niedziela, 28 lutego 2016

Pustka

ROZDZIAŁ 17

      Witajcie Kochani! Zapraszam na nowy rozdział. Co tu będę dużo mówić... oceńcie sami :) a tak trochę z innej beczki, kilka osób zwróciło mi uwagę, żebym pomyślała nad promowaniem tego bloga.      Dla mnie, jest to ogromny komplement, za co bardzo, bardzo dziękuję! Jesteście wielcy! Tylko muszę się Wam do czegoś przyznać... kompletnie nie wiem, jak mogłabym się do tego zabrać. Jestem w tym kompletnie Z-I-E-L-O-N-A :) Ale Was serdecznie zachęcam do kopiowania linku do mojego bloga! Rozsyłajcie, udostępniajcie i promujcie, jeśli tylko macie na to ochotę!
 Nie przedłużając, zapraszam do czytania!
 Całusy,
 Marysia
______________________________________________________________________________
       
     Bardzo powoli otworzyła oczy. Światło wpadające przez okno padało prosto na jej twarz. Zamrugała szybko i zdała sobie sprawę, że znajduje się w skrzydle szpitalnym. Nie miała pojęcia jak tutaj trafiła. Nie pamiętała niczego z poprzedniego dnia. Chciała się ułożyć wygodniej na szpitalnym łóżku, ale każdy centymetr jej ciała buntował się z niezadowolenia i bólu. Nagle w jej oczach pojawiły się łzy... już wiedziała co się stało.

***

          – Na Merlina! Odbijcie tą piłkę! – Harry od godziny próbował przeprowadzić trening razem ze swoją drużyną, jednak żaden z zawodników nie potrafił skoncentrować się na grze. Do wszystkich już dotarła wstrząsająca wiadomość na temat Hermiony. Oczywiście nikt nie wiedział dokładnie co się stało, ale wszyscy Gryffoni podejrzewali, że to Malfoy był tego sprawcą. Nikt nie wierzył, że ślizgon się zmienił i sam, z dobrego serca znalazł Hermionę i przyniósł do zamku. To było po prostu nie możliwe.
    Harry jednak po rozmowie jaką przeprowadził z Profesor McGonagall, już wiedział że to nie Malfoy stoi za atakiem na Hermionę. Chłopak zdawał sobie sprawę, że chociaż Malfoy to jego największy wróg, nie byłby w stanie zrobić czegoś tak potwornego jak gwałt. Musiał przyznać rację Ginny, która od początku podejrzewała swojego brata. Gdyby ktoś powiedział Harremu dwa miesiące wcześniej o tym co zdarzy się w przyszłości, w życiu by nie uwierzył. Ron był jak brat, którego Harry nigdy nie miał. Był jego najlepszym przyjacielem już wtedy, kiedy po raz pierwszy się spotkali. Teraz jednak, Ron był dla Harrego obcą osobą i chłopak nie mógł się z tym pogodzić. Co się stało z jego najlepszym kumplem, z którym ukradli latający samochód? Co się stało z jego kumplem, z którym wyruszył na poszukiwanie Horkruksów?
 – Harry, Harry słyszysz mnie? – głos jednego z zawodników wyrwał go z zamyślenia. Chłopak potrząsnął głową, i przełykając łzy wrócił do treningu.
 – Dobra, chłopaki. Jeszcze jedno okrążenie! – krzyknął i odbił się od ziemi, nie pamiętając kiedy na niej wylądował.

***

       – Opowiesz mi wreszcie co się dzieje? – Zabini ostatnimi czasy nie poznawał swojego kumpla. Draco od dwóch dni chodził jak struty. Nie odzywał się, przestał jeść i nawet nie cieszyły go imprezy, na które reszta ślizgonów ciągle ich zapraszała – od kilku dni jesteś jakiś inny. Malfoy, do cholery! Odezwiesz się w końcu?
 – Czego Ty chcesz? – Malfoy nie wytrzymał i ryknął na przyjaciela. Nie miał ochoty na pogaduszki. Odkąd Granger znalazła się w szpitalu, jego życie stało się jakieś puste. Nikt nie chodził i go nie wkurzał, tak jak to Granger miała w zwyczaju.
 – Co się z tobą stało, człowieku?
 – Nic się nie stało, bo niby co się miało stać?
 – Nie udawaj, dobra? Widzę przecież – Zabini zamilkł na chwilę – stary, jesteś moim najlepszym kumplem, chyba możesz mi powiedzieć co Ci się w tej głowie nazbierało?
 – Granger.
 – Co Granger? Mógłbyś jaśniej? – Zabini zaczął się niecierpliwić.
 – To ja ją znalazłem i razem z Potterem i jego wiewiórą zanieśliśmy ją do szpitala – powiedział jednym tchem. Zabini przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć.
 – Ale co się stało? – Draco westchnął i w skrócie opowiedział mu co się wydarzyło.
 – Myślisz, że to Weasley?
 – Jestem tego pewien. Nikt inny nie przychodzi mi do głowy – Malfoy podrapał się po głowie. Za dużo o tym wszystkim myśli.
 – To dlatego wszyscy gryffoni tak dziwnie na ciebie patrzą. Oni myślą, że to Ty? – Zabini dodał do siebie kilka faktów.
 – Ta – mruknął Malfoy – ale mam w nosie co mówią. Ja wiem jak było, i wiem kto jej to zrobił.
 – Jednego tylko nie rozumiem – Zabini spojrzał na Dracona uważnie – dlaczego tak się tym martwisz?
 – Nie wiem dlaczego do cholery! I nie martwię się tylko... – nie potrafił określić co tak na prawdę czuje.
 – Martwisz – dokończył za niego Blaise – i nie udawaj. To widać.
 – Tak czy inaczej, trzeba się dowiedzieć kto jej to zrobił. Potter nie ruszy tyłka żeby coś z tym zrobić. To samo tyczy się McGonagall.
 – McGonagall na pewno już ruszyła tyłek. Jestem pewien, że tego tak nie zostawi.
 – Mam tylko nadzieję, że mi wierzy. W przeciwnym razie zaraz o wszystkim dowie się mój ojciec, i dopiero wtedy będę miał przechlapane. Zabije mnie, kiedy się dowie komu pomogłem – mruknął pod nosem, i dając sygnał, że kończy tą rozmowę, wyszedł z dormitorium.

***

      – Panno Granger, bardzo proszę... – Szkolna pielęgniarka już wiedziała, że dziewczyna pamięta. Odkąd się obudziła, cały czas płakała. Ale to nie był głośny płacz, który miał na celu zwrócenie uwagi. To był płacz cichy, żeby nikt nie zauważył. Ciche wołanie o pomoc... dziewczyna odkąd otworzyła oczy, nie wypowiedziała ani jednego słowa, a pani Pomfrey zaczynała się bardzo niepokoić.
       – Co Cię boli? Przyniosę odpowiednie lekarstwo – dziewczyna pokręciła tylko przecząco głową. Jedyne co mogłoby uśmierzyć jej ból, to śmierć. Tak, w tym momencie chciała tylko tego. Śmierć na pewno była odpowiednim lekarstwem, które uspokoiłoby ją raz na zawsze.
 – Profesor McGonagall już wie, że się obudziłaś. Zaraz tu będzie – pielęgniarka widząc, że Hermiona nie ma zamiaru się odezwać, zostawiła ją samą.

***

        Minerwa McGonagall dowiedziawszy się, że Hermiona się obudziła, rzuciła wszystkie papiery zalegające na jej biurku, i popędziła prosto do skrzydła szpitalnego. Wiedziała, że czeka ją długa i ciężka rozmowa. W całej jej karierze nie zdarzyło się nigdy nic podobnego, toteż nauczycielka nie miała pojęcia, jak rozmawiać z osobą, która została zgwałcona.
 – A co Pan tu robi, Panie Malfoy? – jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła, że pod drzwiami skrzydła szpitalnego stoi Draco Malfoy. Chłopak był ostatnią osobą, której się tutaj spodziewała.
 – Ja, e... tak sobie chodziłem – zaczął się jąkać. On też nie spodziewał się tutaj spotkać nauczycielki.
 – Byłabym wdzięczna, gdyby sobie pan tutaj tak nie chodził – spiorunowała go wzrokiem – a teraz przepraszam, muszę tam wejść i porozmawiać z panną Granger.
 – Obudziła się? – zapytał zdumiony.
 – Tak, panna Granger odzyskała przytomność – McGonagall wiedziała, że powiedziała chłopakowi za dużo – czy mogę przejść? – Draco odsunął się od drzwi, zdając sobie sprawę, że on też chce zobaczyć Granger.
 – Pani Profesor, a czy ja bym mógł wejść z Panią? – Minerwa popatrzyła na niego, jak na wariata.
 – Przykro mi, ale chcę porozmawiać z nią na osobności. Nie sądzę, żeby panna Granger miała ochotę na jakiekolwiek odwiedziny.
 – W takim razie po co Pani do niej idzie? – Draco nie zdążył ugryźć się w język.
 – Panie Malfoy, jak pan śmie? Proszę stąd odejść, albo dostanie pan szlaban! – Huknęła na niego, i nie czekając szybko weszła do skrzydła szpitalnego.
 – Oczywiście. Szlaban! Pięknie! Poproszę o kilka szlabanów, tak żeby było milej – mruknął i odszedł, przeklinając po cichu starą nauczycielkę.

  ***
         
           Bagatelizując Malfoya i jego wywody, McGonagall rozejrzała się po sali. Jedyne łóżko, które było zajęte, należało do Hermiony. Dziewczyna leżała odwrócona do niej plecami, zwinięta w kłębek. Podchodząc bliżej, nauczycielka zdała sobie sprawę, że ciało dziewczyny całe się trzęsie, co mogło oznaczać, że dziewczyna płacze.
 – Witaj, Hermiono – McGonagall usiadła ostrożnie na krześle, które znajdowało się obok łóżka Gryffonki. Twarz dziewczyny była spuchnięta od płaczu, a jej oczy stały się czerwone od morza łez, które wylała. Nauczycielce krajało się serce na widok tej silnej dziewczyny, która teraz stała się mała i bezbronna.
 – Jak się czujesz? – Hermiona spojrzała na nią, ale nie odpowiedziała. Nie widziała sensu, żeby cokolwiek powiedzieć.
 – Hermiono, przepraszam, ale muszę zapytać – nauczycielka wzięła głęboki oddech, nie spuszczając oczu z dziewczyny – kto Ci to zrobił?
 – Zostawcie mnie – Hermiona odezwała się po raz pierwszy, odkąd się obudziła. Jej głos był zachrypnięty i słaby, jednak było w nic coś, co kazało się mieć McGonagall na baczności.
 – Hermiono, wiem, że jest to dla ciebie bardzo trudne. Ale masz przyjaciół, którzy na pewno będą cię wspierać. Powiedz tylko, kto był zdolny do czegoś takiego, a obiecuję, że tą osobę spotka kara – kobieta nie wiedziała jak z nią rozmawiać. Widziała, że dziewczyna nic nie powie. Musi sobie to wszystko poukładać w głowie, i może dopiero wtedy będzie chciała coś powiedzieć. Na razie jednak, musi ją zostawić w spokoju.
        Hermiona otarła łzy, i odwróciła się do nauczycielki plecami. Nie powie nic, bo nie może i nie chce powiedzieć. Ból, który czuła był nie do opisania. Wolałaby przeżyć raz jeszcze piekło, jakie zgotowała jej Bellatriks, niż to co zrobił jej Ron.
       Minerwa jeszcze chwilę siedziała przy Hermionie, ale nie oczekiwała, że dziewczyna coś powie. Musiała mieć czas, bo tylko on może pomóc skrzywdzonej dziewczynie, a na razie, nie można jej zostawić samej. Strach pomyśleć, co mogłoby przyjść jej do głowy.
     – Pójdę już. Odpoczywaj, Hermiono – zawahała się – i pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść. Jestem po twojej stronie... zawsze.

***

       – Jak trening? – Ginny wcale to nie obchodziło, ale wiedziała, że musi zapytać. Czuła, że razem z Harrym oddalają się od siebie. Nie mogła na to pozwolić. Za bardzo jej na nim zależało.
 – W porządku – odparł i położył głowę na jej kolanach. W pokoju wspólnym panowała grobowa cisza. Nikt nie miał ochoty na rozmowę.
 – Harry? – zapytała ostrożnie, bawiąc się jego niesfornymi włosami.
 – Hmm? – mruknął
 – Czy myślisz, że ktoś jeszcze wie? – otworzył oczy i spojrzał na nią pytająco – No o tym... co stało się Hermionie – wyszeptała. Potter przez chwilę nie odpowiadał, zastanawiając się.
 – Nie, myślę, że wiem tylko ty i ja.
 – Dziwie się, że McGonagall przekazała mi taką informację – teraz to Harry nie zrozumiał – no wiesz... w końcu jestem jego siostrą – powiedziała ze wstydem, spuszczając głowę. Harry momentalnie się podniósł i objął ją ramieniem.
 – Hej, Ginny. To nie jest twoja wina. Wiesz o tym, prawda? – Dziewczyna wtuliła się w jego tors i pokiwała głową.
 – Nie wierzę, że to wszystko dzieje się na prawdę – załkała – niech to będzie sen, z którego zaraz mnie obudzisz, i powiesz, że wszystko jest w porządku, i że mnie kochasz.
 – Kocham Cię – wyszeptał jej do ucha
 – Przestań. Wiem, że mnie obwiniasz – Harry odsunął ją od siebie, tak by widzieć jej twarz, na której malował się wstyd i ból.
 – O czym ty mówisz, Ginny? O co miałbym Cię obwiniać?
 – O Rona – szepnęła. Harry przytulił ją znowu. Nie wiedział jakich użyć słów, by opisać to co czuje.
 – Posłuchaj Ginny. Jesteś moją miłością, miłością, która zdarza się tylko raz w życiu. Jesteś moim powietrzem i moim słońcem. Nie przeżyłbym jednego dnia, wiedząc, że nie ma Ciebie w pobliżu. Jesteś wszystkim co mam, i tylko na tobie mi zależy. Kocham Cię tak, że nie jesteś sobie w stanie tego wyobrazić, i wiem, że ty czujesz do mnie dokładnie to samo. Dlatego proszę, nie zadręczaj się tym co zrobił twój brat, bo ty nie miałaś na to wpływu. Nikt z nas nie miał... Ty, to Ty, i nikt tego nie zmieni. Kocham Cię słyszysz? – Ginny patrzyła na Harrego, i zastanawiała się, dlaczego los dał jej tak wspaniałego człowieka. Nie zasługiwała na ten ogrom miłości.
 – Też Cię kocham, Harry. Nawet nie wiesz jak bardzo – Harry pocałował jej delikatne usta, i mocno przytulił do siebie. Trwali tak, przez dłuższą chwilę, dopóki przez portret nie weszła Profesor  McGonagall. Odsunęli się od siebie nie chętnie.
    Ich bajka się skończyła. Czas wrócić do koszmaru.

***

       – Pozytywka – powiedziała do Grubej Damy, i przeszła przez portret. Potter i Weasley siedzieli na kanapie wtuleni w siebie. Ginny ocierała ostatnią łzę, kiedy McGonagall powiedziała
 – Obudziła się. Panna Granger odzyskała przytomność – Wszyscy Gryffoni poderwali się ze swoich miejsc i zaczęli krzyczeć ze szczęścia. Nareszcie ich Hermiona się obudziła! Jedynymi, którzy siedzieli na swoim miejscu byli Harry i Ginny. Doskonale wiedzieli, że to tylko połowa sukcesu. Jak rozmawiać, z tak skrzywdzoną osobą? Jakich słów użyć? Jak pocieszyć? Jak złagodzić ból?
 – Panno Weasley, Panie Potter – zwróciła się do nich – czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?  – obje kiwnęli głowami i udali się do jej gabinetu. Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało, pogrążeni we własnych myślach. Dopiero w gabinecie McGonagall, Ginny pękła.
 – Czy ona wie? Czy wie co się stało? Jak ona się czuje? – Harry złapał ją za rękę, dając tym samym znak, by pozwoliła mówić dyrektorce.
 – Panna Granger ma świadomość tego co się stało – Harry i Ginny wstrzymali oddech – nie chce z nikim rozmawiać, z nikim się widzieć. Leży i praktycznie w ogóle nie ma z nią kontaktu. – Ginny napłynęły łzy do oczu. Jej Hermiona...
 – W takim razie co teraz, Pani Profesor? – zapytał Harry.
 – Musimy czekać. Nic na siłę, panie Potter. Musimy dać jej czas, by wszystko sobie poukładała. Nie wolno nam naciskać, bo to tylko bardziej by ją zablokowało, a tego przecież nie chcemy – Harry pokiwał głową –chciałabym, żebyście ją jutro odwiedzili. Kilkuminutowe spotkanie, by wiedziała, że jesteście przy niej. Że nie jest z tym wszystkim sama. Jedyne o co was proszę, to to, byście jej nie naciskali. Opowiedzcie jej co się u Was przez ten czas wydarzyło, ale nie poruszajcie tematu, który jest dla niej bolesny. Myślę, że na pewno to doceni, jeśli nie teraz, to miejmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości. – spojrzała na nich uważnie – i nie musicie być silni, dla niej. Rozumiemy się? – Pokiwali głowami, po czym wstali i ruszyli do wyjścia. Żadne z nich się nie odezwało. Sami nie wiedzieli, co powiedzieć.

***

        Malfoy krążył po pokoju już godzinę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Granger się obudziła, ale czy to dobrze, czy źle? Ostatnim razem, kiedy ją uratował, prawie wylądował w Azkabanie. Bał się, że tym razem może być podobnie.
 – Mógłbyś się uspokoić? – Warknął Blaise, który próbował się zdrzemnąć, jednak Draco skutecznie mu to utrudniał.
 – Nie – mruknął w odpowiedzi – muszę coś zrobić, bo oszaleję przez tą Granger! – wybiegł z pokoju i trzasnął drzwiami.
 – Już oszalałeś, idioto – mruknął do siebie Zabini, i przekręcił się na drugi bok.

***

      Stał pod drzwiami skrzydła szpitalnego, i nie mógł zrobić kroku. Co za idiotyczny pomysł, żeby tutaj w ogóle przychodzić. Bez sensu...
     Granger albo śpi, albo będzie udawać, że śpi. Więc pewnie i tak z rozmowy nic nie wyjdzie. Zresztą, po co on miałby z nią rozmawiać? I niby jak on to sobie wyobraża? Że wejdzie tam, i co dalej? Będzie udawać jej przyjaciela? Przecież nim nie jest, i nigdy nie będzie. Ale z drugiej strony, to doskonała okazja, by pogadać z Granger i dowiedzieć się, co jej się stało. No ale przecież jego to nie obchodzi, więc to też bez sensu...
      Tylko, że z trzeciej strony, gdyby się czegoś dowiedział, mógłby iść z tym do McGonagall i wtedy przestanie być podejrzewany, a co za tym idzie, będzie mógł wyjechać na kilka dni z tej popapranej szkoły. Tylko jak zacząć z nią rozmowę? Przecież oni ze sobą nigdy nie rozmawiali. Co miałby jej powiedzieć? Bez sensu...
     – Będziesz tego żałować, zobaczysz – mruknął sam do siebie, zdając sobie sprawę, że to zdarza mu się coraz częściej, co na pewno nie wróży niczego dobrego. Wziął głęboki oddech i otworzył drzwi.

czwartek, 25 lutego 2016

Przesłuchanie

ROZDZIAŁ 16

Witam Was wszystkich! Nowy rozdział dzień wcześniej, a do tego o wiele dłuższy niż poprzednie :) Ciekawe co o nim myślicie, bo ja... mam mieszane uczucia. Miejmy nadzieję, że Wam się spodoba! Koniecznie dajcie znać!
Całusy,
Marysia
______________________________________________________________________________
          Minerwa McGonagall siedziała w swoim gabinecie pijąc herbatę i rozmawiała z portretem Dumbledora. Kobieta ostatnimi czasy dosyć często prosiła byłego dyrektora o radę. Tym razem rozmawiali o ucieczce Rona z Azkabanu.
 – Minerwo, jestem pewny, że Rona Weasleya czeka nauczka. Jeżeli nie teraz, to później – Starzec uśmiechnął się do kobiety znad swoich okularów połówek.
 – Dumbledore, Ty wiesz co się wydarzy. Zdradź mi cokolwiek, bym mogła strzec uczniów!
 – Moja droga, wiesz o tym doskonale, że rozmawiamy tylko dlatego, bo przyrzekłem, że żadnej tajemnicy Ci nie wyjawię – w jego niebieskich oczach można było dostrzec wesoły błysk – i tego musimy się trzymać.
 – No dobrze, w takim razie niby co ja mam robić, Dumbledore? Martwię się o Hermionę i resztę Gryfonów. Nie sądzę, żeby Ron uciekł tylko po to, żeby uniknąć kary. Jestem pewna, że on ma jakiś plan.
 – Nie przesadzasz, moja droga? Ron Weasley i plan?
 – Ktoś kto maltretuje swoją dziewczynę, a później ucieka z Azkabanu, musi mieć plan, Dumbledore  – McGonagall spojrzała surowo na byłego dyrektora.
 – Jeżeli mogę Ci coś poradzić, to to, byś słuchała uczniów bardzo dokładnie. Nie bagatelizuj żadnego słowa, a jeżeli coś Cię zaniepokoi, sprawdź to. I miej oczy szeroko otwarte – Mrugnął do niej, i zniknął. Dla Albusa Dumbledora ta rozmowa już się skończyła. Minerwa miała coś jeszcze dodać, ale jej przyjaciela już nie było. Westchnęła głęboko i rozsiadła się wygodniej w fotelu. Odkąd wszystkie okrucieństwa, których doświadczała panna Granger, wyszły na jaw, kobieta nie spała praktycznie w ogóle. Myślała tylko o tym, jak może ochronić swoich uczniów. Najbardziej dręczyło ją jednak to, że o takich sprawach nikt nigdy nie chciał mówić. Znęcanie się psychicznie i fizycznie, nadal dla większości było tematem tabu. A ona, jako dyrektor Hogwartu, musi szybko coś zrobić, by już żadnemu uczniowi nie stała się krzywda.
       Piła w zamyśleniu zimną już herbatę, kiedy w jej kominku pojawiła się głowa Pani Pomfrey.
 – Minerwo, na Merlina! – Wykrzyknęła szkolna pielęgniarka – Jak to dobrze, że jeszcze nie śpisz! Przyjdź szybko do mojego gabinetu. Muszę Ci coś powiedzieć – Po tych słowach, głowa szkolnej pielęgniarki zniknęła w płomieniach.
       Minerwa McGonagall siedziała jeszcze przez chwilę w osłupieniu, zdając sobie sprawę z tego, że chyba wie, o kogo może chodzić.

***

      – Malfoy wszedł do dormitorium i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Szlag go trafiał! Nie dość, że narażając się na szlaban, znalazł i przyprowadził Granger, to jeszcze ten bezczelny Potter oskarżał go o to, że to niby on coś zrobił dziewczynie. Miał tego serdecznie dosyć!
 – Co jest, Smoku? – Zabini, którego Malfoy obudził, podniósł się na łokciach i patrzył na przyjaciela zaspanymi oczami.
 – Nic, śpij – warknął do niego, nie mając najmniejszej ochoty, żeby znowu opowiadać całą historię.
     Miał serdecznie dość całego tego zamku, całej tej głupiej historii z Granger, i całego swojego życia. Wiedział jedno, musi zmienić otoczenie, bo oszaleje do reszty. Podszedł do okna i przywołał jedną z sów, następnie usiadł na łóżku i nabazgrał list do ojca:

Drogi Ojcze,
Z racji tego, że nie było mnie w domu dosyć długo, chciałbym Ciebie oraz Matkę, odwiedzić w niedalekiej przyszłości. Czekam na Twoją odpowiedź, kiedy mogę Was zobaczyć.
Łączę wyraz szacunku,
Draco.
       
            Chłopak zwinął list niedbale i przywiązał do nóżki sowy. Na jego twarzy pojawił się grymas.  Nienawidził pisać listów do ojca. Zawsze brzmiały tak samo... pełne szacunku i pokory. Pamiętał jak w pierwszej klasie ośmielił się napisać do rodziców normalny list. Zaczynał się "Kochana mamo i kochany tato!"... kiedy wrócił do domu na święta, jego ojciec dał mu tygodniowy szlaban, twierdząc, że tym listem nie okazał im szacunku.
     Od tej pory, listy Dracona zaczęły wyglądać tak, jak ten który dopiero co wysłał. Nauczył się też, by nie wspominać w liście matki. Ona i tak listów nigdy nie mogła przeczytać, bo przecież to ojciec był głową rodziny, i to on decydował o wszystkim. Ona nie miała nic do powiedzenia. Chłopak siedział przez chwilę nieruchomo, właściwie nie wiedząc, na co czeka. Spojrzał w stronę kumpla, który smacznie spał, i Draco zdał sobie sprawę, że bardzo mu zazdrości. Jego rodzice po śmierci Voldemorta, przeprosili społeczeństwo czarodziejów za wszystkie krzywdy, i teraz żyli w zgodzie ze światem. Blaise też próbował się zmienić, i na prawdę mu to wychodziło. Nawet zwróciła na niego uwagę ta szajbuska Lovegood.
     Draco w głębi duszy marzył o tym, by stać się taki jak jego przyjaciel, którego nie obchodzą plotki, i krzywe spojrzenia rzucane przez innych uczniów. Zabini starał się być sobą, a to przynosiło mu tylko korzyści. Draco tak nie mógł. Po pierwsze dlatego, że po prostu nie umiał. Wychowywano go w przekonaniu, że liczy się tylko czysta krew, i rodowód. Jak może inaczej myśleć na przykład o Granger, kiedy właśnie tak został wychowany? A nawet gdyby potrafił przezwyciężyć te bajki wpajane mu od urodzenia, to on po prostu nie mógł postępować inaczej. Jego ojciec by go zabił, i to dosłownie. Chłopak wiedział, że Lucjusza Malfoya nic nie obchodzi po za czystością krwi. Teraz, kiedy już nie ma Czarnego Pana, zaczęło liczyć się to jeszcze bardziej. Właśnie dlatego, Draco musiał być tym, kim chce żeby był, jego ojciec. Dla własnego dobra. Mówi się trudno, najwyżej chłopak znajdzie jakaś laskę czystej krwi, ożeni się z nią, i da ojcu upragnionego wnuka. A on, Draco będzie miał z tego jedną korzyść, majątek, który ojciec na pewno mu przepisze. Tak, to jest dobry plan. Trzeba zagłuszyć swoje uczucia, i myśleć racjonalnie.
      W chwili kiedy Draco tak siedział i myślał, przez okno wleciała czarna sowa. Wyciągnęła z gracją nóżkę, dając tym samym pozwolenie Draconowi na odebranie listu. Chłopak otworzył kopertę i przeczytał jedno słowo, które poprawiło mu humor, "Zapraszam". Teraz Draco miał już pewność, że ma gdzie uciec przed wszystkimi problemami, które otaczały go z każdej strony. Wstał, spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy, zostawił krótką wiadomość dla Zabiniego, i wyszedł z dormitorium, kierując się do gabinetu McGonagall, by przenieść się za pomocą proszku Fiuu, do Malfoy Manor

***

            Minerwa McGonagall zdążyła narzucić na siebie jedynie cienki szlafrok i teraz szła szybkim krokiem w stronę skrzydła szpitalnego. Jej serce zaczęło bić tak głośno, że kobieta miała wrażenie, że wszyscy je słyszą. Była pewna, że coś poważnego musiało się stać, bo w przeciwnym razie szkolna pielęgniarka na pewno nie zawracałaby jej głowy w środku nocy. Czarownica zapukała do drzwi skrzydła szpitalnego i czekała na zaproszenie. W końcu Pani Pomfrey otworzyła kobiecie drzwi i gestem zaprosiła ją do środka. W sali szpitalnej panowały ciemności, ale McGonagall bez problemu poznała dziewczynę, która leżała na jednym z łóżek. Kobieta zakryła usta dłonią, i podeszła do Hermiony.
 – Co się stało? – wyszeptała i utkwiła wzrok w pielęgniarce.
 – Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać, Minerwo. Godzinę temu przynieśli ją tutaj Potter, Malfoy i Ginny Weasley.
 – Malfoy? A co on na Boga tutaj robił? – McGonagall wcale nie była zdziwiona, że zamieszani są w to przyjaciele Granger. Ale Malfoy? Przecież to ich wróg i każdy o tym wiedział.
 – Pan Malfoy znalazł Hermionę i przyniósł do zamku – Poppy Pomfrey w kilku zdaniach streściła to, co opowiedzieli jej uczniowie, którzy przynieśli nieprzytomną Hermionę. W miarę swojej opowieści, oczy McGonagall robiły się coraz większe. Ona również zwróciła uwagę na to, że Panna Granger nie pozwoliła się dotknąć. Spojrzała na dziewczynę, która nadal była nieprzytomna. Pielęgniarka wspomniała, że dziewczyna jest wycieńczona i trzeba dać jej czas na odpoczynek.
 – Minerwo – pielęgniarka spojrzała na dyrektorkę – czy masz może podejrzenia, kto mógł jej wyrządzić taką krzywdę?
 – O jakiej krzywdzie mówisz, Poppy? – McGonagall oczywiście domyślała się o co może chodzić Pomfrey, ale sama bała się o tym myśleć. To było po prostu nie możliwe.
 – Ktoś ją zgwałcił Minerwo... – Pielęgniarka zawiesiła głos, a z jej oczu popłynęły łzy. Od czasu Bitwy o Hogwart, nie widziała nikogo tak skrzywdzonego, jak ta dziewczyna. Niewinna Gryffonka, która razem z Harrym Potterem i Ronem Weasley zdołali pokonać Czarnego Pana.
      Obie kobiety stały dłuższą chwilę w milczeniu, przyglądając się nieprzytomnej Hermionie. Żadna z nich nie wiedziała co powiedzieć. Zarówno Minerwa McGonagall jak i Poppy Pomfrey zastanawiały się, co będzie kiedy dziewczyna się obudzi. Czy będzie cokolwiek pamiętać? Czy będzie zadawać pytania? A jeśli tak, to jak mają na nie odpowiedzieć? I najważniejsze pytanie, kto był zdolny do zrobienia jej czegoś takiego?
 – Co teraz będzie, Minerwo? – wyszeptała jej towarzyszka
 – Musisz zrobić wszystko, żeby dziewczyna nie czuła bólu. Nie wpuszczaj do niej nikogo, nawet Pottera. Do póki nie dowiem się, kto jej to zrobił, nikt nie może jej odwiedzać. A kiedy dziewczyna w końcu się obudzi, wezwij mnie. Muszę z nią porozmawiać, bo być może coś pamięta, chociaż osobiście, wolałabym, żeby nie pamiętała. – Poppy pokiwała wolno głową, podeszła do dziewczyny i otuliła ją szczelniej kołdrą.
 – Muszę porozmawiać z jej przyjaciółmi i Malfoyem, być może czegoś się dowiem – Minerwa McGonagall dotknęła ręki Hermiony, i nie odwracając się wyszła ze skrzydła szpitalnego. Poczuła jak pod powiekami pieką ją łzy.

***

       Draco Malfoy czekał na McGonagall już pół godziny. Zastanawiał się, gdzie ta czarownica mogła pójść w środku nocy. Usiadł pod drzwiami jej gabinetu i czekał dalej, nie mając nic innego do roboty. Bardzo powoli zaczynał go dopadać sen. W końcu już prawie świtało, a on zamiast spać to latał za Granger jak jakiś nienormalny. Gdyby nie jego głupia ciekawość, to teraz nie uciekałby z zamku, tylko spałby smacznie w swoim dormitorium. Bo to była ciekawość, prawda?
 – A co Pan tu robi, Panie Malfoy? – McGonagall nie kryła zdziwienia, kiedy zobaczyła pod drzwiami jej gabinetu, młodego ślizgona.
 – Nareszcie – mruknął do siebie i wstał – Pani Profesor, przyszedłem prosić o pozwolenie skorzystania z pani kominka, w celu udania się do domu. Mam w rodzinie pewne e... kłopoty, dlatego muszę się tam udać – miał nadzieję, że stara czarownica uwierzy w jego kłamstwo, i bez żadnych problemów w końcu, Draco uda się do posiadłości jego rodziców.
 – Przykro mi, Panie Malfoy ale to nie możliwe. Nie w zaistniałej sytuacji – Minerwa zauważyła jak Draco robi się momentalnie czerwony na twarzy – Wejdźmy do mojego gabinetu – Nauczycielka wypowiedziała hasło i puściła ślizgona przodem.
 – A jaka jest ta zaistniała sytuacja? – Malfoy usiadł na fotelu, wskazanym przez nauczycielkę.
 – Myślę, że słyszałeś o Pannie Granger? – kobieta spojrzała mu prosto w oczy, doszukując się jakiegoś znaku, który mógł jej pomóc w odszukaniu sprawcy, niestety Malfoy wydawał się niewzruszony.
 – Ta, słyszałem – mruknął pod nosem, zły, że znowu zaczyna się temat Granger – I to dlatego nie mogę wyjechać? Bo ta... Gryffonka leży w szpitalu? Z całym szacunkiem, Pani Profesor, ale...
 – Panna Granger została bardzo skrzywdzona – weszła mu w słowo – i dopóki nie dowiem się, kto jej to zrobił, niestety nikt Hogwartu nie opuści. Takie są zasady, Panie Malfoy.
 – Skrzywdzona? Niby jak? Słabo jej się zrobiło i tyle. Wielkie mi co – warknął wściekły. Jego zmęczenie zaczynało dawać się we znaki. Teraz marzył albo o tym by znaleźć się w łóżku, nie ważne w jakim.
 – Nie będę Panu zdradzać na razie żadnych szczegółów, tym bardziej, że wiem jaki ma Pan stosunek, do Panny Granger – spojrzała na niego znad swoich okularów, które właśnie założyła.
 – Ja z nią nie mam żadnych stosunków – warknął, bagatelizując spojrzenie jakie posłała mu nauczycielka – nie wiem co jej się stało, ale wiem jedno. Ja jej tego nie zrobiłem! Znalazłem ją i przez pół drogi niosłem ją do zamku, a zapewniam Panią, Pani Profesor, ona wcale nie jest taka lekka  – ucichł, wiedząc, że chyba trochę przegiął.
 – Panie Malfoy, będę z Panem szczera – kobieta oparła ręce na blacie biurka – wydaje mi się to trochę dziwne, że to akurat Pan ją znalazł.
 – Bo polazła gdzieś z jakimś facetem, a później ją taką znalazłem!
 – Proszę uważać na słowa. Z tego co wiem, wrócił Pan do Hogsmeade, i wtedy ją Pan znalazł, zgadza się? – Malfoy tylko kiwnął głową.
 – Co się później działo? – kontynuowała, sprawdzając, czy Malfoy powie jej to samo, co powiedział pielęgniarce.
 – Mówiłem już Pani Pomfrey. Krzyczała i nie pozwoliła się dotknąć. W końcu wstała i powiedziała, że pójdzie sama. Faktycznie, przez połowę drogi szła, a później straciła przytomność, to ją wziąłem i zaniosłem do zamku. W wejściu natknąłem się na Pottera i Weasley, i poszliśmy do skrzydła szpitalnego.
 – Jak wyglądał człowiek, z którym Hermiona znikła? – Wyszeptała. Malfoy zawahał się. Czy powiedzieć tej starej czarownicy o jego podejrzeniach?
 – Czarne włosy, wysoki, dobrze zbudowany i na pewno trochę starszy – powiedział Malfoy, a McGonagall usłyszała w jego głosie wahanie.
 – Czego Pan mi nie mówi, Panie Malfoy?
 – Mogę być szczery? – Nie czekając na pozwolenie kontynuował – nie jestem pewny, ale myślę, że mógł to być Weasley – ostatnie słowo wypowiedział szeptem. Teraz, to co powiedział wydało mu się głupie i bezpodstawne.
 – Dlaczego tak Pan sądzi? – Minerwa zmrużyła oczy.
 – Ja... widziałem jak Granger szła z tym kolesiem, i nie była zadowolona – widząc zdezorientowaną minę dyrektorki, dodał – raczej przerażona. – Siedzieli chwilę w milczeniu, trawiąc to, co właśnie padło z ust Malfoya. W końcu McGonagall wstała.
 – Dziękuję, Panie Malfoy, za szczerość. Ale w tym momencie, chyba sam Pan rozumie, że nie mogę pozwolić na pana podróż. Napiszę do Pana rodziców, z wyjaśnieniem.
 – Nie! – wyrwało mu się – Ja to załatwię. Nie chcę, by ojciec dowiedział się o tej... sprawie –             McGonagall kiwnęła głową, i pozwoliła mu odejść.

***

          Malfoy z powrotem wrócił do dormitorium i z hukiem odłożył swoją torbę.
 – Szlag by to wszystko! – zaklną. Najchętniej rozwaliłby połowę pokoju, ale wiedział, że tego nie darowałby mu Zabini, który już wiercił się w łóżku, najwyraźniej się budząc.
 – Co ty robisz, do cholery? – warknął – całą noc gdzieś łazisz! Ogarnij się chłopie – ze złości rzucił z całej siły w przyjaciela poduszką. Draco tylko prychnął. Nadal nie miał ochoty na rozmowę.
      Przebrał się szybko w czarną, opinającą jego tors koszulkę, która pełniła rolę jego piżamy, i wpakował się do łóżka. Stwierdził, że nie zejdzie na śniadanie, i odeśpi całą noc, a więc zostały mu trzy godziny snu. Mamrocząc pod nosem przekleństwa na cały świat, w końcu zasnął, zupełnie zapominając o liście do ojca...

***

         – Ginny, zjedz coś, słyszysz? – Harry wpakował jej na talerz dwie kanapki, i nalał owocowej herbaty. Odkąd przyszedł po nią do dormitorium, dziewczyna nie odezwała się słowem. Była wykończona, bo po tym jak zostawili Hermionę pod opieką szkolnej pielęgniarki, nie zmrużyła oka. Płakała kilka godzin. Harry zresztą też nie mógł spać. Mając przed oczami widok nieprzytomnej przyjaciółki, wiercił się całą noc, zastanawiając się, kto jej to zrobił.
 – Nie mam ochoty – głos Ginny wyrwał go z zamyślenia – kto jej to zrobił, Harry?
 – Malfoy. – uciął Potter, chociaż wcale tak nie myślał. Przypomniał sobie, jak blondyn wszedł z Hermioną na rękach, do zamku, i jaki był przerażony. Jednak Malfoy, to była jedyna osoba, którą Harry w tej chwili mógł podejrzewać.
 – Sam w to nie wierzysz – skomentowała cicho Ginny – On się zmienił.
 – Ginny, proszę cię. Tacy ludzie jak Malfoy się nie zmieniają. I oboje doskonale o tym wiemy.
 – To Ron – przerwała mu głosem jeszcze cichszym niż poprzednio. Chłopak spojrzał na nią wielkimi oczami.
 – Co ty mówisz?
 – Harry... spójrzmy prawdzie w oczy. Tylko Ronowi mogło zależeć na skrzywdzeniu Hermiony. Po tym jak w końcu powiedziała co jej robił przez te wszystkie miesiące, i po tym jak zesłali go do Azkabanu, tylko on byłby zdolny do czegoś takiego – widząc, że Harry chce jej zaprzeczyć, powiedziała – ty też to wiesz, Harry. Więc nie zwalaj winy na Malfoya, tylko dlatego, że nosi takie, a nie inne nazwisko – nie czekając na jego odpowiedź, wstała szybko od stołu, i z oczami pełnymi łez, udała się na transmutację.

***

         Leżał na łóżku i bawił się różdżką swojego ojca. Było mu teraz tak dobrze. W końcu miał Hermionę dla siebie. Była jego całą duszą, i przede wszystkim całym ciałem. Chłopak nie mógł się doczekać, kiedy zobaczą się znowu. Kiedy on znowu zobaczy ją...
Jego myśli przerwało ciche pukanie do drzwi
 – Wejdź – krzyknął i drzwi się otworzyły. Molly Weasley ze łzami w oczach weszła do pokoju syna.
 – Przyniosłam ci obiad – wyszeptała cicho, nawet nie patrząc w jego stronę.
 – Połóż na biurku i odejdź – rzucił w jej stronę, powoli podnosząc się z łóżka.
 – Mam do ciebie prośbę – Molly w końcu odważyła się spojrzeć na Rona, który uniósł ze zdziwieniem brwi.
 – Jaką, ty możesz do mnie mieć prośbę, co? – warknął.
 – Ojciec chce iść do pracy... potrzebuje swojej różdżki – powiedziała jednym tchem.
 – Potrzebuje różdżki? To niech sobie idzie na Pokątną i niech sobie kupi! – Krzyknął i jednym zaklęciem wyrzucił swoją matkę za drzwi, które z trzaskiem zamknęły się przed jej nosem. Chłopak usłyszał jeszcze jej cichy szloch.
      Sam zaśmiał się pod nosem, i zajął się obiadem.

wtorek, 23 lutego 2016

Chaos

ROZDZIAŁ 15

Hej Kochani, rozdział dodaję trochę szybciej niż obiecałam. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jak zawszę, zachęcam do skomentowania. Mój blog dobił do ponad pięciu tysięcy wyświetleń, a to znaczy, że jest Was całkiem sporo. Niestety, komentarzy brak... Trochę to przykre, ale cóż... i tak dziękuję, że jesteście!!! ❤
Zapraszam do czytania.
Mnóstwo całusów ❤
Marysia
______________________________________________________________________________
       
      – Wróciłem! – Wrzasnął na połowę domu. Był na prawdę z siebie bardzo zadowolony. Spotkanie z Hermioną przebiegło w stu procentach po jego myśli. Nie bał się, że dziewczyna komuś o tym powie, bo zarówno on jak i ona, wiedzieli co dziewczyna może stracić. Przeszedł szybko przez zabałaganiony salon i wspiął się po schodach, kierując się do swojego pokoju. Zapalił światło używając przy tym wygaszacza, który pozostawił mu Dumbledore. Uśmiechnął się do siebie mimowolnie, wspominając dyrektora. Na prawdę wiele mu zawdzięczał, ale teraz już się to nie liczyło. Teraz, przede wszystkim musiał skupić się na odzyskaniu ukochanej Hermiony, i jak na razie szło mu całkiem nieźle. Zastanawiał się, kiedy spotka się z dziewczyną ponownie... nie chciał, żeby stało się to za szybko, bo ktoś mógłby nabrać podejrzeń na temat dziwnych i długich zniknięć Hermiony. Przede wszystkim musiał uważać na Ginny i Pottera, bo to przecież oni spędzali z nią najwięcej czasu. No i oczywiście był ten przebrzydły Malfoy, który też był przeszkodą. Ron doskonale wiedział, że ma ochotę na jego dziewczynę, a do tego nie mógł dopuścić. Nie potrafił znieść myśli, o tym jak całuje ją w jakiejś pustej sali lekcyjnej. Mimowolnie zacisnął pięści, wiedział, że nim także musi się zająć, i uciszyć arystokratę raz na zawsze, tak by więcej nie widział Hermiony na oczy. Już jego w tym głowa, żeby tak się stało.
     Zdjął buty i położył się na łóżku. Miał do załatwienia na prawdę sporo spraw, i wszystkie były niecierpiące zwłoki.
 – Gdzieś Ty był, Ron? – Do pokoju wpadła jak burza Molly Weasley, a jej oczy ciskały błyskawice.

***

     – Zostaw mnie, słyszysz?! Zostaw!!! – Hermiona nadal siedziała na ziemi w wiosce i wrzeszczała z całej siły na Malfoya, który nieudolnie próbował jej pomóc.
 – Granger, do cholery, przestań wrzeszczeć. Próbuję Ci pomóc – sam nie wierzył w to co mówił. Kucał obok niej od dziesięciu minut, próbując dowiedzieć się co się stało. Dziewczyna jednak nie miała zamiaru niczego mu powiedzieć. Była brudna, zapłakana i cała się trzęsła, a Draco zastanawiał się czy to z zimna czy ze strachu.
 – Nie chcę niczyjej pomocy. Zostaw mnie w spokoju – doszła do wniosku, że krzyki nie pomagają, więc powiedziała to bardzo cicho ale wyraźnie.
 – Mam Cię tutaj zostawić tak? Tak po prostu? Granger, musisz iść ze mną do zamku, do skrzydła szpitalnego. Widzę, że ktokolwiek to był, w jakiś sposób Cię skrzywdził – wyciągnął rękę, chcąc uchwycić jej ramie, ale dziewczyna widząc ten gest, odskoczyła od niego jak poparzona.
 – Nie dotykaj mnie! – Hermiona objęła kolana ramionami i zaczęła cicho płakać. Draco, szczerze mówiąc, nie miał pojęcia co ma z dziewczyną zrobić. Odkąd ją znalazł, Granger zachowywała się jak obłąkana.
 – Gdzieś Ty była, Granger?
 – Nie twoja sprawa. Nic Ci nie powiem.
 – Posłuchaj mnie, musimy iść do zamku. Nie możesz tutaj siedzieć, bo będziemy mieli kłopoty. Wstawaj i chodź – Malfoy wstał i wyciągnął do niej rękę. W tej chwili mało go obchodziło to, czy ktoś widzi jak pomaga szlamie czy nie. Wiedział, że dziewczyna potrzebuje pomocy. Hermiona spojrzała na niego załzawionymi oczami i zaczęła powoli wstawać. Nie skorzystała jednak z pomocy ślizgona. Nie chciała, żeby ktokolwiek ją dotykał. Wstawanie okazał się trudniejsze niż to sobie wyobrażała. Siedząc, ból który czuła był łagodniejszy, ale teraz wszystko wróciło z powrotem. Zrobiło jej się słabo, a cały obraz zaczął powoli zanikać, w ostatniej chwili Malfoy złapał ją w pasie i tym samym uchronił przed upadkiem. Dziewczyna szybko jednak odzyskała równowagę i szybko się wyrwała.
  – Ta, nie ma za co – Prychnął ślizgon, zupełnie nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Chłopakowi nie przeszło przez myśl, że dziewczyna stała się ofiarą brutalnego gwałtu.
 – Dziękuję – Szepnęła i ruszyła bardzo powoli na przód, zaciskając mocno zęby, modląc się w duchu o to, by ten ból w końcu ustał. Draco przez chwilę ją obserwował i z niedowierzaniem pokręcił głową, zdając sobie sprawę, że w takim tempie nie dojdą do zamku nawet na święta.
 – Granger, może cię zaniosę? – Palnął to, nie analizując sobie tego w głowie. Dziewczyna przystanęła i odwróciła do niego głowę. Jej spojrzenie przeraziło go. Było pełne nieufności, smutku, żalu i strachu. Pokręciła powoli głową, zamykając oczy i krzywiąc się z bólu. Draco poczuł coś dziwnego, gdzieś w okolicy miejsca, gdzie powinno znajdować się serce. Pierwszy raz doznał takiego dziwnego uczucia. Czy to było współczucie? Nie, przecież to nie możliwe, on taki nie jest. Nie umie współczuć nikomu, a już na pewno nie szlamie. Cokolwiek się stało, jego to nie powinno obchodzić. Odstawi ją do zamku, a później zapomni o tym incydencie raz, na zawsze.
 – Poradzę sobie – z tego dziwnego zawieszenia wyrwał go głos Granger, która znowu ruszyła na przód. Malfoy wiedząc, że nie wygra, odpuścił. Niech idzie sama, skoro jest aż tak uparta. Ruszył za nią, pogrążając się znowu we własnych myślach, jednak co jakiś czas zerkał na dziewczynę, obserwując czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy. Malfoy uśmiechnął się do siebie kpiąco i pokręcił głową. Dawno nie miał takiego chaosu w głowie, jak teraz.
     Pomyślał, że w tej chwili jest chyba jedynym posiadaczem na ziemi, tylu sprzecznych myśli, które wiły się w jego umyśle jak węże.

***

           Ginny zapukała cicho do dormitorium Harrego. Miała nadzieję, że chłopak jeszcze nie śpi, ponieważ w tej chwili na prawdę go potrzebowała. Przyłożyła ucho do zimnych, drewnianych drzwi i próbowała wychwycić jakiś dźwięk, który mógłby sygnalizować, że Harry ją usłyszał, jednak nic takiego nie nastąpiło. Rozzłoszczona zapukała jeszcze raz, tym razem na tyle głośno, że w dormitorium zrobiło się zamieszanie. Chyba nawet któryś z chłopaków spadł z łóżka, a po odgłosach dało się słychać, że to Neville. W końcu drzwi się otworzyły i Ginny wpadła wprost na Harrego.
 – Ginny? Co się stało? – Harry zaczął wkładać swoje okulary, żeby móc cokolwiek zobaczyć.
 – Harry, Hermiona jeszcze nie wróciła... zaczynam się poważnie martwić – Ginny miała w oczach panikę. Zarówno ona jak i Harry wiedzieli już, że coś musiało się stać. Hermiona była znana z tego, że była osobą odpowiedzialną. Jeszcze nigdy nie było takiej sytuacji, w której dziewczyna znika, i nie dają znaku życia.
 – Chodź – Harry zamknął za sobą drzwi do dormitorium i wziął Ginny za rękę – poszukajmy jej.
 – Ale gdzie? Przecież my nawet nie wiemy gdzie ona mogła pójść.
 – Trudno, trzeba w takim razie sprawdzić wszystkie pomieszczenia. Nie mamy innego wyjścia Ginny. – Żadne z nich nie chciało mówić tego na głos, ale oboje mieli przeczucie, że za tajemniczym zniknięciem Gryffonki, może stać Ron.

***

           – Na pewno nie chcesz, żebym Ci pomógł? – Szli do zamku dobre pół godziny. Hermiona nie pozwoliła się dotknąć, za to co jakiś czas musiała stanąć i złapać oddech. Była wykończona. W jej głowie było pełno różnych myśli. Myślała o tym, co powie Ginny i Harryemu, którzy na pewno ją szukają i o tym co powiedział jej Ron... że niebawem to powtórzą. Na samą myśl o tym, miała ochotę zwymiotować. Nie chciała go więcej widzieć na oczy, mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że po prostu się go bała i brzydziła. Był dla niej nikim. Tylko najgorszym problem było to, że teraz to on rządził całym jej życiem. Przetrzymywał jej rodziców, których Hermiona nie widziała już od tygodni, i o których nie miała tak na prawdę żadnych wiadomości. Nie wiedziała gdzie są, i czy w ogóle żyją.      Nie chciała do siebie dopuścić myśli o tym, że mogłoby być inaczej. Oni po prostu muszą żyć. A ona, prędzej czy później dowie się, gdzie Ron ich trzyma, i uwolni ich, nie zależnie od tego, jakie katusze zgotuje jej po drodze Ron. Musi być silna, dla rodziców. Tylko dla nich, bo są dla niej całym światem.
     – Poradzę sobie, mówiłam Ci już – Warknęła na ślizgona, nawet na niego nie patrząc. Znowu ruszyła przed siebie, nie zważając na ból, który stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Teraz jej celem było jak najszybsze dostanie się do Hogwartu, wyjaśnienie wszystkiego przyjaciołom, a później zacznie obmyślać plan, który pozwoli jej uratować rodziców. Szła coraz szybciej, zdając sobie w końcu sprawę z tego, że coś jest nie tak. Znowu zaczynało jej się robić słabo. Zanim zdołała jakoś temu zapobiec, runęła na zimną ziemię.
    Jedyne co jeszcze zdążyła usłyszeć to krzyk Malfoya.

***

         – Sprawdziłam całe siódme piętro, nigdzie jej nie ma – Ginny zaczynała panikować. Razem z Harrym przeszukali już połowę zamku, ale po Hermionie nie było ani śladu.
 – Spokojnie. Nie mogła przecież się rozpłynąć. Na pewno gdzieś musi być, ale nie na piątym i szóstym piętrze. Tam też jej nie ma. – Harry pokręcił z rezygnacją głową. Wiedział, ze Hermiona jest zbyt odpowiedzialną osobą, że zniknąć sobie od tak.
 – W takim razie chodźmy na następne piętra. Gdzieś ją znajdziemy – Ginny była na prawdę zdeterminowana. Wiedziała, że nie zaśnie do póki jej przyjaciółka się nie znajdzie. Pogratulowała sobie w duchu, że wpadła na pomysł, by wziaść pelerynę niewidkę. Gdyby jakiś nauczyciel, bądź co gorsza Filch ich nakrył, mieliby spore kłopoty.
        Okazało się, że na żadnym piętrze, na którym byli, po Hermionie nie było śladu. Właśnie schodzili na sam dół kiedy główne wejście do zamku otworzyło się i ich oczom ukazał się makabryczny widok. Draco Malfoy niósł na rękach nieprzytomną Hermionę. Dziewczyna była cała mokra i brudna. Ginny zatrzymała się w połowie schodów, natomiast Harry znalazł się przy ślizgonie w mgnieniu oka.
      – Coś Ty jej zrobił, Malfoy ?!– Potter ryknął na tyle głośno, że Ginny bała się, czy przypadkiem ktoś tego nie usłyszał.
 – Ja? Zwariowałeś Potter?! Dzięki mnie, ona w ogóle jeszcze żyje! – Malfoy był na prawdę wściekły. Nie dość, że targał Granger połowę drogi, to jeszcze na powitanie wpada na wściekłego Pottera. Harry spojrzał na Hermionę, która wyglądała jakby smacznie spała, w ramionach ślizgona. Delikatnie odebrał ją od Malfoya.
  – Już swoje zrobiłeś. Znikaj mi z oczu, paskudna wydro – Harry przeraził swoim spojrzeniem Malfoya. W jego oczach można było dojrzeć rządze mordu.
 – O nie Potter, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Trzeba ją natychmiast zanieść do skrzydła szpitalnego. Myślę, że może być chora.
 – Jasne, że jest chora, ty kretynie. W końcu doskonale wiesz, co jej zrobiłeś! – Gdyby Harry nie trzymał w swoich ramionach przyjaciółki, na pewno wyciągnąłby teraz różdżkę i trafiłby w Malfoya jakimś porządnym zaklęciem.
 – Harry, nie czas na kłótnie – do chłopaków podeszła przerażona widokiem przyjaciółki, Ginny. W jednej ręce trzymała pelerynę niewidkę, a drugą zaczęła głaskać Hermionę po włosach – Trzeba zabrać Hermionę do Pani Pomfrey. Ona się nią zajmie. – Harry tylko kiwną głową, wciąż patrząc na Malfoya, który również nie miał zamiaru odpuścić. To on znalazł i przyniósł Granger do zamku i żaden Potter nie wmówi mu czegoś innego.
 – Idę z wami – Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.
 – Chyba zwariowałeś. Wracaj do swojego pokoju. Nie jesteś nam potrzebny!
 – Harry – Ginny odezwała się ostrożnie – Myślę, że Malfoy powinien iść z nami. Tylko on wie gdzie była Hermiona i co się stało.
 – Słyszysz Potter, twój rudy lis dobrze mówi – Draco posłał im jeden ze swoich kpiących uśmieszków.
 – Nie mów tak o niej, Malfoy, ostrzegam Cię – Powiedział Harry, przez zaciśnięte zęby.
 – Spokojnie, Harry. Musimy się pośpieszyć. To nie miejsce i nie czas na wasze głupie kłótnie – Ginny jako jedyna rozsądna osoba w tym gronie, przepuściła Harrego, który nadal trzymał w ramionach nieprzytomną Hermionę, i ruszyli szybkim krokiem do skrzydła szpitalnego.

***

           Poppy Pomfrey właśnie kładła się do swojego ciepłego i przytulnego łóżka, gdy nagle do drzwi szpitala ktoś mocno zapukał. Pokręciła tylko głową, myśląc, że to kolejny pierwszoroczny, który najadł się jakiegoś nowego wynalazku od Weasleyów. Nałożyła na siebie stary szlafrok i ruszyła do drzwi.
 – Co tym razem... – Kiedy zobaczyła, że przed nią stoi Ginny Weasley, Draco Malfoy i Harry Potter, wiedziała już że to nie wróży nic dobrego. Nabrała głośno powietrza, kiedy zobaczyła, że Potter trzyma w ramionach Hermionę Granger – Na Merlina! Co się stało? – Pielęgniarka przepuściła ich w drzwiach. Harry położył Hermionę na pierwszym łóżku, i odsunął by zrobić miejsce pielęgniarce.
  – No, Malfoy. Podobno ją "uratowałeś", więc może powiesz co się wydarzyło? – W głośnie Harrego dało się wyczuć sarkazm. Ginny i Pani Pomfrey spiorunowały go wzrokiem.
 – Nie wiem za dużo – Przyznał Malfoy, drapiąc się po głowie – Znalazłem ją pod Świńskim Łbem. Chciałem ją zaprowadzić do zamku, ale nie pozwoliła się dotknąć.
 – Jak to, nie pozwoliła się dotknąć? – Spytałam Pani Pomfrey.
 – No po prostu. Wrzeszczała, że sama sobie poradzi, i że sama da radę dojść do Hogwartu. I faktycznie, przez pół drogi szła. Ale później po prostu straciła przytomność, więc wziąłem ją na ręce i przyniosłem. W drzwiach natknąłem się na tą dwójkę – tu spojrzał wymownie na Harrego i Ginny – i znaleźliśmy się tutaj.
 – A co Ty robiłeś w Hogsmeade? – Ginny coś się nie zgadzało.
 – Ja? Też byłem w Hogsmeade, tyle że kilka godzin wcześniej. Wróciłem tam jednak, bo zapomniałem portfela. – Draco modlił się w duchu, by mu uwierzyli w to kłamstwo. Sam się zastanawiał dlaczego nie powiedział prawdy.
  – Dosyć już. Dziękuję Wam za pomoc, ale teraz musicie już iść. Muszę dokładnie zbagadać Pannę Granger i ocenić, co tak na prawdę się wydarzyło – Poppy Pomfrey ruchem ręki wyprosiła całe towarzystwo ze skrzydła szpitalnego. Nikt z zebranych nie był z tego zadowolony. Ginny łkając przytuliła się do Harrego, pozwalając by ten ją poprowadził. Malfoy natomiast wsadził ręce do kieszeni, wzruszył ramionami i wyszedł za Potterem i Granger. Chłopak umiał świetnie udawać obojętność. W głębi duszy jednak, był przerażony.

***

          Pielęgniarka szkolna, ułożyła Hermionę w wygodniejszej pozycji, niż zostawił ją Harry, a następnie poszła po jeden z jej eliksirów, który miał na celu złagodzenie bólu, na który dziewczyna, po przebudzeniu na pewno będzie się uskarżać. Po upewnieniu się, że dziewczyna jest nie przytomna ale oddycha, pielęgniarka zaczęła rozpinać jej kurtkę. Kobieta nabrała głęboko powietrza, kiedy zobaczyła, że cały sweter dziewczyny jest poszarpany. Bała się, że mogło jej się przytrafić to, o czym pomyślała już wcześniej, kiedy to młody Malfoy powiedział, że dziewczyna nie pozwoliła się dotknąć.
      Zagłuszając jednak te domysły, pielęgniarka kontynuowała rozbieranie Hermiony, by zobaczyć, czy na jej ciele znajdują się jakieś urazy. Kiedy ściągła dziewczynie spodnie, jej oczom ukazał się jeszcze gorszy widok niż przepuszczała. Hermiona Granger miała mnóstwo siniaków w okolicach miejsc intymnych. Teraz pielęgniarce wszystko zaczęło układać się w głowie.
  – Dziewczyno... kto Ci to zrobił? – Wyszeptała cicho, i spojrzała na nieprzytomną Hermionę oczami pełnymi łez.

sobota, 20 lutego 2016

Upokorzenie

ROZDZIAŁ 14

    Hej Kochani! Tadaaaaam! Jest nowy rozdział. Przyznam się szczerze, że sama do końca nie wiedziałam, że tak to się skończy. Osobiście jestem zadowolona z tego, co wyszło. Koniecznie dajcie znać, co Wy o tym myślicie!
   PS. Rozdział jest + 18 więc czytelnicy, którzy nie są pełnoletni czytają na własną odpowiedzialność.  
 Ściskam Was mocno,
  Marysia
______________________________________________________________________________

    – Gdzie my jesteśmy? – Hermiona stała w jakimś miasteczku, którego nigdy nie widziała. Robiło się coraz ciemniej, latarnie uliczne rzucały cień na jakiś park. Spojrzała w lewo i zobaczyła rzędy małych sklepików, po prawej stronie było dokładnie tak samo. Znak, który stał obok niej informował, że znajdują się na Sawyer's Hill. Hermiona wiedziała tylko, że jest to gdzieś w Londynie, ale nigdy wcześniej tu nie była. Spojrzała na Rona, który wrócił już do swojej prawdziwej postaci. Teraz stał i patrzył na nią, z pogardą w oczach.
 – Mówiłem Ci, że idziemy na prawdziwą randkę. Niestety, nie mogliśmy zostać w Hogsmeade... no wiesz, za dużo gapiów. A ja nie lubię jak ktoś na ciebie patrzy. Mogłaby się polać krew – Hermiona spojrzała na niego jak na szaleńca, którym niewątpliwie był.
 – Chcę wrócić spowrotem do Hogwartu – Powiedziała to bardzo cicho, ale na tyle głośno by jej towarzysz mógł ją usłyszeć. Bała się jednak krzyknąć bo wiedziała, że najprawdopodbniej skończyło by się to rękoczynem.
 – Spokojnie księżniczko – podszedł do niej i spróbował odgarnać kosmyk z jej twarzy, jednak dziewczyna odwróciła głowę – jeśli będziesz grzeczna, i nasze spotkanie przebiegnie tak jak to sobie zaplanowałem, to obiecuję, że wrócisz. Przecież wiesz, że ja zawsze dotrzymuje słowa. – Serce Hermiony waliło jak młotem. Zdawała sobie sprawę z tego, że faktycznie, to Ron dyktuje warunki, a ona niestety musi się zgadzać. Weasley doskonale wiedział, że dopóki życie rodziców Gryffonki jest zależne od niego, dziewczyna będzie tańczyła tak jak on tego chce.

***

    – Bardzo mi przykro, Dracusiu – Pansy szła razem z Malfoyem w stronę zamku, i pociągała nosem.
 – Niby o co?
 – Ignorowałeś mnie, przez całą naszą randkę... – spojrzała na niego, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Nie tak to sobie wyobrażała.
 – Pansy, mówiłem Ci, że to nie jest żadna randka! Wbij to sobie w końcu do głowy! – Młodemu Malfoyowi kończyła się cierpliwość do tej dziewczyny. Sam nie wiedział na kogo jest bardziej wściekły. Na Zabiniego, który go w to wrobił, czy na siebie, że w ogóle wyraził zgodę na to całe spotkanie, które było kompletną katastrofą. W dodatku ta cała Granger, znowu nie dawała mu spokoju. Chłopak był pewny, że to co widział, miało związek z Weasleyem. Sam przed sobą, wstydził się przyznać, że naprawdę martwi się o Granger. Jedyne o czym teraz myślał, to to, by jak najszybciej dostać się do zamku i znaleźć Zabiniego. Miał nadzieję, że kumpel go uspokoi.
 – ... i zawsze tak jest! Nawet nie wiesz, jak się na Tobie zawiodłam! Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?  – Gdzieś z oddali dobiegł go głos rozhisteryzowanej Mopsicy, która szła obok i cały czas o czymś gadała.
 – Wiesz co, Pansy? Mam Ciebie dosyć! Zrozum w końcu, że nigdy ze sobą nie będziemy! Byłem z tobą, na tej twojej randce, i jakoś nic nie zaiskrzyło. Więc daj mi już święty spokój! – Tak jak myślał, puściły mu nerwy. Zobaczył jak Pansy zanosi się płaczem i biegnie do zamku. Jakoś nie było mu przykro z tego powodu. Miał tylko nadzieję, że Mopsica obrazi sie na niego na wieki, i da mu spokój już na zawsze. Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem i sam skierował się szybko do zamku, by jak najszybciej spotkać się z Zabinim.

***

    – No witam, witam. Jak tam randa? – Zabini siedział w dormitorium, które dzielił z Malfoyem, i raczył się ulubioną Ognistą Whisky.
 – Nie denerwuj mnie, bardzo Cię proszę, i odłóż Ognistą, bo chyba mamy problem – Malfoy, usiadł na łóżku i ściągnął buty. Popatrzył na przyjaciela grobowym wzorkiem.
 – A cóż się znowu stało? Tylko nie mów, że zostanę wujkiem – Zabini głośno się zaśmiał, a Draco spojrzał na niego z politowaniem. Miał wielką ochotę mu przyłożyć.
 – Przestań błaznować. Nie zgadniesz kogo widziałem.
 – Granger – Malfoy musiał przyznać, że Blasie po alkoholu robił się niezwykle mądrym człowiekiem.
 – Ok, zgadłeś. A teraz zgadnij z kim.
 – Z Rudym – Blondyn, nie za bardzo wiedział, co może mu odpowiedzieć. Sam przeczuwał to samo, ale przecież facet, z którym Granger zniknęła, to nie był Weasley, chyba że...
 – Eliksir Wielosokowy – Tylko tyle zdołało przejść Malfoyowi przez gardło. Teraz wszystko stało się takie jasne. Granger była z Rudym, tylko że ten, wypił eliksir. Dlatego nikt go nie rozpoznał. Ale jeżeli tak, to teraz Granger jest nie wiadomo gdzie, z psychopatą.
 – Co z tym eliksirem? Tylko nie mów, że to trzeba go zrobić na zajęcia! – Zabini wyglądał jakby spadł z sufitu. Malfoy tylko pokręcił głową, żałując, że nie może porozmawiać teraz z kimś normalnym.

***
   
     – Zaczynam się martwić – Ginny siedziała w Wielkiej Sali i nakładała sobie sałatkę warzywną, którą miała zamiar zjeść na kolacje. Obok niej siedział Neville, który zachowywał się tak, jakby przez miesiąc nie był karmiony, a na przeciwko niej siedział Harry, który spojrzał na dziewczynę przenikliwym wzrokiem.
 – O co się martwisz?
 – Nie zauważyłeś, że Hermiony nie ma praktycznie cały dzień? Miała iść na spacer zaraz po obiedzie.
 – Nie panikuj, na pewno zaraz wróci. – Harry, chociaż martwił się o przyjaciółkę, wiedział, że ta na pewno jest gdzieś niedaleko.
 – Harry... a jeśli ona spotkała się z Ronem? – Imię brata, ledwo przeszło jej przez gardło. Wymawiając je, czuła się tak jakby wymawiała imię Voldemorta.
 – Ginny, bez przesady. Hermiona jest dorosłą osobą. Nie wpakowałaby się w coś takiego. Tym bardziej, nie po tym co Ron jej zrobił. – Chłopak próbował uspokoić swoją dziewczynę, ale sam też zaczął się niepokoić.
 – Obyś miał rację – Ginny już nie drążyła tego tematu. Widziała, że Harry nie chce o tym mówić, a ona nie nalegała. To co się stało, było bolesne dla wszystkich. Najgorsze jednak było to, że zaczęli z Harrym oddalać się od siebie. Ginny zastanawiała się, jak można to naprawić. Nie chciała się do tego przyznać, ale bała się, ,ze starci swojego Wybrańca.

***

     – Brawo! Teraz już rozumiesz o czym do Ciebie mówię? – Malfoy potrzebował piętnastu minut na to, by wytłumaczyć swojemu pijanemu koledze to, do czego niedawno doszedł. Zabini siedział i wpatrywał się z przerażeniem w oczach w Malfoya. Butelka Ognistej, leżała obok niego, w połowie jeszcze pełna, ale żadnen z nich nie miał już ochoty jej tknąć. Jeżeli Malfoy ma racje, to sprawa jest na prawdę poważna. Ślizgoni zastanawiali się, co robić.
 – Nie ma sensu jej szukać. Nie wiadomo gdzie ten świr ją zabrał. Tak na prawdę, mogą być wszędzie. Nawet w innym kraju.
 – No to w takim razie co proponujesz? – Draco nie miał już cierpliwości. Był na siebie potwornie zły, że dał się wmieszać w to całe bagno.  Nie wiedział dlatego los Gryffonki tak bardzo go obchodzi. Dawny Malfoy olał by to wszystko, najprawdopodobniej ciesząc się z nieszczęścia jakie przytrafiło się szlamie. Teraz jednak, jest zupełnie odwrotnie. Najgorsza była jednak ta bezradność, że nic nie wie.
 – Mamy dwa wyjścia. Albo poczekać, może Granger wróci, albo iść z tym do McGonagall – Zabini chociaż z większą ilością alkoholu we krwi, myślał trzeźwiej niż Malfoy.
 – Wiesz dobrze, że ta stara wiedźma mi nie uwierzy. Nie powiem jej przecież  "Hej Pani Profesor, widziałem jak Granger teleportowała się gdzieś razem z Weasleyem. Tylko, że to nie był prawdziwy Weasley. On wypił Eliksir Wielosokowy " – Malfoy spojrzał na Zabiniego z litością. Wiedział, że ma racje. Nie mógł iść do dyrektorki i sprzedać jej takiego tekstu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie kupiłby czegoś takiego.
       – Dobra, masz rację. To jest marny pomysł. W takim razie, pozostaje nam tylko czekanie.
  – Świetnie, to sobie czekaj – blondyn wstał i wyszedł z dormitorium trzaskając drzwiami. Sam nie wiedział co robić, ale jedno było pewne, nie może siedzieć z założonymi rękami. Musi coś zrobić, tylko nie miał pojęcia co...

***

       – I jak? Podoba Ci się? – Siedzieli w parku, na kocu, który Ron wyciągnął z plecaka. Z uśmiechem wyjawił Hermionie tajemnicę, że użył na plecaku dokładnie tego samego zaklęcia, którego ona użyła na swojej torebce, kiedy szukali Horkruksów.
 – Eee... tak jest na prawdę bardzo ładnie. Przepraszam, Ron ale ja już na prawdę muszę wracać. Jeszcze chwila i nie wpuszczą mnie do zamku. – Ron spojrzał na nią groźnym wzrokiem. Jego wymarzona randka jeszcze się nie skończyła.
 – Nie mogę Cię jeszcze wypuścić. Nie zjedliśmy deseru – to mówiąc, znowu sięgnął do swojego plecaka i wyjął małe pudełeczko, w którym znajdowały się truskawki – wiem, że to mało oryginalne i takie... mugolskie, ale wiem, że je lubisz – Ron uśmiechnął się do dziewczyny, tak jak dawniej, jednak Hermiona nie dała się zwieźć. Wiedziała, że wystarczy jeden jej fałszywy ruch, a Ron znowu będzie katem.
 – To bardzo miło z twojej strony, dziękuję – wzięła jedną do ust, bojąc się, że może być zatruta, jednak truskawka okazała się zwykłym, pysznym owocem.
 – Cieszę się, że Ci smakuje
 – Ron, chciałabym porozmawiać o moich rodzicach – dziewczyna wstrzymała oddech. Bała się, że to może być za dużo. Jednak Ron wcale nie wydawał się być zły lub zaskoczony tym pytaniem. Wyglądał raczej na osobę, która czeka właśnie na to pytanie.
 – Już Ci mówiłem, kochanie. Nic im nie będzie, dopóki my będziemy razem, szczęśliwi.
  – A czy mógłbyś ich wypuścić? – zaryzykowała
– Są pod dobrą opieką. Mój przyjaciel się nimi dobrze zajmuje. Nie mogę ich teraz wypuścić, ponieważ wiadomo, że gdzieś by z tym poszli. A niestety na to, nie mogę sobie pozwolić. Musisz mi zaufać. – Pogładził ją po policzku. Dziewczyna drgęła ale nie odsunęła się. Wiedziała, że jeśli będzie się zachowywać tak jak teraz, Ron faktycznie nic nie zrobi jej rodzicom. Musiała zyskać jego pełne zaufanie, i dopiero wymyślić coś, by uwolnić rodziców. Na razie jednak, musiała udawać. Ron przysunął się do niej i pocałował ją lekko w usta, tak jakby w obawie, że dziewczyna ucieknie. Hermiona jednak nie ruszyła się nawet o milimetr. Było jej niedobrze, i bała się, że zaraz zwymiotuje, ale wiedziała, że musi udawać. Ron w tym czasie pocałował ją jeszcze raz, a później kolejny, delikatnie odchylając jej usta swoim językiem. Hermiona jęknęła w proteście, ale widocznie Ron tego nie zrozumiał. Całował ją coraz mocniej i mocniej, wtapiając ręce w jej gęste włosy. Hermiona chciała to przerwać, dochodząc do wniosku, że tyle musi mu wystarczyć, ale Ron trzymał ją tak mocno, że nie mogła się ruszyć. Wyciągnął swoją rękę z jej włosów, i powoli zaczął nią wędrować po szyi, zjeżdżając coraz niżej. Hermiona wiedząc co za chwilę może się stać, przytrzymała jego dłoń swoją, dając mu sygnał, żeby przestał.
  – Pomyśl o rodzicach, kochanie – Wyszeptał jej do ucha, i wyswobodził się z jej marnego uścisku, kontynuując swoją wędrówkę, po ciele dziewczyny. Cały czas całując jej usta, odpiął jej kurtkę, i uśmiechnął się, widząc, że dziewczyna ma na sobie sweterek zapinany na guziki. To go jeszcze bardziej podnieciło. Zaczął odpinać jej sweter powoli, aż w końcu jego oczom ukazał się czarny biustonosz i piękne piersi Hermiony. Spojrzał na nią, i zauważył, że dziewczyna płacze.
 – Proszę... – Wyszeptała, nie mając siły powiedzieć nic więcej. Czuła się taka upokożona.
 – Cii kochanie, to będzie szybkie, obiecuję – Po tych słowach, ściągnał szybko swoje spodnie, a także spodnie dziewczyny i wszedł w nią jednym szybkim pchnęciem. Po całym parku rozległ się rozdzierający serce, krzyk Hermiony, dla której to był pierwszy raz...

***

       – Tak wiem, że jest późno. Chciałbym tylko przejść się po błoniach. Nic więcej – Draco, od dziesięciu minut próbował przekonać Filcha, że chce wyjść z zamku tylko na chwilę.
 – Uczniom nie wolno wychodzić z zamku o tej porze, Malfoy! – Woźny ryknął tak głośno, że Malfoy był pewny, że ten obudził połowę zamku.
 – Zróbmy tak, Pan teraz pójdzie sobie gdzieś posprzątać, a ja wyjdę niezauważony. Jak wrócę, mogę dostać szlaban, zgoda? – Filch przyglądał mu się przez chwilę, analizując w głowie propozycję Malfoya
 – Uciekaj Fretko – Warknął w końcu, i zaczął wspinać się po schodach, mamrocząc coś o idiotach, do Pani Norris. Draco pokręcił głową, i wybiegł z zamku. Nie miał pojęcia co ma zamiar zrobić, ale wiedział, że nie może tak po prostu olać całej tej sprawy z Granger. Stał tak przez chwilę, nie bardzo wiedząc co robić, aż w końcu w głowie zaświtała mu pewna myśl. Nie zastanawiając się dłuże, puścił się biegiem w stronę Hogsmeade.

***

       – Byłaś na prawdę bardzo grzeczna, Hermionko – Hermiona siedziała skulona pod Gospodą pod Świńskim Łbem, cała obolała i zapłakana. Bolał ją niemiłosiernie każdy centymetr jej ciała. Nie mogła patrzeć na Rona ani na siebie. Brzydziła się nim – Mam nadzieję, że niebawem to powtórzymy? Napiszę do Ciebie, z datą naszego kolejnego spotkania – Nachylił się nad nią z zamiarem pocałowania jej w czoło, ale dziewczyna szybko przeczołgała się tak, by ten nie mógł jej dotknąć. Ron tylko zaśmiał się i z cichym pyknięciem aportował się.
          Hermiona chciała się skulić, ale nie dała rady. Chciała zapomnieć o tym co się wydarzyło. To co Ron jej zrobił, wcale nie było szybkie. Było długie i bolesne. Nienawidziała go za to i nienawidziła za to też siebie, że w ogóle się na to zgodziła. Mogła mu sie wyrwać, ucieć, ale tego nie zrobiła. Była za bardzo sparaliżowana strachem. Kwiląc cicho, położyła się na ziemi, z zmiarem zaśnięcia. Nie obchodziło ją to, że powinna wracać do zamku. Wiedziała, że albo Hogwart jest już zamknięty, a jeżeli nie, to na pewno spotka Filcha, który wlepi jej szlaban. Leżała tak przez dłużysz czas, patrząc w jeden punkt, kiedy usłyszała czyjeś kroki. Nie miała jednak siły zareagować. W tej chwili nie obchodziło jej zupełnie nic...
         – Granger? Co Ci się stało?! – Ten głos wybudził ją jednak z letargu, w którym się znajdowała.   Draco Malfoy, na pewno nie należał do osób, które chciała w tej chwili widzieć.

niedziela, 14 lutego 2016

Spotkanie

ROZDZIAŁ 13

Witam, Was wszystkich. Dodaję kolejny rozdział. Szczerze mówiąc, nie podoba mi się, ale może Wam akurat przypadnie do gustu! A z okazji walentynek, życzę Wam wszystkiego najlepszego! Dużo, dużo miłości!!! ❤ ❤ ❤
A przy okazji, jeśli już tutaj jesteście, zostawcie komentarz! To motywuje ❤
Marysia
______________________________________________________________________________

             Nadawca nawet nie musiał się podpisywać. Hermionie zrobiło się słabo. Po co on chciał się z nią spotkać? Co chciał jej zrobić? Najgorsze było to, że dziewczyna musi tam iść, ze względu na rodziców. Musi zrobić wszystko, czegokolwiek Ron zażąda, jeśli chce jeszcze kiedykolwiek zobaczyć mamę i tatę.
  – Cześć Szlamo! – Hermiona podskoczyła, na dźwięk tych słów. Drążcymi rękami schowała kartkę pomiędzy strony podręcznika, i podniosła wzrok. Jej oczy natrafiły na stalowe tęczówki ślizgona, i dziewczynie na ułamek sekundy przestało bić serce.
  – Witaj, Malfoy – Hermionę bardzo zabolało to w jaki sposób chłopak ją traktował. Chociaż powinna być do tego przyzwyczajona, w tym roku jakoś nie potrafiła się nie przejmować.
  – Dostałaś jakiś list miłosny od skrzata, że tak szybko go schowałaś? – Malfoy chociaż wredny, doskonale widział, że zanim przyszedł dziewczyna trzymała małą karteczkę w dłoniach.
  – Tak, to był właśnie list od skrzata. Nie twój biznes, Malfoy – Hermiona próbowała udawać, że list nie był niczym ważnym. Nie chciała, żeby ślizgon zauważył jej podenerwowanie, bo to do niczego by nie prowadziło.
  – Nie bądź taka, pochwal się liścikiem – Malfoy bezczelnie chciał sięgnąć do podręcznika dziewczyny, i zobaczyć co tam ciekawego miała, żeby móc się z niej ponabijać. Na szczęście do sali wkroczyła Profesor McGonagall i rozpoczęła się lekcja, co uratowało dziewczynę.

❤❤❤

        Reszta dnia upłynęła Hermionie na siedzeniu w swoim dormitorium i płakaniu. Obiecała sobie, że będzie silna, i nie pozwoli Ronowi na zrujnowaniu jej życia, ale już sobie z tym nie radziła.      Martwiła się tym, że musi iść do Zakazanego Lasu sama, a co gorsza, nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Hermiona zdawała sobie sprawę, że Ron jest zdolny do morderstwa. Dziewczyna musiała wymyślić jak dostać się do lasu, bez zarobienia szlabanu. Jedynym sposobem była peleryna niewidka Harrego...

❤❤❤

             Ginny siedziała Harremu na kolanach i czytała książkę, podczas gdy jej chłopak gapił się bez sensu w ogień trzaskający w kominku. Harry Potter, w swoim życiu przeżył na prawdę wiele. Ocalił  Kamień Filozoficzny, zabił Bazyliszka, ocalił Syriusza od Azkabanu, wygrał Turniej Trójmagiczny, wdarł się do Ministerstwa Magii, chociaż wydawało się to nie możliwe, widział śmierć Dumbledore'a, aż w końcu stanął do wali z Voldemortem i jego Horkruksami. Przez te wszystkie lata Hermiona i Ron byli przy nim. Nigdy go nie zawiedli, ufał im i kochał ich bezgranicznie, dlatego dla chłopaka jeszcze ciężej było się pogodzić ze zdradą Rona. Weasley był ostatnią osobą, którą Harry mógłby kiedykolwiek o coś podejrzewać, a jednak...
  – Hej Harry, Ginny – Hermiona usiadła obok nich. Przyjaciel przyjżał jej się dokładnie, i zauważył, że dziewczyna musiała płakać. Harry jednak, zrzucił to na wydarzenia ostatnich dni. Nie podejrzewał, że znowu mogło się coś stać.
  – Jak się masz? – Ginny zeszła z kolan Harrego i usiadła obok przyjaciółki.
  – W porządku, na prawdę – Brązowooka nie wyglądała na osobę która czuje się w porządku ale przyjaciele nie chcieli jej denerwować – Harry, mam do Ciebie prośbę. Chciałabym iść dzisiaj wieczorem do biblioteki i trochę poczytać, ale potrzebna mi do tego twoja peleryna. Nie chciałabym zarobić szlabanu, jeszcze tego by brakowało – Hermiona spróbowała się uśmiechnąć. Harry przez chwilę intensywnie się jej przyglądał, ale chyba nic nie dostrzegł podejrzanego, bo uśmiechnął się do niej i skinął głową.
   – Jane, zaraz Ci ją przyniosę, jest w moim kufrze. – Chłopak pobiegł na górę, a dziewczyny zostały same.
    – Mam nadzieję, że na prawdę chcesz iść tylko do biblioteki – Ginny spojrzała na przyjaciółkę, lecz z twarzy Hermiony nie udało się nic odczytać – była jak posąg.
  – Mówiłam już, że chciałabym poczytać. To chyba nie jest zbrodnia?
  – Ależ, nie oczywiście. Ja tylko chciałam się upewnić...
  – Dziękuję, Ginny. Doceniam to co dla mnie robicie, ale nie musisz się już tak o mnie martwić. – Hermiona starała się być silną, i modliła się by głos jej nie zadrżał. Musiała uspokoić przyjaciół, by przypadkiem nie przyszło im do głowy, że pójdą z nią.
  – Proszę – Harry wrócił z materiałem przelewającym mu się przez ręce i podał go Hermionie.  Dziewczyna podziękowała i wróciła do swojego dormitorium, by się przygotować.

❤❤❤

           Dwadzieścia minut przed godziną dwudziesta, Hermiona nałożyła na siebie pelerynę, upewniła się, że jej różdżka jest bezpieczna w kieszeni i wyszła z dormitorium. Serce biło jej jak oszalałe. Szła powoli i ostrożnie, pilnując, żeby żadna część jej ciała nie wyszła spod peleryny.    Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się już w na skraju lasu. Wszędzie było ciemno, jedynie w oddali widać było chatkę Hagrida i malutki jasny punkcik,  który mógł być oknem. Dziewczyna pomyślała o tych wszystkich momentach, w których nie wiedząc co mają robić, przychodzili do gajowego, i prosili o radę. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego okropnych ciasteczek, które cała trójka jadła, tylko po to by Hagridowi nie było przykro. Stała tak chwilę, aż w końcu doszła do wniosku, że musi ruszyć na przód, i zmierzyć się z tym co nieuniknione. Odetchnęła głęboko i ściągała pelerynę, którą obwiązała sobie biodra, tak by jej nie zgubić. Dotarło do niej, że nie ma pojęcia, w którym dokładnie miejscu ma się spotkać z Ronem, ale długo się nad tym nie zastanawiała, ponieważ tuż za nią usłyszała trzask łamanej gałęzi. Odwróciła się szybko i zobaczyła twarz Rona. Chłopak wyglądał strasznie... miał potargane spodnie i bluzę, był cały brudny, a jego rude włosy już nie były tak lśniące jak kiedyś. Teraz były brudne, i w nieładzie. Serce Hermiony biło jak oszalałe, miała wrażenie, że chłopak je słyszy. Strach kompletnie ją sparaliżował, do tego stopnia, że zapomniała jak się chodzi. Patrzyła jak chłopak wolno idzie w jej stronę, patrząc jej głęboko w oczy.
  – Czy ktoś wie o naszym spotkaniu? – Jego głos był cichy ale bardzo spokojny, nawet za bardzo.
  – Nie, nikt nie wie – Jej strach był tak duży, że dziewczyna bała się, że Ron to wyczuje i wykorzysta. Ten jednak patrzył na nią nadal.
  – Grzeczna dziewczynka. Chciałem się spotkać, bo musimy przedyskutować parę spraw. Chyba jesteś na tyle mądra, że wiesz o co chodzi? – Spojrzał na nią, czekając na odpowiedź. Ta jednak tylko kiwnęła głową – Dobrze, a więc... do czego by tu zacząć?
  – Wypuść moich rodziców! – Hermiona wiedziała, że za chwilę pożałuje tego, że ośmieliła się mu przerwać. W tej chwili jednak, o to nie dbała. Chłopak spojrzał na nią, swoimi obłąkanymi oczami i wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak głośno, że Hermiona była pewna tego, że ktoś ich usłyszy.
  – Mam wypuścić twoich rodziców? Po tym co mi zrobiłaś? Po tym jak zdradziłaś mnie z tą fretką Malfoyem, i jak wypaplałaś wszystko tej starej wiedźmie? – Ron przestał panować nad swoimi emocjami. Podszedł do Hermiony i uderzył ją w policzek. Dziewczyna zachwiała się, ale nie przewróciła. Poczuła ciepło rozlewające się po twarzy, i łzy które zaczęły płynąć nie wiadomo kiedy   – Czy ty na prawdę jesteś taka głupia, i myślisz, że ja przyszedłem Cię przepraszać i powiedzieć ci, że uwolnię twoich mugolskich rodziców?
  – To po co mnie tutaj ściągnąłeś? Czego w takim razie ode mnie chcesz, Ron?!
  – Miłości, ty głupia szlamo! Twojej miłości! – Stała i patrzyła na niego, jak na obcą osobę. Przez miesiące torturował ją psychicznie i fizycznie, uwięził jej rodziców, a teraz oczekuje, że dziewczyna wyzna mu miłość? Tego było za wiele.
  – Czy ty słyszysz co mówisz? Mam Ci powiedzieć, że Cię kocham?
  – Tak, tego właśnie oczekuję. I myślę, że mi to powiesz, a wiesz dlaczego? – Podszedł i złapał ją za włosy tak mocno, że dziewczyna pisnęła i odgięła głowę do tyłu – Wiesz dlaczego? Bo za bardzo zależy ci na twoich rodzicach, prawda? – Szarpnął jej włosy jeszcze mocniej, tak by zmusić dziewczynę do zgodzenia się z nim. Nie musiał długo czekać. Hermiona cała zapłakana i przerażona, lekko pokiwała głową. – Tak właśnie myślałem. Dlatego teraz bardzo uważnie mnie posłuchaj, ty głupia suko. Jutro idziemy na randkę do Hogsmeade. Masz być punktualnie o piętnastej pod Wrzeszczącą Chatą. Zrozumiałaś?
  – Tak, tak zrozumiałam – Dziewczyna powiedziała to tak cicho, że bała się, że Ron jej nie usłyszy i będzie musiała powtórzyć to jeszcze raz. Poczuła jak chłopak zwalnia uścisk i puszcza jej włosy. Chciała się od niego odsunąć, ale zrobiła to na tyle nie fortunnie, że potknęła się o gałąź i upadła. Usłyszała jeszcze tylko śmiech Rona, a później poczuła mocne kopnięcie w brzuch.
  – Do zobaczenia – Ron nachylił się nad nią i pocałował w policzek, a później już go nie było.                   Hermiona długo leżała w lesie i próbowała się pozbierać. Brzuch bolał ją niemiłosiernie, bała się, że Ron mógł jej też uszkodzić żebra, bo nie mogła oddychać. Po kilku próbach, wyciągnęła różdżkę i wyszeptała kilka zaklęć, tak by móc stanąć na nogi i dojść do zamku. Przez łzy nie widziała kompletnie nic. Płakała i szlochała głośno, nie dbając już o to czy ktoś ją usłyszy. Powoli się podniosła i zarzuciła na siebie pelerynę. Po spotkaniu z Ronem wiedziała jedno, że jej rodzice przeżyją jeśli ona będzie uległa wobec Rona.
        Potykając się, i przewracając, w końcu doszła do zamku, i skierowała się w stronę Pokoju Gryffonów. Po wejściu do wieży, musiała koniecznie iść wziąć kąpiel, ponieważ była cała w błocie i trawie. Nie mogła się tak pokazać Ginny, bo przyjaciółka od razu odkryłaby prawdę, a do tego Hermiona nie mogła dopuścić. Najciszej jak umiała, weszła do dormitorium i schowała się w łazience. Leżała w wannie na tyle długo, że woda całkowicie wystygła. W końcu dziewczyna wstała, i wycierając ostatnie łzy wyszła z łazienki i położyła się do spania, wiedząc, że i tak przez całą noc, nie zmruży oka.

❤❤❤

       – To jest jakaś kpina! Nigdzie nie idę! – Malfoy siedział w Wielkiej Sali i jadł kurczaka. Na przeciwko niego siedział Zabini i dławił się ze śmiechu. Odkąd wstali, nie było innego tematu, oprócz dzisiejszej randki Malfoya i Pansy.
  – Słuchaj Smoku, a może nie będzie aż tak źle? Może Mopsica okaże się miłą, ciepła, uroczą i mądrą dziewczyną?
  – Czy Ty słyszysz co mówisz? Ja z nią zwariuje? Nie wytrzymam z nią pięciu minut a co dopiero kilku godzin, które na pewno będę musiał z nią przesiedzieć! – Draco był wściekły, a Zabini wcale nie poprawiał mu humoru.
  – Nie oceniaj ludzi po pozorach. Zobaczysz Dracusiu, będzie miło – Blondyn nie wytrzymał i kopnął przyjaciela pod stołem, aż w końcu Blasie zajął się swoim obiadem z nadąsaną miną.

❤❤❤

             Hermiona bawiła się jedzeniem na swoim talerzu. Nie miała ochoty jeść, właściwie nie miała ochoty na nic. Nie spała całą noc, a kiedy w końcu wstała wszystko ją bolało. Żeby przyjaciele niczego nie zauważyli, chodziła bardzo powoli, bo tylko wtedy ból był na tyle znośny, że nie musiała się krzywić.
  – Jakie masz plany na dzisiaj? – Ginny wyrwała ją z zamyślenia. Rudowłosa obserwowała przyjaciółkę od rana i to co widziała, wcale jej się nie podobało.
  – Och, myślałam, że przejdę się na dłuższy spacer. Chciałabym trochę pomyśleć i pooddychać świeżym powietrzem. A Wy?
  – Ja mam strasznie dużo zadań, więc pewnie cały dzień będę się uczyć, a Harry ma trening, więc on też będzie zajęty cały dzień – Hermiona wiedziała, że przyjaciółka da jej właśnie taką odpowiedź, dlatego nie bała się, że ktoś może ją śledzić. Nie wiedziała tylko, że pewien ślizgon, też wybiera się do wioski.

❤❤❤
 
       – No chodź już, Dracusiu! – Pansy od dziesięciu minut stała pod drzwiami do dormitorium Zabiniego i Malfoya i stukała w drzwi. – Przecież obiecałeś! – Drzwi się otwarły i wyszedł z nich Malfoy, a właściwie został wypchnięty przez Zabiniego.
  – Dobra Pansy, to chodź. Miejmy to już za sobą – Parkinson udawała, że nie słyszy tego ostatniego zdania. Podeszła do Malfoya i rzuciła mu się na szyję, chłopak stanął jak sparaliżowany. Po pierwsze nie lubił kiedy ktoś go przytulał, uważał, że to mało męskie, a po drugie brzydził się Pansy, która wyglądała jak panienka lekkich obyczajów.
  – Chodź już – Malfoy wyminął ją i skierował się w stronę wyjścia z pokoju Ślizgonów, a Pansy poczłapała za nim, nucąc radośnie jakąś melodię.

❤❤❤

         Hermiona była punktualnie o wyznaczonej porze, przy Wrzeszczącej Chacie. Czuła, że z nerwów zaraz się przewróci, więc podeszła i usiadła na ławce, którą ktoś musiał niedawno tutaj postawić, bo wyglądała na nową. Dziewczyna nie miała pojęcia, jak ma się zachować przy Ronie. Nie wiedziała co ma mówić, i co robić. Najbardziej jednak zastanawiała się nad tym, jak chłopak nie boi się wejść do wioski. Przecież każdy może go rozpoznać, tym bardziej, że w wiosce może się kręcić dużo uczniów.
  – Długo czekasz? – Podszedł do niej chłopak, którego pierwszy raz widziała na oczy. Wysoki, postawny, miał brązowe oczy i czarne włosy. Był na pewno starszy od niej. Widziała go pierwszy raz w życiu.
  – Eliksir Wielosokowy – nie była w stanie nic więcej powiedzieć. Szczerze mówiąc, dziewczyna się tego nie spodziewała. Ron wszystko sobie zaplanował.
  – Nie patrz tak na mnie. Nie jestem w swoim ciele, więc nie masz prawa tak na mnie patrzeć, bo automatycznie jestem zazdrosny, o tego kolesia, któremu ukradłem kilka włosków. Chyba będę musiał go zabić, po naszym spotkaniu, bo za bardzo przypadł Ci do gustu. – Hermiona nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Ron zdawał się być oszalały z miłości do niej. Widać było, że zabije każdego, kto stanie na jego drodze.
  – Wstań i chodź za mną. Idziemy na prawdziwą randkę księżniczko. Zobaczysz spodoba Ci się – Wyciągnął do niej dłoń, a ta nie mając innego wyjścia, chwyciła ją z odrazą i poszła za nim. Była pełna obaw.

❤❤❤

    – A wtedy, Lisa powiedziała, że te włosy są doczepiane! – Draco siedział w kawiarni pani Puddifoot od czterdziestu minut i słuchał kolejnej, jakiejś niezwykłej opowieści. Miał już tego serdecznie dość. Nie dość, że dziewczyna wybrała miejsce, do którego przychodzą same zakochane pary, to mówiła takie brednie, że blondynowi robiło się słabo. Cieszył się jedynie, że siedzi na przeciwko okna, więc przez większą część czasu, po prostu obserwował ludzi, którzy chodzili po uliczce.
  – Draco! Ty mnie w ogóle nie słuchasz – Pansy spojrzała na niego surowym wzrokiem.
  – Słucham, słucham. Sztuczne włosy – wymamrotał.
  – Nie sztuczne tylko do-cze-pia-ne, doczepiane, Draco! – Pansy wyglądała na rozgniewaną, ale szybko jej przeszło – Widzę, że nie wiesz na czym polega różnica, więc ja Ci opowiem.
  – Jasne, jasne. Zamieniam się w słuch – Chłopak wiedział, że ta opowieść będzie jeszcze dłuższa od poprzedniej, dlatego znowu wrócił do spoglądania za okno. W pewnej chwili, zauważył coś bardzo dziwnego. Po ulicy szła Granger, a obok niej dumnie kroczył jakiś wysoki, całkiem przystojny czarodziej.
     Facet trzymał gryfonkę w stalowym uścisku, i gdzieś ją prowadził, ale dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną, wręcz przeciwnie. Malfoy zastanawiał się co to może znaczyć, tym bardziej, że chłopak był na prawdę przystojny, i pasował do dziewczyny. W pewnym momencie Granger przekręciła głowę tak, że jej oczy i oczy Malfoya spotkały się. Arystokrata jedyne co zdążył zauważyć to strach.
      Zanim zdołał cokolwiek zrobić, Granger i tajemniczy nieznajomy teleportowali się.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Przerażenie

Hej, kochani! Mam dla Was małą niespodziankę. Z racji tego, że dostałam nagłego olśnienia, postanowiłam dodać kolejny rozdział.
Proszę o komentarze i obiektywne opinie.
Ściskam Was mocno,
Marysia.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
ROZDZIAŁ 12

      Przeszukała cały pokój, zaglądła do każdej szuflady, ale po zdjęciach jej rodziców nie było śladu.  Była pewna, że miała je w kieszeni szaty, ale kiedy wróciła do pokoju Gryffonów, zdjęć nie było!  Hermiona modliła się, żeby tylko nie znalazł ich pewien okrutny ślizgon.
– Co Ty wyprawiasz, Hermiono? – Do pokoju weszła Ginny, a kiedy zauważyła, że całe dormitorium jest przewrócone do góry nogami, przeraziła się nie na żarty.
– Zgubiłam... moje wypracowanie na eliksiry – Hermiona zdawała sobie sprawę, że kiedy jej przyjaciółka w końcu dowie się prawdy, może ją znienawidzić, jednak ta, nie miała wyboru.
– Pomóc ci poszukać? – Ruda chciała się jakoś przydać.
– Nie, nie. Poradzę sobie. Idź się wymyj, a później ja pójdę. Jest już na prawdę późno – Hermiona starała się zachować resztki normalności, ale tak na prawdę miała ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. Całe jej życie w ciągu kilku dni zmieniło się w jeszcze większy koszmar. Dziewczyna zastanawiała się, czy nie lepiej by było, gdyby nadal chroniła Rona... Przynajmniej jej rodzice byli by bezpieczni.
– Jak chcesz – z zamyślenia wyrwał ją głos przyjaciółki – W takim razie zaraz wracam. – Hermiona posłała jej blady uśmiech. Poczekała aż Ginny zamknie się w łazience, i najciszej jak potrafiła, wymknęła się z dormitorium.

***

       – Zabini, Zabini, obudź się do cholery – Malfoy, od dobrych dziesięciu minut próbował obudzić kumpla. Ten jednak miał na tyle mocny sen, że zupełnie nie reagował. Malfoy szturchnął go jeszcze raz, a kiedy to nie poskutkowało, wyciągnął różdżkę i cisnął w niego zaklęciem, które od razu sprawiło, że Blasie otworzył oczy.
– Czyś ty zwariował, Malfoy? Wiesz która jest godzina? Daj człowiekowi odpo...
– Rudy ma rodziców Granger – Malfoy mu przerwał. Przez chwilę w pokoju zapadła cisza.
– Co ty mówisz? Niby jakim cudem?  Z tego co mi wiadomo, Weasley siedzi pudle! Niby jak miał porwać rodziców Granger?! – Zabini spojrzał na Malfoya, jak na wariata.
– Słuchaj, stary, nie wiem! Jedno jest pewne, rodzice Granger, na pewno teraz nie siedzą wygodnie w swoim domu.
– Malfoy, a niby skąd ty to wiesz? – Blasie spojrzał na kumpla przenikliwym wzrokiem.
– Powiedziałem Granger kilka słów za dużo – Malfoy spojrzał nie pewnie na Zabiniego, który miał nieodgadnięty wyraz twarzy – a ta, jak zwykle wybiegła z płaczem.
– Tak, faktycznie. To na prawę spory powód do tego, żeby podejrzewać Weasleya o porwanie – Zabini pokręcił głową.
– Z jej szaty wypadło to – Malfoy rzucił na łóżko Zabiniego zdjęcia, które wcześniej znalazł. Zabini podniósł je ostrożnie i zaklął pod nosem.
– Stary, to trzeba zgłosić! Przecież oni mogą już nie żyć, do cholery!
– Miałem to zgłosić, ale później pomyślałem sobie, że to przecież nie nasza sprawa. Oddam je Granger, bo już na pewno zorientowała się, że zgubiła te zdjęcia, a później o wszystkim zapomnę. To nie nasz biznes, Diable – Przyjaciel Malfoya spojrzał na niego, jakgdyby widział go pierwszy raz w życiu. Wiedział, że aystokrata brzydzi się osób, które nie są czystej krwii, ale myślał, że jest w nim chociaż odrobina człowieczeństwa.
– Malfoy, czy ty się słyszysz? Nie zauważyłeś, że coś się zmieniło w tym roku? Stary! Chcąc czy nie, jesteśmy wplątani w tą sprawę z Granger! I nie wiem, jak ty, ale ja zamierzam jej pomóc. Zmieniłem się – Blasie wziął szybko zdjęcia, ubrał bluzę i spodnie i wybiegł z dormitorium, pozostawiając Malfoya samemu sobie.

*** 

            Od dobrej godziny siedziała nad jeziorem. Był koniec września, i noc nie była już taka ciepła.    Hermiona objęła się mocniej ramionami, i oparła się o drzewo. Domyśliła się, że Ginny musiała  zauważyć ją z okna dormitoirum, i to dlatego nikt jej nie szukał. Najwyraźniej przyjaciółka doszła do wniosku, że Hermiona potrzebuje pobyć trochę sama, i żeczywiście, miała rację. Brązowooka dziewczyna niczego bardziej nie pragnęła, niż świętego spokoju. Po wojnie myślała, że wszystko wróci do normy, że będzie tak jak w bajce. Ona, Harry, Ron i Ginny wrócą do Hogwartu i dokończą naukę, a później będą żyć długo i szczęśliwie. Gdyby ktoś kiedyś, powiedział jej jak to wszystko się potoczy, w życiu by nie uwierzyła. Gdyby, ktoś jej powiedział, że Ron okaże się takim zwyrodnialcem, wyśmiałaby tą osobę, a teraz?
     Czuła się jak w jakimś koszmarze, z którego nikt nie mógł jej wybudzić. Myślała o rodzicach, którzy najprawdopodobniej umierają ze strachu, o tym jacy muszą być zdezorientowani i bezbronni.     Najgorsze jednak było to, że Ron nie dawał znaku życia. Nie wiedziała, co ma robić. Wszystko zależało tylko i wyłącznie od człowieka, który zniszczył ją psychicznie i fyzycznie. Hermiona zapłakała cicho. Miała tego dość. W pewnej chwili, uświadomiła sobie, że tej nocy jezioro jest niezwykle spokojne. Spokojniejsze niż zazwyczaj. Dziewczyna wstała powoli i podeszła do brzegu jeziora. Stanęła jedną nogą w wodzie, i zaraz poczuła jak do jej buta wlewa się lodowata woda, jednak w tej chwili mało ją to obchodziło. Po chwili jej druga noga również znalazła się w wodzie, a Hermiona odetchnęła głęboko. Woda była na prawę zimna, ale to nie było nie przyjemne, wręcz przeciwnie, chłód który ją ogarnął, był jak lekarstwo – uśmierzał jej ból.
      Dziewczyna zrobiła kilka kroków do przodu, uśmiechając się do siebie. Wiedząc, że i tak już jest mokra, doszła do wniosku, że nie zaszkodzi jak chwilę popływa. Położyła się w wodzie na plecach, i leżała tak chwilę, rozkoszując się lodowatą wodą, która była jak wybawienie, gdy nagle, jakieś silne ręce wyłowiły ją z wody.

***
 
         – Czyś ty zwariowała, Granger? Myślisz, że co by dała twoja śmierć?! – Zabini oddychał ciężko, siedząc nad jeziorem, a obok niego siedziała Hermiona, cała przemoczona, tłumacząc mu, że wcale nie miała zamiaru się zabić.
– Ile razy mam ci powtarzać? Nie chciałam się zabić!
– Jasne! Poszłaś popływać w lodowatej wodzie, rekreacyjnie. Nie jestem taki głupi! – Ślizgon rzucił w nią swoją bluzą, którą zostawił na brzegu jeziora, kiedy popłynął ratować Granger. Nie miał pojęcia, skąd wiedział, gdzie dziewczyna będzie. To, że ją znalazł, to był czysty przypadek.
– Chciałam chwilę pomyśleć, i to wszystko – Hermiona okryła ramiona bluzą. – A właściwie, co Ty tutaj robisz?
– Szukałem Cię – Zabini zauważył jak brwi Hermiony idą do góry, ale w tej chwili mało go to obchodziło. Wyjął z tylnej kieszeni spodni przemoczone zdjęcia rodziców Hermiony. Dziewczyna na chwilę przestała oddychać.
– Skąd je masz? – Wyszeptała cicho.
– Znalazłem je, to znaczy nie ja. Draco je znalazł. Powiedział, że najprawdopodbniej zgubiłaś je, jak uciekałaś – Hermiona puściła tą docinkę mimo uszów. Była śmiertelnie przerażona. O tym, o czym nie mógł się nikt dowiedzieć, wiedzieli już jej dwaj wrogowie.
– Posłuchaj mnie uważnie – Dziewczyna zbliżyła się do Zabiniego – Nikt, rozumiesz, nikt nie może się o tym dowiedzieć!
– Dziewczyno, czy ty siebie słyszysz? Ten kat ma twoich rodziców, a ty mówisz, że mam siedzieć cicho? – Zabini sam nie wierzył w głupotę najmądrzejszej czarownicy, jaką kiedykolwiek miał Hogwart.
– Ja to załatwię. Zabini, ta sprawa dotyczy mnie i moich rodziców. Tobie i Malfoyowi nic do tego. Ron chce dostać mnie, i jeśli to ma uratować moich rodziców, to niech tak będzie. – Blaise zauważył w jej oczach determinację i upór. Wiedział, że teraz do niczego tej dziewczyny nie przekona, nie mniej jednak, musiał spróbować.
– Pozwól sobie pomóc. Granger, ja się na prawdę zmieniłem, nie jestem już taki jak kiedyś – Hermiona tylko prychnęła. Już to gdzieś słyszała... Wstała ostrożnie i oddała ślizgonowi bluzę. Było jej strasznie zimno, teraz żałowała tej nagłej kompieli w jeziorze. Zdawała sobie sprawę, że za kilka godzin najprawdopodobniej dostanie gorączki. – Zabini, dziękuję za pomoc, i dziękuję za oddanie mi zdjęć. Jednak ta sprawa Ciebie nie dotyczy. Mam przyjaciół, na których mogę polegać, i jeśli na prawdę zajdzie taka potrzeba to wtedy poproszę ich o pomoc. Na razie jednak, muszę sobie radzić sama, bo on tego właśnie chce. Ciebie natomiast proszę, być nie pisnął słowa nikomu, o tym o czym tutaj rozmawialiśmy. Jeżeli na prawdę się zmieniłeś, to dotrzymasz słowa. – Zabini już miał jej coś odpowiedzieć, ale nie zdarzył, bo dziewczyna odwróciła się i szybko odeszła w stronę zamku.

***

     – O której wróciłaś? – Ginny obserwowała Hermionę, która ścieliła łóżko i szykowała się do zejścia na śniadanie.
– Och, w zasadzie to sama nie wiem. Jakoś straciłam rachubę czasu.
– Gdyby nie to, że widziałam, jak siedzisz nad tym przeklętym jeziorem, najprawdopodobniej umarłabym na zawał serca! Tak się nie robi – Ginny dawno nie była taka zła na przyjaciółkę. Kiedy wyszła z łazienki, mało nie zemdlała, gdy zobaczyła, że pokój jest zupełnie pusty.
– Przepraszam Cię, Ginny. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Wybacz ale idę na śniadanie, a później chciałam iść do biblioteki. Do zobaczenia – Hermiona pomachała przyjaciółce, wzięła swoje książki i wyszła z dormitorium.
      Idąc przez ciemne korytarze zamku, zastanawiała się, czy Zabini faktycznie dotrzyma słowa, czy może jednak wypapla wszystko swojemu przyjacielowi Malfoyowi. Jej głowa była pełna myśli, i nawet na zauważyła jak na kogoś wpadła.
– Profesor McGonagall, bardzo przepraszam, nie zauważyłam Pani – Hermiona uśmiechnęła się do nauczycielki.
– Nic nie szkodzi, panno Granger. Ma pani może chwilę, muszę z panią porozmawiać – Dyrektorka nie znosiła sprzeciwu, dlatego Hermiona szybko skinęła głową, i weszła za nauczycielką do jednej z sal.
– O co chodzi, pani Profesor?
– Droga Hermiono, na prawdę przykro mi, że muszę to pani powiedzieć, ale uważam, że musi pani wiedzieć, ze względu na swoje bezpieczeństwo – Hermionie coś przewróciło się brzuchu... zabił ich, zabił ich i teraz idzie po mnie.
– Co takiego Pani Profesor? – wyszeptała
– Ron Weasley uciekł z Azkabanu... niestety nikt nie wie gdzie on jest. Obiecuję, że zapewnimy Ci najlepszą opiekę, ale Ty sama musisz być ostrożna. Od tego momentu nie możesz nigdzie wychodzić sama, rozumiesz? To niezbędne środki bezpieczeństwa, do póki go nie złapią – Hermiona nie wiedziała czy śmiać się, czy płakać. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Rona nie ma w więzieniu, w przeciwnym razie nie mógłby się z nią skontaktować, i nie więziłby jej rodziców. Musiała jednak sprawiać wrażenie, że jest tym faktem równie zdumiona co McGonagall.
– Ale jak to? Przecież stamtąd nie ma ucieczki.
– Pan Weasley musi mieć kogoś, kto mu pomaga. Nie widzę innego wyjścia. Dlatego bardzo Cię proszę, Hermiono, miej się na baczności. Jeśli nie czujesz się na siłach by dzisiaj brać udział w lekcjach, zrozumiem i powiem o tym nauczycielom – McGonagall wyglądała na bardzo zmartwioną, a Hermionie na ten widok zrobiło się cieplej na sercu. Wiedziała, że na nauczycielkę może liczyć.
– Dziękuję, pani profesor. Myślę, że sobie poradzę. Będąc na lekcjach, nie będę tyle myśleć o Ronie – Hermionie coraz lepiej wychodziło kłamanie.
– W takim razie, dobrze. Wracaj na śniadanie, i pamiętaj, gdyby coś się działo, od razu przyjdź z tym do mnie. Pomogę Ci – Nauczycielka dotknęła lekko jej ramienia, i wyszła z sali zostawiając Hermionę zupełnie samą. Po jakimś czasie dziewczyna również opuściła salę lekcyjną i udała się do Wielkiej Sali.

***

      – Daj spokój, Blasie – Powiedz mi co się wydarzyło wczoraj z Granger – Malfoy odkąd jego przyjaciel wrócił, nie dawał mu spokoju i cały czas wypytywał o to, co zaszło między Diabłem a Granger.
– Wybacz stary, ale wczoraj dałeś jasno do zrozumienia, że nic cię to nie obchodzi. Dlatego przestań ciągnąć już ten temat. Lepiej spójrz kto tam idzie – Zabini zaśmiał się krótko, na widok miny swojego przyjaciela, kiedy zobaczył jak w ich stronę zbliża się Pansy.
– Wspaniale, jeszcze tylko jej tutaj brakowało.
– Cześć Dracusiu! Chciałam Cię bardzo, bardzo przeprosić za to co ostatnio wyczyniałam, nie byłam sobą – Mopsica zamrugała szybko swoimi przedłużanymi rzęsami i uśmiechnęła się słodko do Dracona.
– Ta, Pansy. Nic się nie stało. Po prostu nie rób tego więcej, ok?
– Ależ oczywiście. Chciałabym Ci to wynagrodzić, Dacusiu. Może wybierzemy się jutro do Hogsmeade? Proszę, proszę! – Pansy uczepiła się ramienia Malfoya i zaczęła nim potrząsać.
– Daj spokój, Pansy. Nie mam ochoty nigdzie z tobą iść – Malfoy, widząc minę Pansy już wiedział, że zaraz rozpęta się burza.
– Ale Draco! – Pansy miała łzy w oczach – Ja chciałam tylko Cię przeprosić i wynagrodzić Ci to pyszną herbatką! – Zabini widząc całą tą szopkę dusił się ze śmiechu. Współczuł swojemu przyjacielowi tak natrętnej adoratorki, lecz z drugiej strony uznał to za świetną nauczkę.
– Smoku, powinieneś się zgodzić! Pansy chce tylko przeprosić – Zabini przybrał bardzo poważną minę. Starał się nie patrzeć na Malfoya, który mordował go wzrokiem.
– Widzisz, Draco! Nawet twój przyjaciel uważa, że to świetny pomysł! – Pansy promieniowała szczęściem.
– Ależ oczywiście, idźcie i bawcie się dobrze. A my Smoku, przełożymy naszą imprezę na inny wieczór. – Malfoyowi zrobiło się nie dobrze. Wiedział, że przyjaciel mści się na nim za to co wczoraj mówił o Granger, ale nigdy by się po nim nie spodziewał, że tak go wrobi.
– Słuchaj Pansy, na prawdę Cię lubię, ale...
– Lubisz mnie?! – Pansy przerwała Malfoyowi w połowie zdania.
– Ta, lubię. Ale nie sądzę żeby ten wypad był dobrym pomysłem – dokończył blondyn.
– Zatem ustalone, wpadnij po mnie jutro po obiedzie, Dracusiu! – Mopsica udawała, że nie słyszy odmowy chłopaka, i zanim ten zdołał coś jeszcze powiedzieć, już jej nie było.
– Dzięki, Diable! Na prawdę, mam ochotę potraktować cię zaklęciem niewybaczalnym – Malfoy spojrzał na przyjaciela, który już się nie powstrzymywał i śmiał się na cały korytarz – I z czego się śmiejesz, kretynie?!
– Z ciebie "Dracusiu". Ale masz minę! Wiesz doskonale, że Ci się należało! – Zabini nadal się śmiejąc, udał się do Wielkiej Sali, zostawiając kumpla na środku korytarza.

***

          Hermiona nie wiedziała jakim cudem jej przyjaciele dowiedzieli się o ucieczce Rona. Kiedy weszła do Wielkiej Sali, Harry szybko do niej podbiegł i biorąc ją za rękę zaprowadził do stołu.
 – Harry, ja nie jestem chora. Na prawdę, poradzę sobie.
 – Hermiono, wiem o ucieczce Rona. McGonagall poinformowała mnie rano. Od teraz będę Cię odprowadzać na każde zajęcia, czy ci się to podoba czy nie. – Hermiona spojrzała na Harrego, który uśmiechnął się do niej z czułością, i posadził przy stole.
 – Dziękuję, Harry. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
 – Kocham Cię, Hermiono. Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna – Harry ścisnął jej dłoń i zajął się jedzeniem.
       Po śniadaniu odprowadził ją od razu na lekcje, chociaż Hermiona upierała się, że chce wstąpić do biblioteki. Harry, głuchy na jej prośby, zaprowadził ją do sali transmutacji, i posadził w ławce, ignorując minę przyjaciółki.
 – Na prawdę, Harry, myślę, że przesadzasz – Hermiona popatrzyła na przyjaciela morderczym wzrokiem – Przecież Ron nie wejdzie sobie od tak do zamku i mnie nie porwie!
 – Hermiono, nie mam zamiaru bagatelizować tego co się dzieje. Jesteś w niebezpieczeństwie, a ja wykonuję tylko zadanie, które zleciła mi McGonagall. Masz się mnie słuchać, czy tego chcesz czy nie – Harry pomachał jej na odchodne i wyszedł z sali, upewniając się, że Hermiona nie zostaje sama.     Dziewczyna westchnęła i zaczęła wyciągać książki. Do rozpoczęcia zajęć miała jeszcze ponad dwadzieścia minut, dlatego postanowiła, że skoro i tak nie może się stąd ruszyć, przygotuje się do zajęć. Otworzyła podręcznik do transmutacji i zaczęła czytać rozdział poświęcony Animagom.               Dziewczyna zdziwiła się, że w tym roku, znowu będą przerabiać ten temat. Długo się jednak nad tym nie zastanawiała, ponieważ zauważyła jak na jej ławce zaczyna materializować się malutka karteczka. Hermionie szybciej zaczęło bić serce. Doskonale wiedziała, od kogo jest ta wiadomość. Podniosła ją delikatnie i przeczytała

20:00 Zakazany Las.
Ani słowa, bo zabije.