ROZDZIAŁ 18
Hej kochani! Przepraszam raz jeszcze, za ten poślizg! Dodaję kolejny rozdział, który musiałam pisać od nowa. Ale nie ma tego złego... rozdział podoba mi się jeszcze bardziej, niż ten, który straciłam. Jest inny niż wszystkie... taki nostalgiczny. Fajny, inny, ciekawy. Oceńcie sami.
A korzystając z tego, że jutro jest dzień kobiet – nasz dzień, chciałabym wszystkim moim czytelniczką, złożyć życzenia – miłości, ciepła, zdrowia, serdeczności, pogody ducha, żeby każdy Wasz dzień, był tym najpiękniejszym! Uwielbiam Was!
Całusy,
Marysia.
Marysia.
______________________________________________________________________________
Luna szła samotnie przez korytarz na drugim piętrze, podziwiając wszystkie obrazy, które zdobiły korytarz. Właśnie miała skręcać, kiedy usłyszała za sobą ciche wołanie
– Psssyt – dziewczyna obejrzała się za siebie i ujrzała Zabiniego, który stał za jednym z posągów i machał do niej ręką, wyraźnie dając jej znak, by podeszła.
– Witaj, Ślizgonie – Luna uśmiechnęła się do chłopaka.
– Cześć Luna, widziałem, że idziesz, więc pomyślałem, że się przywitam – Luna spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem.
– To dlatego stoisz za posągiem? Czy po prostu się mnie wstydzisz? – Dziewczyna jak zawsze szczera do bólu, zbiła Zabiniego z tropu.
– Eee... nie, w zasadzie to tak sobie oglądałem ten posąg – uśmiechnął się do niej.
– Oczywiście, rozumiem – odwróciła się, i już miała odejść, kiedy Zabini powiedział
– Słyszałaś o Granger? – spojrzała na niego – no o tym co się stało.
– Tak, słyszałam. To straszne. Bardzo chciałabym ją odwiedzić, ale Profesor McGonagall nie pozwoliła mi, twierdząc, że Hermiona jest zmęczona. Ja jednak, myślę, że chodzi o coś innego.
– Niby o co? – Zabini stał się podejrzliwy. Wiedział, że Luna może wiedzieć coś więcej, bo w końcu była przyjaciółką wszystkich Gryffonów.
– Tak sobie tylko mówię – uśmiechnęła się – ja już pójdę. Muszę jeszcze wysłać list do tatusia, bo będzie się martwił. Już dawno do niego nie pisałam – pomachała mu i pobiegła. Blaise tylko pokręcił głową z niedowierzaniem, i sam skierował się do swojego dormitorium, zastanawiając się co dokładnie stało się Granger.
***
Siedział nad jeziorem nie mogąc złapać tchu. Podkurczył nogi i schował głowę. To co zobaczył było dla niego bolesne. Ale właściwie czemu tak go to zabolało? Dlaczego zabolał go widok Granger? Spała taka bezbronna i taka... zastraszona.
– Głupia ciekawość – mruknął do siebie. Tak bardzo żałował tego, że tam poszedł. Co go w ogóle podkusiło? Miał się przecież odciąć od całej tej historii. Miał zacząć na nowo, bez problemów, i bez etykietki mordercy. A znowu jest tak samo. Większa część zamku myśli, że to on zaatakował Granger, a to przecież nie prawda. Już tak nie jest jak kiedyś. Zmienił się, tylko kiedy ludzie w końcu to zauważą?
– Chyba jak zmienisz nazwisko – prychnął. Wiedział, że nazwisko też robi swoje, a akurat jego, znał każdy czarodziej. Syn Śmierciożercy...
– Co ty tutaj robisz, Smoku? – Zabini podszedł do przyjaciela i usiadł obok. Malfoy był zły. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał, jednak w zamku pełnym ludzi, to było nieuniknione.
– A ty? Jest już grubo po ciszy nocnej. Lepiej wracaj, bo Filch na pewno wlepi Ci szlaban.
– To samo tyczy się Ciebie. Dlatego pytam, co Ty tutaj robisz? – Zabini nie był osobą, której można było powiedzieć cokolwiek, byleby się odczepił.
– Myślę – powiedział w końcu, patrząc przed siebie.
– Daj spokój. Co się z tobą dzieje? Od kilku dni chodzisz jak nie ty. Nigdy taki nie byłeś – zauważył błyskotliwie.
– A teraz jestem, no i co z tego? – Draco spojrzał na Blaisea swoimi szarymi oczami.
– To, że coś musiało Cię do tego skłonić. Więc pytam, co takiego? Nie jestem głupi, Smoku!
– Nikt nie powiedział, że jesteś głupi – westchnął zrezygnowany – myślę o... Granger.
– Co z nią?
– Byłem u niej – Blaise nie wiedział co powiedzieć. Ostatnią rzeczą, której mógł się spodziewać po Malfoyu to współczucie.
– Jak to byłeś? Niby po co?
– Nie wiem po co! Po prostu musiałem...
– Ją zobaczyć – przerwał mu przyjaciel – Malfoy, widzę, że Ty się tą sprawą z Granger przejmujesz. I nie oszukuj się, to widać. Tylko powiedz mi jedno, po co Ci to wszystko?
– Nie wiem po co ! – zdenerwował się – Stary, nie mam pojęcia. Coś mi po prostu kazało tam iść.
– I rozmawiałeś z nią chociaż? – Malfoy pokręcił głową.
– Spała.
– Czyli co? Chcesz mi powiedzieć, że będziesz się tak bez sensu katował, nie wiadomo czym, tak na prawdę, do póki z nią nie pogadasz?
– Nie. Dopóki nie dowiem się, co jej się stało, i kto jej to zrobił – Zabini spojrzał na przyjaciela jak na wariata. Zupełnie go nie poznawał.
– Tak, bo Granger na pewno Ci powie – mruknął.
– Powie, w końcu powie – Draco zaczął się zbierać z zimnej ziemi – już ja tego dopilnuje.
***
Cisza, pustka, próżnia, nicość. Nawet nie ból, nawet nie cierpienie. Po prostu nic. Jakby była zawieszona w czasie. Ktoś przychodził, coś mówił. Przytakiwała albo kręciła głową. Nie chciało jej się mówić, nie chciało jej się być. Za dużo straciła, za dużo wycierpiała. I za co, tak na prawdę? Jaki był powód tego wszystkiego? Co ona złego zrobiła? Pomogła zabić Voldemorta? Ocaliła świat, przed złym czarnoksiężnikiem? Może nie powinna była? Może to dlatego teraz musi cierpieć. Ale czy cierpiała? Czy czuła ból? Nie wie... Trochę ją nawet śmieszyła ta sytuacja. W jednym dniu ma wszystko – przyjaciół, kochającą rodzinę, wspaniałą szkołę... a w drugim dniu to wszystko się wali, jak taki domek z kart. Ron dmuchnął, i cały jej świat się zawalił, i nie ma już nic. Rodzina? Nie wie nawet, czy jeszcze żyją. Przyjaciele? Jeśli są, to dobrze, jeżeli ich nie ma, trudno. Szkoła? Kogo obchodzą stopnie? Kogo obchodzi transmutacja, eliksiry, zielarstwo i cała reszta? To nie jest ważne. W zasadzie... co teraz jest ważne? Nic.
Widzi twarz Profesor McGonagall. Kobieta coś do niej mówi, coś tłumaczy. Ale o czym ona mówi? Po co ona to mówi? Czy ona myśli, że Hermione to obchodzi?
Kolejne twarze – Harry i Ginny. A oni co tutaj robią? Też coś do niej mówią. Harry próbuje dotknąć jej dłoni, ale ona odruchowo chowa ją pod kołdrę. Widzi, jak Ginny patrzy wymownie na Harrego. Hermiona nawet wie, co Ginny chce powiedzieć – " nie dotykaj jej, Harry. To wariatka". A później oboje wstają z krzeseł, łapią się za ręce, i wychodzą. Machają jej na pożegnanie, ale ona już tego nie widzi. Odwraca się do nich tyłem. Nie chce widzieć. Bo nie jest jej to potrzebne.
W zasadzie... to nic nie jest jej potrzebne. Dobrze jej się leży. Bo niby po co miałaby wstać? Żeby się umyć? Żeby Pani Pomfrey mogła zmienić jej pościel? Nie, to nie jest potrzebne. Mówiła już, ona niczego nie potrzebuje.
Jest dobrze, albo nie jest źle... chyba.
Jest dobrze, albo nie jest źle... chyba.
***
– Nic do niej nie dociera – wyszeptała Ginny. Siedziała razem z Harrym w pokoju wspólnym. Właśnie wrócili od Hermiony, która zdawała się być w zupełnie innym świecie.
– Wiem, widziałem – powiedział Harry.
– Co my zrobimy? Ona wyglądała, jakby wszystko było jej obojętne. Nie słyszała nas. Wątpię, żeby w ogóle wiedziała, o czym my mówiliśmy – dziewczynie chciało się płakać. Jej Hermiona... jej najlepsza przyjaciółka.
– Nie wiem, Ginny. Nigdy nie byłem w podobnej sytuacji – Ginny spojrzała na niego ze złością.
– A ja byłam?! Myślisz, że ja wiem, co się robi? Co się mówi?
– Ginny, nie to chciałem powiedzieć. Nie chciałem Cię urazić. Po prostu... Ja już sam nie wiem – Potter pokręcił z rezygnacją głową. Tego było za dużo. Zdecydowanie wolałby szukać jeszcze raz Horkruksów, niż przeżywać to, co się dzieje z jego najlepszą przyjaciółką.
– Przepraszam, Harry. Nie chciałam. – Chłopak pokiwał głową. Rozumiał ją. Wiedział, że dla niej to też jest trudne.
– Musimy ją odwiedzać, Ginny. Musi wiedzieć, że nie zapomnieliśmy o niej. Że ma po co żyć, że jej potrzebujemy. Ona w końcu się przed nami otworzy, porozmawia. Tylko jej potrzebny jest czas. – teraz to Ginny pokiwała głową. Harry miał rację.
– Jutro po lekcjach ją odwiedzimy. Opowiemy jej co się działo na lekcjach, i co ją ominęło. Tylko nie możemy się zrażać, jeżeli nie będzie chciała z nami rozmawiać.
– Masz rację. Tak zrobimy – pocałował ją w czoło, dając tym samy dowód na to, że jest przy niej.
***
Znowu ktoś przyszedł. Codziennie ktoś tutaj wchodzi, a później wychodzi. To znowu oni – jej przyjaciele. Ale po co oni znowu przyszli? Czy nie dała im jasno do zrozumienia, że ona nie potrzebuje nikogo? Coś mówili o meczu, ale jakim meczu? No tak... przecież Harry lata na miotle, i łapie znicz. W zasadzie, to takie latanie też jest bez sensu. Może kiedyś mu o tym powie, ale nie teraz. Teraz nie ma na to siły. Wygodnie tak leżeć. Nawet może się już przewracać z boku na bok, nie krzywiąc się przy tym z bólu. Bo już przestaje boleć. Jest coraz lepiej. Może kiedyś powie o tym Pani Pomfrey, która kilka razy dziennie pyta, jak się czuje, a później odchodzi ze spuszczoną głową, nie dowiedziawszy się niczego.
Harry i Ginny nadal siedzą obok jej łóżka. Długo to jeszcze potrwa? Długo jeszcze będą opowiadać, o tym co się dzisiaj działo? Przecież jej to nie dotyczy. Dobrze jest jej tak, jak jest teraz. Bezproblemowo. Bo ona przecież nie ma żadnych problemów. Jej wszystkie problemy zniknęły, kiedy Ron urządził jej to piekło.
Teraz jest już tylko pustka. Wygodna ta pustka. To takie nic, taka niewidzialna bańka, a w tej bańce jest tylko ona. Ciekawe czy w tej bańce jest powietrze? Chyba tak, skoro oddycha. A oddychanie, to też takie bez większego sensu. Jej pierś się podnosi, kiedy nabiera powietrza do płuc, a później wolno opada. Tak jak ona. Ona już też opadła. Może to i lepiej?
Dobrze jest tak, jak jest teraz... chyba.
Teraz jest już tylko pustka. Wygodna ta pustka. To takie nic, taka niewidzialna bańka, a w tej bańce jest tylko ona. Ciekawe czy w tej bańce jest powietrze? Chyba tak, skoro oddycha. A oddychanie, to też takie bez większego sensu. Jej pierś się podnosi, kiedy nabiera powietrza do płuc, a później wolno opada. Tak jak ona. Ona już też opadła. Może to i lepiej?
Dobrze jest tak, jak jest teraz... chyba.
***
– A ty gdzie znowu? – Zabini siedział z Draconem przy stole, i kończył jeść obiad. Zaraz zaczynały się eliksiry.
– Muszę coś załatwić – wymamrotał blondyn. Przyjaciel przyjrzał mu się dokładnie
– Chyba nawet wiem, co chcesz załatwić. Znowu chodzi o Grea....
– Zamknij się, kretynie! Chcesz, żeby ktoś nas usłyszał?
– A czy ciebie to jeszcze obchodzi? Bo mi się wydaje, że ciebie po za tą dziewczyną, to już nic nie obchodzi – Malfoy chętnie przywali by mu w nos, ale niestety, było za dużo świadków.
– Nie bądź taki mądry, dobra? Ona mnie wcale nie obchodzi.
– Nieee, skąd. Tylko odkąd byłeś u niej w szpitalu, miotasz się z kąta w kąt. Pewnie nawet nie wiesz, co teraz będziemy mieć
– Oczywiście, że wiem. Transmutacje. Jak co środę, po śniadaniu – odparł w przekonaniu Malfoy, i ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali
– Brawo! Dzisiaj jest czwartek, jemy obiad i idziemy na Eliksiry! – Krzyknął za nim Blaise, ale Draco już nie słyszał. Natomiast usłyszała to reszta Wielkiej Sali, dochodząc do wniosku, że Zabini zwariował.
***
I znowu stał pod skrzydłem szpitalnym, znowu nie wiedząc, co dokładnie tutaj robi. Ostatnio niczego już nie wiedział. Był przekonany, że zaczyna mu odbijać, a to nie wróży niczego dobrego. Wejść tam? I co jej powie? Że chce pogadać? W sumie, to prawda. On chce pogadać. Ale pogadać z Granger? Tak, właśnie z nią. Tego właśnie chce. A może nie chce, tylko potrzebuje? Co za różnica, na jedno przecież wychodzi.
Wejdzie tam, i powie, że oczekuje od niej wyjaśnień. Że chce wiedzieć co się stało. Ale kim on był, żeby tego od niej żądać? Jej wrogiem. No właśnie, a skoro jest jej wrogiem, to chyba nie ma prawa, żeby czegoś od niej żądać, prawda? Dobra, ale czy ona na pewno jest jej wrogiem? Czy nadal uważa Granger, za gorszą? Brzydzi się jej? Wstydzi?
– Już nie – powiedział, i wszedł do skrzydła szpitalnego.
***
Znowu ktoś wchodzi. Ale nie wie kto, bo leży odwrócona tyłem do drzwi. To pewnie znowu Ginny i Harry. Albo McGonagall, przyszła znowu coś jej tłumaczyć. Nie ma sensu się odwracać, bo jej to nie dotyczy. Jej bańka ją chroni.
***
– Cześć, Granger – wymamrotał, podchodząc wolno do jej łóżka. Była jedyną pacjentką. Leżała odwrócona do niego plecami, zupełnie nie reagując na jego słowa. Tego się nie spodziewał. Był pewien, że dziewczyna, kiedy tylko go zobaczy albo usłyszy, zerwie się na równe nogi, i każe mu się stąd wynosić. Ale ona tego nie zrobiła. Może śpi? Okrążył jej łóżko, i spojrzał na jej twarz. Nie, nie spała. Obdarzyła go przelotnym spojrzeniem, i znowu zapatrzyła się w ścianę. Tego już zupełnie się nie spodziewał. Powinna krzyczeć, drzeć się na niego! Powinna wyrywać sobie włosy z głowy, i pokazać mu palcem, gdzie są drzwi. Ale nic takiego się nie stało.
– Co się z tobą stało, Granger? – Powiedział, otwierając swoje szare oczy, ze zdziwienia.
***
Malfoy. Tak, ten blondyn, o szarych oczach, nazywa się Malfoy. Ale nie jest tego pewna. Patrzy na nią, a jego wzrok parzy jej skórę. Po co on przyszedł? Czy jest mu coś winna? Jeżeli to Malfoy, to może faktycznie, czegoś od niej chce. Może powinna się odezwać? Zapytać po co przyszedł, a później wskazać palcem drzwi, żądając by się stąd wynosił. Ale to nie jest teraz istotne. Jeżeli przyszedł, to trudno. Niech postoi, albo posiedzi. Niech robi co chce. Przecież to nie jej sprawa. A może jej? To chyba Malfoy, ją wtedy znalazł. Tak, to były te same oczy. Chyba powinna mu podziękować? Powiedzieć, że jest mu wdzięczna. Ale nie, nie zrobi tego. Ona nie jest mu wdzięczna. To przez niego, teraz tutaj leży. Gdyby on jej nie znalazł, pewnie byłaby już na innym świecie. Byłoby jej lepiej. Ale tutaj też jest jej dobrze. Ma swoją bańkę, która chroni ją przed całym światem.
Może faktycznie, trzeba otworzyć usta i mu podziękować? Nie, jednak nie. Jej bańka, nie pozwala jej na to. Zresztą, on też nic nie mówi. Stoi tak, i się patrzy. Patrzy tymi szarymi oczami, lustruje ją, przenika. Dlaczego on nic nie mówi? Coś się stało?
Nieważne... jej bańka ją chroni.
Może faktycznie, trzeba otworzyć usta i mu podziękować? Nie, jednak nie. Jej bańka, nie pozwala jej na to. Zresztą, on też nic nie mówi. Stoi tak, i się patrzy. Patrzy tymi szarymi oczami, lustruje ją, przenika. Dlaczego on nic nie mówi? Coś się stało?
Nieważne... jej bańka ją chroni.
Wyłapałam kilka błędów np.
OdpowiedzUsuń"– Wita,j Ślizgonie " - chodzi mi o literówkę,
"Nie ważne... jej bańka ją chroni." - nieważne piszemy razem :)
Ogólnie bardzo przypadły mi do gustu opisy uczuć głównej bohaterki, masz do tego talent :) Dialogi też wyszły naturalnie- wielki plusik.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.
Karolina
Ajajajaj zapomniałam jeszcze podziękować za życzenia :D Mam nadzieję, że również spędzisz ten dzień bardzo przyjemnie :)
UsuńKarolina, dziękuję! Dziękuję za życzenia, ale dziękuję też za obiektywizm. Już poprawiam :*
UsuńPozdrawiam,
Marysia
Na takie rozdziały to możemy czekać :)
OdpowiedzUsuńLejesz miód na moje serce :D aż tak się podobało?
UsuńOpisy są świetne!
UsuńDziękuję! Szczerze mówiąc, też jestem z nich bardzo zadowolona :)
UsuńPozdrawiam,
Marysia
To jak opisujesz uczucia i myśli Hermiony w tym rozdziale jest takie wiarygodne.Masz do tego talent. Czułam się jakbym była w głowie Hermiony.
OdpowiedzUsuńRozdział jest nostalgiczny i to mi się w nim bardzo podoba:)
Dziękuję za życzenia ,a tobię życzę dużo miłości i czekolady ,wiele uśmiechów i zero smutków oraz żebyś nadal zaskakiwała nas takimi rozdziałami i może kiedyś napisała własną ksiażkę:)
Uściski,
H
Jejku! Tak bardzo Ci dziękuję!!! Nawet nie wiesz ile przyjemności sprawił mi twój komentarz. Wiesz, że napisanie książki jest moim marzeniem? Dlatego bardzo dziękuję, i mam nadzieję, że twoje marzenia też się spełnią!
UsuńPozdrawiam,
Marysia