka dni przed opuszczeniem skrzydła szpitalnego, pojawił się Ron. Twierdził, że McGonagall, Malfoy i ty – spojrzała na Zabiniego – bacznie go obserwujecie. Dlatego kazał mi, bym całą winę zrzuciła na Malfoya. Płakałam, mówiłam, że nie chce, ale wtedy on wyciągnął kopertę ze zdjęciami moich rodziców, ma jakiegoś człowieka, który jest na jego usługach, i ich śledzi… Ja nie miałam wyboru, musiałam iść i powiedzieć McGonagall, że to Malfoy. Nie chciałam tego, przysięgam, że nie chciałam – Hermiona już nie dała rady. Znowu osunęła się na podłogę i głośno płakała. Luna i Blaise siedzieli jak skamieniali. Nie zdawali sobie sprawy, że to jest tak poważne. W końcu Luna podeszła do Hermiony i wzięła ją w objęcia.
 – Już dobrze, słyszysz? Już dobrze. Jestem z tobą. Hermiono, nie możemy tak tego zostawić – Luna odgarnęła przyjaciółce włosy z twarzy
 – Ja wiem. Ale tak bardzo boję się o rodziców. Nie chcę by zrobił im krzywdę.
 – Granger, czy mogę cię o coś prosić? – Hermiona nieśmiało kiwnęła głową – Musisz iść ze mną do McGonagall, powiedzieć jak było. Wiesz, że Malfoy to były śmierciożerca. Może mieć poważne kłopoty – Hermiona już chciała mu coś odpowiedzieć, ale nie dał jej dość do słowa – Obiecuję, że ten przeklęty Weasley nie zrobi ci już nigdy krzywdy, i twoim rodzicom też. – Zabini wstał z podłogi, na której wszyscy siedzieli i wyciągnął dłoń w stronę gryfonki. Po dłuższej chwili, Hermiona wyswobodziła się z uścisku Luny i podała mu swoją dłoń. Blaise nie za bardzo wiedział, co nim kierowało, ale mocno przytulił ją do siebie. Dziewczyna tego potrzebowała, wtuliła się w niego mocno i załkała jeszcze kilka razy, po czym się od niego odsunęła.
 – Dziękuję, dziękuję wam – Pozwoliła się wyprowadzić z dormitorium. Mieli szczęście, że nikogo po drodze nie spotkali. Wyszli z wieży gryfonów, i skierowali się w stronę gabinetu profesor McGonagall. Luna cały czas trzymała Hermionę za rękę.


                                                                  ***


         – Stek bzdur! – Ryknął Lucjusz Malfoy, a Draco i McGonagall podskoczyli w fotelach – Co to za pomysł, że mój syn jest oskarżony o takie zbrodnie!
 – Panie Malfoy, proszę by pan się uspokoił. Panna Granger wyraźnie powiedziała, kto ją zaatakował
 – Więc woli pani wierzyć jakieś szlamie? Ta szkoła schodzi na psy! – Lucjusz chodził po gabinecie nauczycielki w tę i z powrotem
 – Bardzo proszę, żeby pan uważał na słowa! W tym gabinecie obowiązuje kultura!
 – Kultura? A gdzie jest ta kultura, jeśli chodzi o mojego syna? Jakim prawem pani go tak oskarża?! Gdzie jest ta Granger? Niech tutaj przyjdzie, i powie jak było!
 – Ojcze… – Draco chciał coś powiedzieć, ale został uciszony jednym ruchem ręki
 – Milcz! Jeśli to prawda, to wiedz, że nie jesteś już moim synem – Lucjusz przybliżył swoją twarzy tak blisko Dracona, że ten mógł zobaczyć swoje przerażone odbicie w jego oczach.
 – Jeszcze raz nawołuję pana do porządku, panie Malfoy! To poważna sprawa, pana syn jest oskarżony o wielkie przestępstwo! Wysłałam już sowę do Ministerstwa, niestety dotrze dopiero jutro, biorąc pod uwagę tak późną godzinę.
  – Ostatni raz pani mówię, że jeśli ta szlama nie powie mi prosto w oczy, tego co powiedziała pani, to w nic nie uwierzę! – Dla Minerwy było tego za wiele. Spojrzała na Draco, który siedział zrezygnowany w fotelu, a później skierowała spojrzenie na jego ojca, w którym wciąż widziała śmierciożerce. Już chciała mu powiedzieć, żeby opuścił ten gabinet, gdy ktoś zdecydowanie zapukał do drzwi.


                                                                  ***


              – Pani profesor, musi pni coś natychmiast powiedzieć – Zabini wszedł pierwszy do gabinetu. Za nim jak cień szły Luna z Hermioną. Draco patrzył na ten teatrzyk z coraz większą odrazą. Nie chciał widzieć ten przebrzydłej szlamy. Miał jej serdecznie dość. Wpakowała go w bagno, z którego się już nigdy nie wygrzebie.
 – Czy coś się stało, panie Zabini? Wolałabym, żeby panna Granger nie przebywała w jednym pomieszczeniu z Malfoyem – McGonagall wstała i podeszła do uczniów. Spojrzała na twarz Hermiony, i od razu poznała, że ta, chce jej coś powiedzieć. Wyczarowała szybko dodatkowe trzy krzesła, by nowi goście mogli usiąść.
 – To jakaś farsa! – Lucjusz nie zamierzał na to wszystko pozwalać – Powiedz prawdę, Granger! Zachciało ci się urządzać jakiś teatrzyk?! Odwołaj wszystko to co powiedziałaś o moim synu!!!
 – Panie Malfoy– Oburzona McGonagall patrzyła na Lucjusza Malfoya z wielkim oburzeniem – Tak nie wolno! Jeśli jeszcze raz, będzie pan krzyczeć na jednego z moich uczniów, będę zmuszona…
 – Kłamałam – Hermiona przerwała nauczycielce. Nie potrafiła tak dłużej. Patrzyła w dywan, a łzy spływały jej po twarzy. Nie miała odwagi spojrzeć na nikogo, szczególnie na Dracona.
 – Co pani mówi, panno Granger? Przecież byłaś dzisiaj rano u mnie, opowiedziałaś mi wszystko. Powiedz prawdę, czy ktoś cię zmusił, żebyś chroniła Malfoya? – Minerwa parzyła z przerażeniem jak Hermiona kręci głową.
 – Nie. Ja chroniłam Rona. To Ron mi to zrobił, a Malfoy uratował – Po tych słowach, kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. McGonagall głośno zaczerpnęła powietrza, Draco nerwowo poprawił się w fotelu, dziękując Bogu za to, że Granger się przyznała, Lucjusz Malfoy syknął, a jego ręka powędrowała w stronę kieszeni, w której trzymał różdżkę. Miał ochotę ich wszystkich pozabijać.
    – Czy możesz nam opowiedzieć wszystko od początku? Oskarżenie jakie skierowałaś w stronę Dracona Malfoya, są bardzo poważne, dlatego musimy znać prawdę – Nauczycielka podeszła do Hermiony i przykucnęła przed nią. Hermiona zaczerpnęła głośno powietrza i zaczęła opowiadać wszystko od początku. Luna i Zabini cały czas siedzieli obok niej. Już wiedzieli, co zaszło dlatego na ich twarzach nie malowało się takie przerażenie, jak na twarzach McGonagall i Draco. Natomiast Lucjusz stał w kącie, i uśmiechał się pod nosem. Nie spodziewał się, że syn Artura może się okazać takim katem.
          Gdy Hermiona skończyła opowiadać, zapadła długa cicha. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Draco miał wielką ochotę iść teraz do Weasleya i udusić go gołymi rękami, albo pobić do nieprzytomności, i to nie dlatego, że wrobił go w pobicie Granger, tylko dlatego, że nie spodziewał się, że Weasley może okazać się takim zbrodniarzem.
 – Panno Granger, masz moje słowo, że twoim rodzicom nic się nie stanie. Zapewnimy im najlepszą opiekę na jaką będzie stać Ministerstwo. Obiecuję też, że tobie również nic już nie grozi – McGonagall spojrzała na Lucjusza Malfoya – Panie Malfoy, chciałabym pana, i pana syna przeprosić. Nie sądziłam, że sprawy przybiorą taki obrót
 – Ja też chciałabym przeprosić – Hermiona chwiejnie wstała z fotela – Przepraszam, nie chciałam, żebyś cierpiał… Draco. Uratowałeś mi życie, a w zamian ja odpłaciła ci się takim okrucieństwem. Panie Malfoy, pana również przepraszam – Dziewczyna popatrzyła na ojca Draco i od razu tego pożałowała. Widziała w oczach Lucjusza, jak wielką ma ochotę, by ją zabić
 – Cóż, skoro wszystko zostało wyjaśnione, myślę że czas na mnie – Malfoy wszedł do kominka, i nie żegnając się z nikim, powrócił do swojego dworu. Znowu zapadła cisza. Hermiona znowu siedziała w fotelu, Luna trzymała ją za rękę a Blaise patrzył na swojego kumpla.
 – No cóż, myślę, że musimy iść po pana Weasleya, a także zawiadomić jego rodziców. Pani Lovegood, panie Zabini… dziękuję, że zaopiekowaliście się Hermioną. Myślę, że możecie już wracać do swoich pokoi wspólnych. – Luna chciała coś powiedzieć, ale surowy wzrok McGonagall szybko ją uciszył. Zabini pociągnął ją za rękę i oboje wyszli z gabinetu. Zostali tylko Malfoy i Hermiona. Draco nadal siedział w fotelu, nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć.
– Hermiono – nauczycielka zwróciła się do dziewczyny – nie chciałabym cię narażać na niepotrzebne nieprzyjemności ze strony Weasleya, dlatego jestem zmuszona prosić cię, abyś oddała mi swoje wspomnienia, które pokażę Weasleyom. – Hermiona tylko kiwnęła głową, i przyłożyła różdżkę do skroni. McGonagall podała jej małą fiolkę, i dziewczyna wrzuciła do niej swoje wspomnienia. – Dziękuję, a teraz – popatrzyła na Malfoya – Draco, czy mogłabym cię prosić, abyś odprowadził pannę Granger do wieży Gryffindoru? Myślę, że macie sobie dużo do powiedzenia – Draco był pewien, ze nauczycielka żartuje, ale gdy spojrzał w jej oczy wiedział, że tak nie jest. Podniósł się z fotela i spojrzał na Granger, która wciąż łkała.
           – Chodź Granger, odprowadzę cię – Wziął ją za rękę, która była zimna jak lód. Po raz pierwszy trzymał jej dłoń, i nie ukrywał, że było to przyjemne uczucie. Otworzył przed nią drzwi i poprowadził w stronę wielkich schodów. McGonagall miała rację, mieli sobie dużo do powiedzenia. 

niedziela, 12 lipca 2015

Ani słowa

                                              ROZDZIAŁ 8


         Kierował się do jednej z opuszczonych sal, mocno trzymając ją za rękę. Dziewczyna wyrywała się i płakała, ale na nic jej to było.
  – Przestań się szarpać, bo będzie jeszcze gorzej – Powiedział przez zaciśnięte zęby.
 – Puszczaj mnie! Czy ty nie rozumiesz, że mnie to boli!
 – Ma cię boleć! Jesteś beznadziejna!
 – Ja nic złego nie zrobiłam! Mam tego dość, słyszysz?
 – Naprawdę? Trzeba było mi powiedzieć wcześniej. W takim razie, zaraz wyślę sowę do pewnej osoby, która zajmie się twoimi rodzicami – w oczach Rona, było coś takiego, co przeraziło Hermionę nie na żarty. Wiedziała, że chłopak nie żartuje, i że przez jej słowa mogą ucierpieć jej rodzice.
 – Nie, proszę, nie! Nie rób im krzywdy.
 – To bądź grzeczna! Dopiero wróciliśmy do Hogwartu, a ty już mnie zdradzasz?! – Patrzył jej prosto w oczy, i zastanawiał się co zrobić, by zapamiętała tą rozmowę na długo.
 – Co? Ja, zdradzam? Ron, ja nigdy…
 – Przestań! Widziałem Cię z Malfoyem!
 – My tylko pilnowaliśmy uczniów! Zwariowałeś? – Hermiona próbowała się tłumaczyć, ale doskonale wiedziała, że nic jej to nie da. Ron uronił sobie, że go zdradza, i nic nie mogło go powstrzymać od zemsty.
 – Kłamiesz! Mnie nie wolno kłamać! Wbij to sobie do tej twojej głowy! – Ron nie wytrzymał, i uderzył ją w brzuch. Dziewczyna złapała się za bolące miejsce i osunęła się na podłogę. Ból był tak silny, że po chwili straciła przytomność.


                                                                 ***


           Spryt i ambicja – Powiedział szybko Malfoy, i wszedł do pokoju wspólnego ślizgonów. Zauważył, że wszyscy patrzą na niego jakoś dziwnie. Wzruszył ramionami i skierował się do swojego dormitorium. Otworzył drzwi i zaniemówił. Blaise siedział na swoim łóżku i pił Ognistą, natomiast na łóżku Dracona, spała mopsica.
 – Co tu się do cholery dzieje?! Co ona tu robi? – Draco krzyknął na tyle głośno, że Pansy momentalnie się obudziła.
 – Nareszcie jesteś! Tak długo na ciebie czekałam! – Parkinson wyskoczyła z łóżka i podbiegła w stronę Malfoya. Chciała się do niego przytulić, ale chłopak szybko ją odepchnął.
 – Upadła na głowę, Parkinson?! Czego ty ode mnie chcesz?! Chyba dałem ci jasno do zrozumienia, że masz się ode mnie odczepić? Jeśli nie, to robię to teraz! Odczep się ode mnie! – Draco był naprawdę wściekły. Mopsica cały czas nie dawała mu spokoju, a on sam, miał jej powyżej uszu. Teraz patrzył, jak dziewczyna próbuje na siłę się rozpłakać. W ogóle jej to nie wychodziło. Draco spojrzał na Zabiniego, który nucił sobie pod nosem jakąś przyśpiewkę i kołysa się na łóżku.
 – Zabini, otrząśnij się! Mamy sprawę do załatwienia – Przyjaciel spojrzał na niego spode łba, ale grzecznie wstał i zaczął doprowadzać się do porządku – A ty, uspokój się i wracaj do siebie. Nie chcę już nigdy więcej widzieć cię w moim dormitorium! Jak będę miał jakąś sprawę do ciebie, to sam się zgłoszę.– Parkinson wybiegła z dormitorium głośno płacząc, ale Malfoy nic sobie z tego nie robił. Miał ważniejsze sprawy do załatwienia.
 – Co jest, Smoku? – Blaise patrzył jak Malfoy siada na swoim łóżku i czeka na kumpla
 – Pośpiesz się, powiem ci po drodze.
 – Czy ty za każdym razem, po powrocie ze spotkania z Granger, będziesz taki wkurzony? – Zabini wyszczerzył białe zęby do przyjaciela.
 – Tym razem to nie ona mnie tak zdenerwowała. Wkładaj gacie, i idziemy! – Rzucił w niego spodniami i wyszedł z dormitorium. Po paru chwilach, Blaise go dogonił. Gdy szli już korytarzem na szóstym piętrze, Zabini w końcu się odezwał
 – Powiesz mi w końcu, o co chodzi?
 – Musimy dać do myślenia Weasleyowi.
 – Rudemu? A niby co on takiego zrobił?
 – Zaraz zobaczysz – odrzekł i otworzył drzwi, jednej z sal. Widok jaki ukazał się ich oczom zupełnie zmroził im krew w żyłach.


                                                           ***


       – Co jest? Wstawaj! Podobno nic złego nie zrobiłaś! – Ron stał nad nią, i szturchał butem jej nogę. Hermiona leżała na podłodze, nie mając siły ani ochoty do tego by się ruszyć. Wiedziała, że jeśli nikt jej teraz nie uratuje, to najprawdopodobniej umrze. Wszystko ją bolało. Czuła, jak krew spływa jej po twarzy. Po tym jak straciła przytomność, Ron „próbował” ją docucić uderzeniami w twarz. Zastanawiała się, co było gorsze… magiczne tortury jakie zafundowała jej Bellatriks, czy może silna pięść Rona. Właśnie dochodziła do wniosku, że to Ron sprawiał jej większy ból, gdy nagle drzwi się otworzyły i zobaczyła dwie postacie. Jednak, wzrok powoli odmawiał jej posłuszeństwa, i nie rozpoznała, kim są jej wybawiciele. Jedyne co jeszcze zdążyła usłyszeć to podniesiony głos jakiegoś chłopaka
    – Co ty jej zrobiłeś, do cholery!!! – Potem nie było już nic…


                                                                   ***


       Powoli otwierała oczy, które nie były przyzwyczajone do tak ostrego światła. Zaczęła gwałtownie mrugać, by przyzwyczaić się do jasności.
 – Och, dzięki Bogu się obudziłaś! Już myśleliśmy, że nie ma dla ciebie ratunku dziewczyno! – Szkolna pielęgniarka stała nad łóżkiem Hermiony, i żywo gestykulowała.
 – Co się stało? – Dziewczyna ostatnie co pamiętała to silne uderzenie w brzuch
 – Jak to co? Zostałaś bardzo poważnie pobita! Nic nie pamiętasz?
 – Nic, kompletnie nic. Jak ja tu trafiłam? – Hermiona próbowała wstać ale ból, który poczuła gdy się poruszyła, był nie do zniesienia.
 – Leż. Nie wolno Ci wstawać. Przyniosło cię tutaj dwóch ślizgonów, Zabini i Malfoy, o ile się nie mylę – Hermiona patrzyła na panią Pomfrey jak na wariatkę.  Nie możliwym było to, że jej odwieczni wrogowie ją uratowali.
 – Musiała się pani pomylić, na pewno ktoś inny mi pomógł.
 – Przecież wiem co mówię. No, teraz szybko wypij ten eliksir regenerujący i śpij. Myślę, że później przyjdzie do ciebie profesor McGonagall. Strasznie się przejęła, tym co się stało – Pani Pomfrey wyszła do swojego gabinetu, mrucząc coś pod nosem o chuliganach.
        Hermiona wypiła cały eliksir i lekko się skrzywiła, bo był naprawdę obrzydliwy. Później, powoli się położyła i zaczęła dotykać brzucha, twarzy i głowy. Zauważyła, że na głowie ma bandaż, a na twarzy kilka plastrów. Doznała kolejnego wstrząsu, kiedy podwinęła swoją koszulkę i zobaczyła wielkie siniaki na brzuchu.  Nie wierzyła, że Ron doprowadził ją do takiego stanu. Owszem, był brutalny, ale nigdy nie pozwolił jej, by znalazła się w szpitalu. Co więc musiało się stać, że dziewczyna tutaj wylądowała, i kto jej pomógł? Zastanawiała się też, co stało się z Ronem? Miała nadzieję, że nie wpadł w tarapaty… nie martwiła się o niego, ale o swoich rodziców. Wolała nie myśleć o tym, w jaki szał musiał wpaść jej chłopak, kiedy ktoś go nakrył, na tym co jej robił.
     Delikatnie odwróciła się na bok i wpatrywała się w drzwi. Kilka kropel łez wypłynęło z jej oczu. Tak strasznie się bała o swoich rodziców, i o samą siebie, a na dodatek, była z tym wszystkim sama jak palec. Nikomu nie mogła nic powiedzieć, bo domyślała się, jakby się to mogło skończyć. Nagle do okna zastukała malutka i czarna sówka. Hermiona ostrożnie wstała z łóżka, niemiłosiernie się przy tym krzywiąc. Bolał ją każdy milimetr ciała. Otworzyła okno, a sówka upuściła malutki zwitek papieru na jej łóżko, i wyleciała ze Skrzydła szpitalnego.  Dziewczyna z powrotem położyła się na swoim łóżku, i wzięła pergamin do ręki. Od razu rozpoznała pismo

  Ani słowa.
  R.

    Po przeczytaniu tego zdania, literki zaczęły znikać, aż w końcu, Hermiona trzymała w ręce czystą kartkę. Serce biło tak głośno i szybko, że była pewna, że pielęgniarka je słyszy.


                                                               ***


       – Panie Malfoy, i panie Zabini! Proszę się natychmiast uspokoić! – McGonagall próbowała zapanować nad dwoma Ślizgonami, którzy chodzili po jej gabinecie zdenerwowani, cały czas się przekrzykując.
 – Pani profesor, ten Weasley zaatakował Granger! Jak mamy się uspokoić! Widzieliśmy to! – Zabini, pochylił się nad nauczycielką, opierając ręce na jej biurku.
 – Nie mogę być tego pewna, dopóki panna Granger się nie obudzi. Mam nadzieję, że ona wskaże sprawcę. Do tego czasu, nie macie prawa oskarżać Weasleya o taką zbrodnię!
 – Czy pani nie rozumie, że my to widzieliśmy na własne oczy? Odprowadzałem Granger po naszym patrolu! Wtedy go spotkaliśmy i zaciągnął ją do tej sali! Pobiegłem po Zabiniego i tam wróciliśmy! Weasley powinien zostać wywalony na zbity pysk! – Malfoy nie miał cierpliwości. Od kilku godzin siedział w gabinecie McGonagall, i w kółko opowiadał jej to samo.
 – Panie Malfoy, proszę uważać na słowa! Nie życzę sobie takiego słownictwa, w mojej obecności.
 – Przepraszam, ja tylko próbuję pani uświadomić co Weasley zrobił! On ją po prostu bije!
 – Chciałabym wam przypomnieć, że Ronald Weasley to chłopak, który pomógł Potterowi w zabicie Voldemorta! Nie wydaje mi się, by taki człowiek, był zdolny do brutalnego pobicia własnej dziewczyny.
 – To niech się Pani zacznie wydawać! – Wykrzyknął Blaise, waląc pięścią w stół. Nie rozumiał, dlaczego opiekunka Gryffindoru nie chce im uwierzyć. Zastanawiał się, czy to nie dlatego, że oboje byli byłymi śmierciożercami.
 – Nie tym tonem, młody człowieku! Proponuje, abyśmy się wszyscy uspokoili! Niczego się nie dowiemy, dopóki panna Granger nie odzyska przytomności – w momencie, kiedy skończyła mówić, w jej kominku ukazała się głowa pani Pomfrey
 – Minerwo, dziewczyna przed chwilą się obudziła, ale chyba nic nie pamięta…


                                                             ***


       – Jeśli się tylko czegoś dowiem, to na pewno się do was zgłoszę. A teraz proszę wrócić do swojego dormitorium – Minerwa, próbowała zagrodzić drogę, dwóm ślizgonom, którzy próbowali się dostać razem z nią do skrzydła szpitalnego 
 – Ta sprawa również nas dotyczy! To my ją znaleźliśmy, pani profesor – Zabini był tak wściekły, że z trudem powstrzymywał się, żeby po prostu nie przepchnąć nauczycielki.
 – I jestem wam za to naprawdę wdzięczna, pewnie tak samo jak panna Granger. Ale teraz chcę zostać z nią sama! Dziewczyna za dużo przeszła i potrzebuje spokoju. A teraz proszę się rozejść, albo w końcu wlepię wam szlaban! – McGonagall powoli traciła cierpliwość
 – Obiecuje pani, że jak się tylko czegoś dowie, to nas o tym poinformuje? – Malfoy patrzył na nauczycielkę przenikliwym wzrokiem
 – Jeśli was to będzie dotyczyć, to tak. Poinformuję
 – Ale nas ta sprawa dotyczy, do cholery!
 – Blaise Zabini! Czy ty koniecznie chcesz dostać szlaban? Panie Malfoy, proszę zaprowadzić kolegę do dormitorium i tam czekać. Nie chcę was na razie widzieć. – McGonagall zamknęła im drzwi przed nosem.
 – Jasna cholera! Co za głupia baba! – Blaise dostał szału. Miał ochotę rozwalić pół szkoły. Mieli siedzieć bezczynnie, podczas gdy nauczycielka będzie przesłuchiwać Granger.
 – Uspokój się, Diable. Co mogliśmy, to zrobiliśmy – Malfoy odwrócił się na pięcie i skierował w stronę lochów.
 – Czyś ty kompletnie zwariował? Masz zamiar to tak zostawić? Przecież widziałeś co Rudy wyprawiał z Granger! Nie możemy o tym zapomnieć.
 – Nie mam zamiaru o tym zapominać, kretynie! Ale pomyśl przez chwilę… teraz nic już tutaj nie zdziałamy, musimy poczekać, aż Granger wyjdzie ze szpitala, po za tym, jeśli zaczniemy robić ruch na całą szkołę, to prędzej czy później, ktoś doniesie o tym mojemu ojcu. Zdajesz sobie sprawę, jakby się to dla mnie skończyło, gdyby wiedział kogo uratowałem kilka godzin temu?! – Zabini musiał przyznać rację Malfoyowi. Faktycznie, nie mogli sobie pozwolić na to, by ktoś zauważył, że zajmują się Gryfonką. Blaise pokiwał głową, i razem ruszyli do pokoju wspólnego. Przez całą drogę już żaden z nich się nie odezwał.
     Oboje mieli przed oczami widok, jaki zastali po wejściu do klasy: prawie skatowaną Granger, i wściekłego Weasleya, który bił ją na oślep.


                                                                  ***


       – Jak się czujesz? – McGonagall siedziała obok łóżka Hermiony, i uważnie ją obserwowała.
 – Już lepiej, dziękuję. Pani Pomfrey ma naprawdę skuteczne eliksiry – Dziewczyna uśmiechnęła się blado do nauczycielki. Doskonale wiedziała, po co jej wychowawczyni tutaj przyszła. Była przygotowana na taką rozmowę.
 – Musi mnie pani posłuchać, panno Granger – Minerwa najwyraźniej sama nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Hermiona postanowiła, że jej w tym pomoże.
 – Doskonale wiem, o co chce mnie pani zapytać, pani profesor. Ja jednak niczego nie pamiętam. Nie wiem jak to się stało.
 – Pan Malfoy twierdzi, że poszła pani, z panem Weasleyem do jednej z opuszczonych klas?
 – I tak było. Rozmawialiśmy chwilę, a później Ron poszedł jeszcze coś załatwić, a ja miałam wrócić sama do wieży.
 – I nic więcej nie pamiętasz? Granger, to co się stało, to nie błahostka. Ktoś chciał ci zrobić krzywdę  – McGonagall patrzyła na dziewczynę, ale nie potrafiła wyczytać z jej twarzy nic, co mogłoby pomóc.
 – Nie, pani Profesor. Ja naprawdę nic więcej nie pamiętam – Hermiona odwróciła głowę w drugą stronę. Czuła, że jest już na granicy, i że jeśli nauczycielka teraz nie odpuści, to najprawdopodobniej, dziewczyna pęknie i przyzna się do wszystkiego.
 – Dobrze, w takim razie odpoczywaj. Gdybyś sobie jednak coś przypomniała, to proszę, zgłoś się do mnie.
 – Dziękuję, pani profesor. Jednak wydaje mi się, że nic więcej sobie nie przypomnę – Nauczycielka zatrzymała się na te słowa. Brzmiały tak, jak gdyby Granger, doskonale wiedziała co zaszło.
Minerwa miała coraz większe przeczucie, że za tym faktycznie może stać Ronald Weasley. Jedyne co teraz mogła zrobić, to czekać, aż dziewczyna się przyzna, a także bacznie obserwować Weasleya.


                                                                 ***


         Tydzień później, Hermiona wyszła ze szpitala. Po siniakach, zadrapaniach, a także po bólu jaki odczuwała, nie było już śladu. W trakcie tego tygodnia odwiedziło ją mnóstwo osób. Zatroskani Ginny i Harry, wypytywali co się stało, kilka razy była też u niej Luna, która zauważyła, że Hermiona nie chce rozmawiać o wypadku, więc rozmawiały o lekcjach, uczniach i nauczycielach. Luna podzieliła się z nią także kilkoma ciekawostkami o gnomach, o których czytała w „Żonglerze”.       Najczęściej jednak odwiedzał ją Ron. Chłopak chciał się upewnić, że dziewczyna nie piśnie słówka, o tym co zaszło. Powiedział jej, że McGonagall a także Malfoy i Zabini uważnie go obserwują. Dziewczyna była zalękniona, dlatego zgadzała się ze wszystkim co postanowił jej chłopak, między innymi, kazał jej iść po wyjściu ze szpitala do McGonagall, której miała powiedzieć, że to Malfoy ją pobił.
     Hermiona gdy usłyszała o tym pomyśle, była przerażona. Po tym, co blondyn dla niej zrobił, nie chciała wyrządzić mu tak wielkiej krzywdy. Prosiła Rona, by nie musiała tego robić, ale on był nie ugięty. Twierdził, że jeśli dziewczyna tego nie zrobi, to jest to równoznaczne z tym, że go zdradza.
     Dlatego też, gdy Hermiona doszła do siebie, po tygodniowym pobycie w szpitalu, pierwsze co zrobiła, to skierowała się w stronę gabinetu McGonagall. Nie widziała innego wyjścia, musiała to zrobić dla dobra swoich rodziców. Przypomniało jej się, jak w czwarty dzień jej pobytu w szpitalu, Ronald pokazał jej kopertę, w której były zdjęcia jej rodziców. Od razu rozpoznała, że zdjęcia te, są robione z ukrycia, a więc Weasley musiał wynająć kogoś, kto specjalnie dla niego, obserwował jej rodzinę.
      Przypominając sobie o tym zdarzeniu, cichutko zapukała do drzwi. Po chwili usłyszała pozwolenie na wejście do gabinetu.
 – Witam, panno Granger, wszystko w porządku? – Hermiona pokiwała głową. Była cała blada i zdenerwowana.
 – Pani profesor, ja… przypomniałam sobie, kto mnie wtedy zaatakował – Profesor McGonagall przestała przerzucać kartki, którymi do tej pory była zajęta, i spojrzała uważnie na uczennice.
 – A więc słucham, panno Granger
 – Malfoy… to Malfoy mnie wtedy pobił – Dziewczyna zobaczyła, jak oczy nauczycielki robią się coraz większe.
 – Czy jesteś pewna, tego co mówisz? – Wyszeptała, patrząc na dziewczynę
 – Tak, pani profesor. Jestem pewna na sto procent. – Dziewczyna odpowiedziała równie cicho.

sobota, 11 lipca 2015

Patrol

    Kochani, chciałabym Wam serdecznie podziękować, za to, ile Was tutaj jest! Ponad TYSIĄC osób, odwiedziło mojego bloga! Serdecznie Wam dziękuję! Mam nadzieję, że coraz więcej osób zechce pozostawić po sobie ślad w postaci komentarza. Bardzo Was o to proszę.
    Tak jak obiecałam, kolejny rozdział! Pisałam go prawie cały dzień, by zdążyć na czas. Liczę, że  Wam się spodoba. Niczego nie obiecuję, ale może uda mi się jeszcze dzisiaj dodać kolejny rozdział.
 Miłego czytania :*
 Marysia

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

                                                       ROZDZIAŁ 7


      Po lekcjach, Luna udała się do pokoju wspólnego i usiadła w jednym z foteli. Było to jej ulubione miejsce, w którym zazwyczaj oddawała się czytaniu „Żonglera”, lub po prostu rozmyślała o życiu. Wśród Krukonów, uważana była za zwykłą dziwaczkę, chociaż nikt nie powiedział jej tego prosto w oczy, Luna nie była głupia, i wdziała te wszystkie krzywe spojrzenia skierowane prosto na nią. Blondwłosa dziewczyna zdawała sobie sprawę, że prawdziwych przyjaciół ma w Gryffindorze. To dzięki Harremu, Hermionie i Ronowi, Lovegood poznała co to prawdziwa przyjaźń i oddanie. Do tej pory była niezmiernie wdzięczna Potterowi za uwolnienie jej z domu Malfoyów. Gdyby nie on i Weasley, pewnie byłoby już po niej.
     Właśnie rozmyślała nad tym, co by było gdyby jednak Zgredek nie zdołał ich uwolnić z domu Malfoyów, kiedy przypomniała sobie o dzisiejszej rozmowie z Hermioną. Mama Luny, zawsze powtarzała jej, by prowadząc z kimś rozmowę, próbować odgadnąć myśli rozmówcy. Twierdziła, że żaden człowiek nie jest do końca szczery, i że zawsze ma coś do ukrycia. Luna doskonale wiedziała, że jej matka była wspaniałą i mądrą czarownicą, dlatego teraz próbowała przeanalizować swoją rozmowę z Gryfonką. Krukonka doskonale widziała strach w oczach Hermiony, gdy Luna ośmieliła się powiedzieć o nieszczerych uczuciach brązowowłosej dziewczyny do Rona. Była pewna, że Hermiona go nie kocha. Luna zastanawiała się tylko, dlaczego Gryfonka nadal z nim jest… postanowiła się tego w najbliższym czasie dowiedzieć.
    Wstała z fotela, i nucąc cicho jakąś melodie, pobiegła w stronę schodów do sypialni dziewcząt.

                                                                              
                                                                      ***


       Gdy podszedł do drzwi, zauważył, że ktoś ich nie zamknął. Gdy je popchnął, lekko zaskrzypiały i Malfoy znalazł się w Izbie Pamięci. Po wojnie, wszystko zostało przywrócone na swoje miejsce, stare i wielkie puchary, odznaki i medale, te wszystkie pamiątki zostały odnowione i teraz pięknie lśniły . Na środku, Draco zauważył małą grupkę czwartoklasistów, których, razem z Granger dzisiaj mieli pilnować. Zaczął szukać jej wzrokiem, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Czyżby znowu postanowiła, że da mu nauczkę i nie przyjdzie? Gdy takie myśli nawiedzały jego głowę, ktoś otworzył drzwi do Izby. Draco momentalnie się odwrócił i ją zobaczył. 
     Dzisiaj nie miała na sobie swojej długiej i czarnej szaty.  Ubrała czarne obcisłe spodnie i niebieski podkoszulek na ramiączkach z dość dużym dekoltem. Na jej stopach widniały czarne balerinki.
   Młody Malfoy zauważył, że dziewczyna też lekko się wymalowała, a jej włosy były nienagannie ułożone. Chociaż chłopak tego nie chciał, musiał przyznać, że Gryfonka była piękna… zmieniła się przez ten czas, kiedy się nie widzieli. Miała naprawdę długie nogi, płaski brzuch i co Draco zauważył, piękne, nie za duże, nie za małe piersi. Jednak, to co najbardziej zwróciło jego uwagę, to jej piękne i duże oczy w kolorze czekolady. Miał wrażenie, że po prostu w nich utonął. Dziewczyna naprawdę była piękna…


                                                                    ***


          Hermiona stała w drzwiach, i nie mogła się ruszyć. Patrzyła jak Draco jej się przygląda, sama robiąc to samo. Zauważyła, że ten zimny i pozbawiony serca, zadufany w sobie arystokrata, naprawdę się zmienił. Już nie miał takich białych włosów jak na początku ich znajomości, teraz trochę mu ściemniały co było naprawdę na jego korzyść. Następnie, jej spojrzenie przeniosło się na jego klatkę piersiową, która była mocno zarysowana pod czarną koszulą.  Pomyślała, że blondyn musi o sobie naprawdę mocno dbać, by tak wyglądać. Przeniosła swoje spojrzenie z powrotem na jego twarz i niemal utonęła w jego pięknych, szarych oczach, które przyciągały jak magnez. Nigdy, nie spotkała się z takimi tęczówkami, jak te, które posiadał Malfoy. Chociaż dziewczyna tego nie chciała, musiała przyznać, że Ślizgon był naprawdę przystojny…


                                                                    ***


      W końcu otrząsnął się z szoku jakiego doznał, i postanowił odezwać się pierwszy. Musiał jednak odchrząknąć, ponieważ nie wiedzieć czemu, zaschło mu w gardle.
  – Znowu spóźnienie, Granger – Jego głos przywołał ją do porządku. Znowu patrzyła na znienawidzonego przez siebie Ślizgona.
  – Wcale się nie spóźniłam, to ty przyszedłeś za wcześnie – Wyminęła go, i usiadła na jednym z dwóch krzeseł, przygotowanych przez McGonagall, dla niej i dla niego.  Widząc, że Granger nie ma zamiaru porozmawiać z czwartoklasistami, sam do nich podszedł i przekazał im co mają robić. Obdarzył ich najbardziej ślizgońskim uśmieszkiem na jaki go było stać, i usiadł na krześle obok Gryfonki.
  – Mieliśmy porozmawiać, Granger
  – Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, Malfoy. Niech to w końcu do ciebie dotrze. Po prostu odbębnimy ten wieczór, i każdy rozejdzie się w swoją stronę. – Gryfonka nawet nie raczyła spojrzeć na Malfoya, który obserwował ją z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
  – Wiesz co, Granger? Mam dziwne przeczucie, że w tym roku coś się z tobą niedobrego dzieje. Zgadza się?
  – Jak śmiesz w ogóle pytać mnie o coś takiego?! Niby co ciebie to obchodzi?
  – Czy mogłabyś się uspokoić? Nie powiedziałem ci nic złego.  – Draco, sam nie wiedział, dlaczego rozmawia z Granger w taki normalny sposób. Przecież od zawsze byli wrogami. To się nie mogło zmienić od tak, dlatego, że ona wygląda dzisiaj tak ładnie. Musiał się otrząsnąć, i walczyć z tym dziwnym uczuciem w środku, które zalewało go całego, gdy na nią patrzył.
  – Malfoy, czy ty siebie słyszysz? My nawet się nie kumplujemy, żebyś miał się czym przejmo…
  – Myślę, że ty się boisz Weasleya – Nie miał pojęcia dlaczego to powiedział. To zdanie zawisło nad nimi jak czarne chmury. On obserwował, jak jej wyraz twarzy zmienia się z zaskoczenia w wielki i paniczny strach. Był pewien, że Granger wybuchnie, że zwyzywa go od wszystkiego co najgorsze, w końcu to potrafiła. Przez chwilę, pomyślał też o tym, że może go uderzy, tak jak to kiedyś zrobiła. Jednak nic takiego się nie stało. Jedyna reakcja gryfonki na jego słowa, to zgarbienie się i paniczny strach w jej pięknych brązowych oczach.
   – Przestań – Wyszeptała tak cicho, że Draco ledwie ja usłyszał.
  – Nie pomyliłem się, prawda?
  – Nie chcę o tym rozmawiać, wiem, że się nienawidzimy, ale proszę, tak bardzo cię proszę… nie mówmy już o tym nigdy więcej – Hermiona popatrzyła w oczy Malfoyowi po raz pierwszy, odkąd się znali. Kompletnie utonęła w jego cudnych oczach. W końcu jednak, oderwała od niego wzrok i spojrzała na grupkę uczniów, którzy zawzięcie czyścili jakiś wielki puchar w rogu komnaty. Czuła, że Malfoy nadal ją obserwuje, i wcale nie zamierza przestać.
  – Przestań się tak na mnie gapić, Malfoy – Hermiona powiedziała to tonem, który był przeznaczony tylko i wyłącznie dla blondyna. Czuła, że musi zakończyć tą rozmowę, i że nie może się dać sprowokować, do tego by coś więcej powiedzieć. Była na siebie wściekła, że wtedy Malfoy zobaczył jej zakrwawioną twarz. To pewnie od tamtego czasu, ślizgon uważniej ją obserwował. Do tego ta dzisiejsza rozmowa z Blaisem… Jak ona mogła być taka głupia, że dała się oszukać ślizgonom? Przecież to jasne, że Malfoy wysłał swojego najlepszego przyjaciela na przeszpiegi, by ten coś od Hermiony wyciągnął. Miała ochotę udusić Malfoya gołymi rękami, ale wiedziała, że gdyby doszło co, do czego, to ona, nie miałaby szans.  Postanowiła, że nie będzie rozmawiać z Malfoyem.  Jemu pewnie, jak zwykle chodziło tylko i wyłącznie o zdobycie informacji, i zrobienie z niej idiotki na oczach większego grona uczniów.
   – Jak chcesz, Granger. Ale pamiętaj, że ja i tak wszystkiego się dowiem. Jeszcze zobaczysz – Malfoy puścił do niej oczko i przez resztę czasu wpatrywał się w poczynania młodszych uczniów. Do końca patrolu, żadne z nich nie odezwało się słowem. Jednak Malfoy zauważył, że wcale mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, przyjemnie było siedzieć w obecności Granger.


                                                                   ***


      – Parkinson, po raz kolejny ci powtarzam, że nie wiem gdzie jest Malfoy! – Zabini od czterdziestu minut próbował zamknąć drzwi do swojego i Malfoya dormitorium, lecz nie pozwalała mu na to Pansy, która po rozmowie z Draco upiła się i teraz chciała z nim koniecznie porozmawiać. 
– Jesteś jego najlepszym przyjacielem, do jasnej cholery! Jak możesz nie wiedzieć, gdzie jest mój Dracus!
     – Dostał jakieś zadanie od McGonagall, ale nic mi więcej nie powiedział! Radzę ci dziewczyno, zostaw go w spokoju, bo on ciebie nie kocha! – Blaise miał ochotę wyciągnąć różdżkę i po prostu odepchnąć mopsicę jakimś silnym zaklęciem, wiedział jednak, że dziewczyna od razu poszłabym z tym do Slughorna, a on nie był tak wyrozumiały jak Snape. Na pewno wlepiłby  Zabiniemu szlaban.
– Mów mi natychmiast, gdzie jest Draco! – Parkinson wydzierała się już tak głośno, że kilka osób już przyszło, by zobaczyć co się dzieje.
– Parkinson, nie zmuszaj mnie, żebym wyciągnął różdżkę! Jest już późno i chce iść spać. Jak chcesz, to poczekaj sobie na swojego Dracusia pod drzwiami! Ale do środka cię nie wpuszczę!
– Nie wpuścisz mnie? W takim razie, jestem pewna, że mój Draco jest w środku! Pewnie się przede mną ukrywa, tak? – Pansy zaczęła skakać, by zobaczyć wnętrze dormitorium Zabiniego i Malfoya.
– Na litość Boską, kobieto! Nie ma go tutaj! – Blaise powoli zaczął tracić nerwy. Był wściekły, że Draco nie wyjaśnił jakoś do końca tej sprawy z Pansy, tylko teraz to on, musiał się z nią męczyć. Przysiągł sobie, że gdy tylko spotka blondyna, zamorduje go.
– Udowodnij mi! – Mopsica nie miała zamiaru się poddać. Cały czas waliła swoimi małymi piąstkami w drzwi a przy tym skakała, tak by móc coś zobaczyć. Nie miała jednak żadnych szans, ponieważ Zabini, który zasłaniał jej widok, był dwa razy wyższy od niej.
   – Dobra! Proszę bardzo! Chcesz, to tutaj siedź i czekaj na niego! – Blaise tak nagle otworzył drzwi na oścież, że Pansy, która oparła się o nie z całych sił, wleciała do pokoju i wylądowała na podłodze. Diabeł nie miał jednak żadnej ochoty, by pomóc jej wstać. Usiadł na łóżku i uparcie wpatrywał się w okno. Pansy, która zdołała podnieść się z podłogi, teraz położyła się na łóżku Dracona i zapłakała cicho, gdy zobaczyła, że jej piękne i długie paznokcie połamały się.
       Zabini widząc jej minę, tylko się zaśmiał i pokręcił głową. Od dawna twierdził, że ta dziewczyna to wariatka. Był bardzo ciekaw miny Dracona, kiedy przyjdzie i zobaczy kto leży w jego łóżku.


                                                                 ***


         – Wolałabym, panie Weasley, żeby został pan tutaj na noc. Nie jestem pewna, czy głowa faktycznie przestała pana boleć. Wypił pan naprawdę mało eliksiru! – Pani Pomfrey, patrzyła jak jej jedyny pacjent zabierał wszystkie swoje rzeczy z zamiarem opuszczenia skrzydła szpitalnego.
  – Niech się pani o mnie nie martwi. Jakoś sobie poradzę. Wolałbym spać we własnym dormitorium niż tutaj. Wie pani przecież, jak ja nienawidzę szpitali – Ron uśmiechnął się do pielęgniarki i pomachał jej krótko na dowiedzenia. Doskonale wiedział, jak sprawić by ta natrętna baba jadła mu z ręki. Musiał opuścić szpital jeszcze dzisiaj. Hermiona nie pojawiła się u niego przez cały dzień, i miał dziwne przeczucie, że ona może coś kombinować. Dlatego postanowił, że jej poszuka. Był pewny, że dziewczyna jeszcze nie śpi.
     Wszedł do pokoju wspólnego i rozglądnął się w poszukiwaniu swojej dziewczyny,  jednak nigdzie jej nie było. Podszedł więc do Parvati, która siedziała w kącie i czytała książkę.
– Cześć, Parvati. Posłuchaj, czy mogłabyś iść do dormitorium Hermiony i zawołać ją tutaj? – Dziewczyna spojrzała na niego jak na kosmitę.
– Co ty, nic nie wiesz? Przecież, Hermiona razem z Malfoyem, co drugi dzień mają razem patrol. Pilnują uczniów, którzy zarobili szlaban.
– Aaa, no tak. Zupełnie o tym zapomniałem. Dzięki Parvati – Ron wyszedł z pokoju wspólnego i zaklął głośno. A więc nie mylił się! Wiedział, że ta wstrętna Granger, coś przed nim ukrywa! Był pewny, że zdradza go z Malfoyem. Postanowił, że ich odszuka, a wtedy już nie będzie dla niej taki miły jak do tej pory.  Ruszył przed siebie, z zamiarem odszukania Granger i Malfoya.


                                                                   ***

 
         – Jeżeli już skończyliście, możecie zabrać swoje rzeczy, i wrócić do pokoi wspólnych. – Hermiona uśmiechnęła się do uczniów, którzy wyglądali na naprawdę zmęczonych. Zastanawiała się, co takiego musieli przeskrobać, że za karę musieli czyścić wszystkie puchary. 
Ona sama, marzyła tylko i wyłącznie o tym, żeby znaleźć się już w łazience, którą dzieliła z Ginny i by poleżeć w gorącej wodzie.  Wiedziała jednak, że zanim to nastąpi, musi pozbyć się Malfoya. Odkąd chłopak wypowiedział na głos to, co tak naprawdę leżało jej na sercu, czuła, że blondyn bacznie jej się przygląda. Jednak była pewna, że to kolejna prowokacja ze strony Ślizgona, dlatego nie odzywała się do niego ani słowem. Przeszła obok niego i skierowała się w stronę drzwi. Usłyszała ciche kroki za sobą, więc domyśliła się, że chłopak poszedł w jej ślady. Gdy już znaleźli się na korytarzu, Hermiona chciała go wyminąć i pójść w swoją stronę, lecz Malfoy szybko złapał ją za rękę .
   – Czyś ty zwariował Malfoy? Puszczaj mnie! – Chłopak widząc strach w oczach Granger, natychmiast ją puścił. Kolejny raz, jej zachowanie zupełnie go zaskoczyło.
 – Chciałem Ci tylko powiedzieć, Granger, że gdybyś miała… jakiś problem, to wal śmiało – Tego już było za wiele. Hermiona zaczęła śmiać się tak głośno, że ludzie z portretów, krzywo na nią patrzyli, źli, że ich obudziła.
– Malfoy, czy ty aby na pewno dobrze się czujesz? Myślisz, że gdy będę mieć jakiś problem, to faktycznie z nim do ciebie przyjdę? – Malfoyowi zrobiło się naprawdę głupio. Dziewczyna miała racje, to co jej powiedział, było bardzo dziecinne i niedorzeczne.
   – Możesz myśleć co chcesz, Granger. Wiedz jedno ; Wojna już się skończyła, i nikt nie jest już taki jak dawniej. Możesz mi wierzyć, albo i nie. Mało mnie to obchodzi, jednak pamiętaj o tym co ci powiedziałem – Malfoy popatrzył na jej przerażoną twarz i ruszył w stronę wielkich schodów – Idziesz, czy nie?
  – O ile się nie mylę, pokój ślizgonów jest w lochach – Hermiona patrzyła, jak blondyn posyła jej jeden z kpiących uśmiechów
– Doskonale wiem, gdzie mieszkam, Granger. Jednak doszedłem do wniosku, że cię odprowadzę. Mam dziwne wrażenie, że ostatnio dosyć często wpadasz w kłopoty – Hermiona jeszcze długo stała i patrzyła jak Malfoy wspina się po schodach. Nie miała pojęcia, co wstąpiło w tego Ślizgona ale jedno było pewne, podobało jej się to. Szybko go dogoniła i szła tuż obok niego. Gdy szli korytarzem na szóstym piętrze, usłyszeli w ciemności jakiś szelest. Oboje raptownie się zatrzymali i wyciągnęli różdżki. W tym samym momencie z cienia wyszedł Ron, który patrzył na nich z rządzą mordu.
Draco usłyszał cichy jęk, który wydobył się z ust Granger.


                                                                 ***


      Zobaczył, jak oboje szli obok siebie. Pierwsze, co zwróciło jego uwagę, to to, jak ten przebrzydły śmierciożerca gapił się na jego dziewczynę. Miał ochotę, rzucić w nich jakimś porządnym zaklęciem, ale poruszył się zbyt gwałtownie, przez co Malfoy i Hermiona spostrzegli, że nie są sami. Postanowił, że wyjdzie z cienia, i zobaczy ich miny. Miał rację, wyrazy ich twarzy, były bezcenne. Ona była przerażona, bo wiedziała, że Ron jest na nią naprawdę zły, a Malfoy był jedynie lekko zaskoczony. 
  – Co wy tutaj robicie? – Ron postanowił, że pierwszy się odezwie. Widział, że Malfoy, już chciał mu coś odpowiedzieć, ale Hermiona była szybsza.
– Och, no wiesz, my… McGonagall przydzieliła nam zadanie, by pilnować uczniów. Zapomniałam ci powiedzieć. Jak się czujesz? Pani Pomfrey pozwoliła ci wyjść ze szpitala? Przepraszam, że nie przyszłam cię odwiedzić, ale miałam tyle na głowie… – Paplanina Hermiony nie miała końca. Widać było, że dziewczyna bardzo się denerwuje. Zaczęła wykręcać sobie ręce, prawdopodobnie, zupełnie nad tym nie panując.
– Co tam, Wieprzlej? Słyszałem, że dałeś niezły popis podczas treningu – Malfoy, czuł jak stojąca obok Granger drży ze strachu. On jednak, jakoś nie był przerażony spotkaniem z rudym.
– Nie twój interes, Malfoy. Już ci to kiedyś mówiłem, nie wtykaj nosa, w nie swoje sprawy! Chodź, Hermiono. Idziemy do wieży.  Hermiona rzuciła Malfoyowi szybkie spojrzenie, które chyba miało znaczyć „odpuść sobie, Malfoy”, po czym ruszyła za Ronem.
       Draco stał i patrzył jak Weasley razem z Granger kierowali się w stronę opuszczonych sal. Dopiero po chwili dotarło do niego, to co widzi. Oni wcale nie szli do wieży Gryffindoru. Blondyn postanowił, że tym razem nie odpuści. Pobiegł szybko do lochów z zamiarem wyciągnięcia Zabiniego z łóżka. Miał tylko nadzieję, że zdąży na czas. Nie wiedzieć czemu, chciał pomóc Granger. 

czwartek, 9 lipca 2015

Mniejsze zło

                                                            ROZDZIAŁ 6

     Tak jak obiecałam, nowy rozdział :) Szczerze mówiąc, nie jestem z niego zadowolona. Miał wyjść zupełnie inaczej ale się nie udało. Jeśli już go przeczytacie, bardzo proszę, zostawcie po sobie jakiś ślad, bym miała motywację by pisać dalej. To dla mnie na prawdę bardzo ważne.
Pozdrawiam Was <3

EDIT :
  Kochani Czytelnicy,
Osoba posiadająca bloga, ma dostęp do tego, ile osób pojawia się dziennie na stronie. Widzę różne wykresy i statystyki. Wczoraj tego bloga odwiedziło 190 osób i jest mi strasznie przykro, że tak mało z Was wyraziło swoją opinię. Dlatego, apeluję jeszcze raz : Jeśli przeczytacie, to co dla Was napisałam, to zostawcie po sobie jakiś ślad. Was to nic nie kosztuje, pozostawienie komentarza na prawdę jest darmowe, a mnie ucieszy każdy komentarz, nawet ten najbardziej sceptyczny. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo motywuje każde słowo.
Marysia.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

        – Panie Weasley, proszę tak nie jęczeć. Na szczęście nic się panu nie stało, ale muszę zatrzymać pana na krótkiej obserwacji. – Szkolna pielęgniarka krzątała się obok leżącego na łóżku Rona i pośpiesznie podawała mu różne eliksiry.
– Łatwo pani mówić! To nie pani tutaj leży i kona.
– Niech pan nie przesadza. Miał pan szczęście, że panna Granger wyczarowała materac, który złagodził upadek. Gdyby nie ona, nie wiem jakby się to dla pana skończyło.
– A właśnie, gdzie ona teraz jest? – Ron spojrzał na pielęgniarkę badawczym wzrokiem.
– Jak to gdzie? Na transmutacji oczywiście. Z zajęć jest zwolniony tylko pan. – Pani Pomfrey uśmiechnęła się łagodnie do swojego pacjenta i udała się do swojego gabinetu.
     Nie zdążyła zauważyć, jak Ron robi się czerwony ze złości. Doskonale wiedział, jak może wyglądać transmutacja, jeśli nie ma go przy Hermionie.

                                                                      ***
          – Pansy, masz już pomysł jak usidlić Dracona? – Parkinson, razem ze swoimi dwiema najlepszymi przyjaciółkami, siedziały w pokoju wspólnym ślizgonów i dzieliły się najnowszymi plotkami, zasłyszanymi od innych uczniów.
– Daj spokój, Lisa… nie wiem co w niego wstąpiło! Od czasu Bitwy jest jakiś inny.
– Jak to inny? – Lisa, blondwłosa przyjaciółka Pansy, zrobiła zdziwioną minę – przecież wygląda tak samo!
– Ktoś, kiedyś powiedział, że nie grzeszysz inteligencją, i chyba miał rację – Pansy popatrzyła na przyjaciółkę krzywym wzrokiem.
– Och, nie kłóćcie się! Pansy, lepiej powiedz o co chodzi z Malfoyem? – Druga przyjaciółka Parkinson, Margaret postanowiła zakończyć ten głupi spór pozostałych dziewcząt. Z całej trójki, to właśnie Margaret, była najmądrzejsza. Zawsze myślała logicznie i starała się nie wdawać  w żadne kłótnie lub spory.
– No więc, mój Draco nie chce ze mną być! – Pansy była bliska płaczu. – Ostatnio w wielkiej sali, tak po prostu mnie spławił, wyobrażacie to sobie? On mnie olał!
– No, nie! Chyba żartujesz? – Lisa była wyraźnie zbulwersowana.
– Muszę coś zrobić, żeby w końcu zwrócił moją uwagę. Tylko co?
– Nic się nie martw Pansiku, na pewno coś wymyślimy. – Przyjaciółki zbliżyły się do mopsicy i zaczęły ją przytulać. Reszta ślizgonów patrzyła na nie, z lekką kpiną. Cały dom Salazara wiedział, że te trzy dziewczyny należy omijać szerokim łukiem. Każdy współczuł Draconowi Malfoyowi takiej „fanki”.


                                                                            ***
             – Proszę wszystkich o uwagę! Dzisiaj spróbujemy uwarzyć eliksir Żywej Śmierci! Tak, wiem, wiem, że omawialiśmy go w szóstej klasie, ale myślę, że nie zaszkodzi sobie przypomnieć. – Po klasie profesora Slughorna, przeszedł pomruk niezadowolenia. Hermiona, jako jedyna się nie odezwała. Wciąż miała w pamięci obraz spadającego Rona. Była pewna, że nie zdąży go uratować na czas, jednak udało się. Teraz tylko nie wiedziała, czy jest z tego powodu szczęśliwa, czy też nie.
Postanowiła, że po lekcjach do niego zajrzy, chociaż wcale jej się to nie uśmiechało. Musiała jednak sprawiać wrażenie martwiącej się i kochającej go, dziewczyny.
   – Panno Granger, czy mogłaby się pani łaskawie skupić na lekcji? – Z zamyślenia wyrwał ją głos nauczyciela.
– Oczywiście, przepraszam. – Przez pozostałą część lekcji, starała się koncentrować tylko i wyłącznie na tym, by uwarzyć eliksir. Niestety, z marnym skutkiem. Wyszła z zajęć lekko zawiedziona, bo nie udało jej się zdobyć punktów dla domu.
       Właśnie zmierzała w stronę dziedzińca transmutacji, gdy ktoś lekko poklepał ją po plecach. Hermiona błyskawicznie się odwróciła. Od czasów wojny, dziewczyna zrobiła się bardzo nerwowa.
– Luna, błagam nie strasz mnie tak więcej – Hermiona położyła dłoń w okolicy serca ; biło jak oszalałe.
– Wybacz mi, nie wiedziała, że tak się przestraszysz. Chciałam Ci tylko powiedzieć „cześć” – Luna spojrzała na przyjaciółkę swoimi pięknymi, zamglonymi oczami.
– Cześć, Luna. Co masz teraz?
– Historię Magii. Słyszałam o wypadku Rona. Chyba jednak nie za bardzo się tym przejmujesz? – Hermiona spojrzała na Lunę. Zawsze podziwiała jej szczerość. Gdyby ona tak potrafiła, to na pewno już dawno zakończyłaby ten chory związek z Ronaldem.
– Skąd ci to przyszło do głowy? Przecież to mój chłopak. – Hermiona próbowała robić dobrą minę do złej gry. Nie była jednak pewna, czy Luna w to uwierzy.
– Widzę w twoich oczach, że go nie kochasz, Hermiono. Myślę jednak, że nie długo spotkasz kogoś, kogo naprawdę pokochasz. Muszę już iść. Chciałam jeszcze odwiedzić Hagrida. – Luna pomachała Hermionie i znikła pośród tłumu uczniów. Szatynka jednak stała, zszokowana tym, co właśnie usłyszała od swojej przyjaciółki. Nie miała pojęcia, że Luna jest tak świetną obserwatorką. Hermiona wiedziała, że musi uważać, by nikt nie spostrzegł, co dzieje się w jej związku. Szczególnie Luna Lovegood.

                                                                    ***

            – Więc mówisz, że McGonagall nie wezwała was na rozmowę, po tym jak zostawiliście te dzieciaki na wieży? – Zabini szedł razem z Malfoyem na transmutację. Postanowili wybrać się dłuższą drogą. Mijający ich uczniowie, patrzyli na nich jak na zbrodniarzy. Chłopaki jednak przyzwyczaili się już do tych spojrzeń i starali się je ignorować.
– Nie wezwała, ale jak będziesz się tak o tym wydzierał na pół zamku, to na pewno wezwie – Draco spojrzał na przyjaciela spode łba. W tym roku, Blaise niesamowicie go irytował. Zastanawiał się, dlaczego tak jest. W końcu młody blondyn doszedł do wniosku, że to pewnie dlatego, bo nie rozmawiają już o Voldemorcie. Teraz zajmują się swoim życiem i swoją przyszłością, a nie przyszłością Czarnego Pana.
– Daj spokój, zrobiłeś się ostatnio strasznie nerwowy, Smoku. Czyżby to przez jakąś dziewczynę? – Zabini mrugnął do Dracona. Ten natomiast, doskonale wiedział, kogo jego kumpel ma na myśli.
– Daj mi spokój z Granger! Nie obchodzi mnie jej życie. Nie mam ochoty się w nic mieszać w tym roku. Chce po prostu skończyć tą szkołę i iść własną drogą!
– A skąd wiesz, że właśnie ją miałem na myśli? – Czarnoskóry chłopak wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
– Naprawdę, Blaise… skończ już z tymi wygłupami, i pospiesz się, nie zamierzam się spóźnić na lekcję znowu z twojej winy. – Malfoy uciął tą głupią rozmowę i przyspieszył kroku.

                                                                     ***

       – Dobrze, kto z państwa, powie mi czego lub kogo nie można transmutować? – Profesor McGonagall stała na środku klasy i patrzyła na siódmoklasistów. Zauważyła jak ręka Hermiony Granger błyskawicznie wzbija się w powietrze, prawie uderzając przy tym Dracona, który popatrzył na nią ze złością.
– Tak, panno Granger?
– Czarodziej nie może transmutować innego człowieka, chyba, że jest to uzasadnione. W przeciwnym razie, osoba, która to zrobi, może spotkać się z nieprzyjemnościami ze strony Ministerstwa Magii. Oprócz tego, człowiek, na którego zostanie rzucone zaklęcie, może już nigdy nie odzyskać swojej dawnej postaci.
– Wspaniale, panno Granger. Piętnaście punktów dla Gryffindoru. – Nauczycielka wróciła do omawiania lekcji, wyraźnie zadowolona, że jest w tej klasie chociaż jedna myśląca osoba.
– Jesteś z siebie zadowolona, Granger? – Malfoy nie zamierzał kończyć z dokuczaniem gryfonce na lekcjach. Ostatnio coraz częściej myślał o tym, że nie może się doczekać lekcji transmutacji.
 – Odczep się, Malfoy. Miałeś ze mną nie rozmawiać. Czy to aż tak wiele?
– Ooo, myślałem, że to działa w dwie strony. Ostatnio ciężej wychodziło mi sprowokowanie ciebie.
– Sprowokowanie? Otrząśnij się, Malfoy. Nie mamy już jedenastu lat, by się prowokować.
– To wcale nie znaczy, że nie mogę Ci uprzykrzać życia. A właśnie, pamiętasz, że dzisiaj wieczorem pilnujemy kolejnych kretynów, którzy zarobili szlaban?
– Doskonale pamiętam. Mamy się spotkać z nimi w Izbie Pamięci.
– Rozumiem, że sprawy, które omawiacie, nie mogą zaczekać do końca lekcji ale wolałabym, żeby ktoś mnie jednak słuchał – Hermiona i Draco spojrzeli w górę i zobaczyli surowo spoglądającą na nich nauczycielkę. Hermiona zaczerwieniła się, a Draco z niechęcią musiał przyznać, że gryfonka wygląda naprawdę ładnie kiedy się rumieni.
– Przepraszamy, pani profesor. To się więcej nie powtórzy.
– Mam nadzieję, panno Granger. – Nauczycielka spojrzała na nich jeszcze raz i wróciła do lekcji.
– Nic się nie martw, Granger. Odbijemy sobie tą rozmowę wieczorem. – Gryfonka spiorunowała go wzrokiem. Blondyn jedynie sarkastycznie się zaśmiał.

                                                                       ***
       Po lekcjach, Hermiona postanowiła, że wybierze się do Sowiarni, by wysłać list do swoich rodziców. Ostatnio bardzo za nimi tęskniła. Brakowało jej wspólnych śniadań z nimi i długich rozmów, które prowadzili do późna w nocy. Dziewczyna była naprawdę wielką szczęściarą, że miała tak wspaniałych rodziców. Tuż po Wielkiej Bitwie, bała się, że nie zdoła ich odnaleźć. Jednak na szczęście, na jej drodze pojawiali się życzliwi ludzie, którzy pomogli jej w odzyskaniu rodziców.
    Dziewczyna wróciła do swojego dormitorium, zostawiła książki i zabrała pióro i pergamin. Zamierzała napisać list już na miejscu. Ucieszyła się, gdy zobaczyła, że w Sowiarni akurat nikogo nie ma. Przysiadła na niskim murku i zaczęła pisać.

Kochani rodzice,
  Strasznie za wami tęsknie. Hogwart, mimo, że został odbudowany, nie jest już taki sam jak dawniej. Moja przyjaźń z Harrym i Ronem nieco się zmieniła. Strasznie tego żałuję. Czuję się lekko zagubiona, ale mam nadzieję, że w końcu przyzwyczaję się do zmian jakie zaszły w zamku i w moim życiu.
  Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku? Odezwijcie się do mnie jak najszybciej.
 Kochająca Was,
 Hermiona.
    
       Włożyła list do koperty i przywołała śnieżnobiałą sowę, która przyfrunęła i usiadła na jej kolanie. Hermiona przywiązała delikatnie do jej nóżki list i zanim ta odfrunęła, lekko pogłaskała ją po śnieżnobiałej główce.
     – Siemasz, Granger. Nie wiedziałem, że cię tu spotkam.
–Witaj, Zabini… – Hermiona lekko się zaczerwieniła, kiedy zobaczyła, że najlepszy przyjaciel Malfoya przyjaźnie się do niej uśmiecha. Doszła do wniosku, że ten rok szkoły będzie zupełnie pokręcony.
– Wow, nie spodziewałem się po tobie, tak przyjaznego powitania.
– Zmieniłam się. Pewnie już wiele razy słyszałeś takie słowa z ust dziewczyny, ale ja naprawdę się zmieniłam. Tylko nie jestem pewna, czy to zmiany na lepsze. – Gryfonka nie wierzyła, że to powiedziała. Miała jednak dziwne wrażenie, że Blaise jest zupełnym przeciwieństwem Dracona, i że może mu zaufać. Pomyślała, że to bardzo głupie i lekkomyślne z jej strony, biorąc pod uwagę, że jeszcze rok temu się nienawidzili i walczyli w innych drużynach.
– Widzę, Granger. Widzę, że się zmieniłaś. Co tutaj robisz?
– A jak ci się wydaje? Wysyłałam list do rodziców.
– No jasne. Słyszałem, że Wieprzlej nieźle oberwał na treningu? – Zabini się zaśmiał. Może i nie miał nic do Hermiony, ale do Weasleya wciąż pałał nienawiścią.
– Widzę, że wieści szybko się rozchodzą. Tak, miał małą potyczkę z McLaggenem w powietrzu.
– O co poszło? – Hermionę bardzo zaskoczyła ta bezpośredniość ze strony Zabiniego.
– Nie ważne o co. Ważne, że Ron jest cały. Za kilka dni powinien wrócić na lekcję i wszystko będzie tak jak dawniej – Blaise nie wiedział, czy w głosie gryfonki faktycznie usłyszał nutkę żalu, czy tylko mu się wydawało – Wybacz, ale muszę już iść. Na razie. – Po tych słowach, Granger wyszła szybkim krokiem z Sowiarni i skierowała się do zamku.
     Młody ślizgon, jeszcze długo patrzył na drzwi, które przed chwilą zamknęła. Sam nie wiedział, co o tym myśleć, jednak jedno było pewne, Granger bała się Weasleya.

                                                                       ***


        – Gdzieś ty się podziewał? Szukałem cię po całym zamku! – Malfoy szedł w stronę Zabiniego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Byłem w Sowiarni, co jest?
– Tak sobie myślę, że może zrobilibyśmy dzisiaj imprezę? Dawno razem nie piliśmy.
– Czy ty masz już taką sklerozę, że nie pamiętasz o twoim patrolu razem z Her… z Granger? – Zabini pomyślał, że musi się trochę pilnować, by jego przyjaciel nie zauważył, że nawiązał w miarę normalne stosunki z piękną gryfonką.
– Doskonale o tym pamiętam, dlatego też proponuje imprezę dzisiaj. Nie mam ochoty spędzać z tą nędzną szlamą całego wieczoru.
– Wiesz co, smoku? Mam wrażenie, że ty się po prostu jej boisz albo ona ci się podoba!
– Czyś ty zwariował? Chyba jakaś sowa musiała rzucić ci na głowę ciężką paczkę! Skąd w ogóle pomysł, że szlama może mi się podobać! Nienawidzę jej, słyszysz? Nienawidzę. – Malfoy był naprawdę wkurzony na swojego kumpla. Skąd wpadł na pomysł, że Granger może mu się podobać? Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
– Cześć, Dracusiu! Słyszałam, że rozmawiacie o imprezie. Mam nadzieję, że ja też jestem zaproszona? Może przyprowadzę też Lisę i Margaret? – Pansy przytuliła się do Draco i wlepiła w niego swoje malutkie oczy.
– Parkinson, myślę, że to nie jest dobry pomysł. Mówiąc „impreza” miałem na myśli spotkanie w mniejszym gronie, no wiesz… ja i Blaise.
– Och, ależ daj spokój! Tak dawno nie spędziliśmy ze sobą czasu. Przecież ja tęsknię za tobą!
– Właściwie, to przypomniało mi się, że muszę dzisiaj gdzieś iść, dlatego chyba przełożymy tą imprezę, co Diable? – Blondyn zwrócił się w kierunku Zabiniego, który stał pod ścianą i dusił się ze śmiechu. Szybko jednak przywrócił się do porządku
– Eee… tak, tak. Właściwie, to myślę, że impreza innym razem będzie lepsza, niż ta dzisiaj. No i rzeczywiście, musisz coś jeszcze załatwić. – Zabini pokrętnie próbował tłumaczyć swojego przyjaciela, chociaż w głębi duszy uważał, że blondyn nie zasłużył sobie na pomoc.
  Mina Parkinson była bezcenna. Wyglądała jakby miała wybuchnąć zaraz wielkim płaczem. Oczy jej się zaszkliły i kilka razy pociągnęła nosem.
– No trudno, rozumiem! Nie chcesz mnie, a ja nie jestem dziewczyną, która się narzuca chłopkowi! Nie rozmawiaj ze mną już nigdy więcej! Nie chcę cię znać! – Pansy już nie potrafiła pohamować  swojej złości. Podeszła do Malfoya i zaczęła go okładać drobnymi piąstkami w jego klatkę piersiową. Draco spojrzał na nią ze złością i złapał za nadgarstki.
– Posłuchaj, Pansy. Mam ciebie dosyć! Przestań wpieprzać się w moje życie! Nigdy nie byliśmy, i nigdy nie będziemy razem! Dotarło to w końcu do ciebie? – kiedy zobaczył, że dziewczyna nerwowo kiwa głową, puścił jej ręce – Pięknie, Parkinson. A teraz odmaszerować! – rzucił w jej stronę a dziewczyna posłusznie się oddaliła. Parę chwil później nadal było słychać jej stłumiony szloch.
– Pięknie to rozegrałeś, Smoku! A więc jednak wybierasz się na spotkanie z Granger – Zabini szczerzył swoje białe zęby do przyjaciela.
– Wybrałem mniejsze zło. Wolę godzinę lub dwie przemęczyć się ze szlamą, niż całą noc męczyć się z wiszącą na mnie Parkinson. A teraz wybacz, ale muszę iść grzecznie wypełnić swoje zadanie.
        Blaise patrzył jak Draco wychodzi z pokoju wspólnego i uśmiechał się do siebie pod nosem. Miał dziwne przeczucie, że dzisiejszy patrol będzie bardzo ciekawy.