Miłego czytania :)
Marysia
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
ROZDZIAŁ 11
– Właściwie co ja wyprawiam? – Hermiona zastanowiła się na głos. Stała przed wejściem do pokoju Ślizgonów bez żadnego planu. Łzy nadal spływały jej po bladych policzkach, a jej ciało całe się trzęsło. To co zobaczyła na tych zdjęciach, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Dziewczyna szybko odwróciła się na pięcie i pobiegła do Sowiarni. Wiedziała, że gdyby jakiś nauczyciel przyłapał ją o tej porze wymykającą się z zamku, miałaby poważne kłopoty. Na szczęście jednak, udało jej się dotrzeć do celu bez żadnych przeszkód.
Otworzyła drzwi Sowiarni i przywołała gestem jedną z sów. Ptak natychmiast do niej podleciał, i usiadł na jej ramieniu. Dziewczyna wyjęła z tylnej kieszeni spodni pomięty zwitek papieru, rozprostowała go, i zaczęła wzrokiem szukać czegoś czym mogłaby napisać list. W końcu na ziemi znalazła mały węgielek, którym nakreśliła kilka słów :
Nie krzywdź ich, zrobię co tylko chcesz.
H.
Nie miała pojęcia pod jaki adres ma wysłać list, ufała jedynie intuicji sowy, że ta będzie wiedziała, gdzie znajduje się Ron. Przywiązała kartkę do nóżki sowy, która natychmiast poderwała się do lotu.
***
– Widziałeś moje gacie? – Zabini od dwudziestu minut chodził po dormitorium, w poszukiwaniu garderoby.
– Na litość Boską, Diable. Skąd mam wiedzieć gdzie są twoje ciuchy? – Malfoy leżał jeszcze w swoim łóżku i patrzył tempo w ścianę.
– Przecież nie wyparowały! To były moje jedyne czyste gacie jakie jeszcze mam! – Zabini jęknął cicho, nie przerywając poszukiwań.
– Na prawdę myślisz, że moim jedynym zmartwieniem jest twoja garderoba? – Draco spojrzał na przyjaciela kpiącym wzrokiem. Zabini niesamowicie go ostatnio denerwował.
– Tak, tak. Teraz na głowie masz tylko Granger, wiem o tym. Jednak od czasu do czasu mógłbyś się też zatroszczyć o najlepszego kumpla.
– Jezu... – Malfoy poderwał się ze swojego łóżka i wyciągnął różdżkę. Zabini widząc to, był pewny, że Malfoy zaraz potraktuje go jakimś zaklęciem, zamiast tego blondyn krzyknął – Accio spodnie Zabiniego – Przez chwilę nic się nie działo, a potem szafa zadygotała, i spodnie wyleciały z niej i wylądowały w rękach Malfoya.
– Myśl czasami, Zabini. Jesteś czarodziejem do cholery! – Blondyn rzucił w przyjaciela spodniami, i z powrotem położył się na łóżku.
– Dzięki, Smoku. – Zabini był lekko zmieszany całą tą sytuacją. Kompletnie zapomniał o tym zaklęciu. Szybko się ubrał, i już miał wychodzić, kiedy spostrzegł, że Malfoy nie poruszył się ani o centymetr.
– A z Tobą co? Chodź na śniadanie.
– Wiesz, jakoś nie mam ochoty. Zejdę dopiero na lekcje.
– Jak chcesz. W takim razie do zobaczenia na obronie – Zabini zamknął cicho drzwi, a Malfoy wrócił do rozpamiętywania tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni.
Zdał sobie sprawę z tego, iż podjął pochopną decyzję, godząc się z Granger. Nie, nie chodziło wcale o niego, czy o nią. Bardziej obawiał się ojca. Wiedział, że kiedy Lucjusz Malfoy dowie się o normalnych relacjach, które zaszły pomiędzy jego synem a szlamą, najprawdopodobniej go zabije. Młody Ślizgon miał coraz większy mętlik w głowie. Spojrzał na zegar, który wisiał na ścianie, i zaklął pod nosem. Godzina upłynęła mu na rozmyślaniu o Granger, Weasley'u i swoim ojcu. Nawet nie miał czasu, żeby wziąć prysznic. Nałożył na siebie zmiętą szatę, włożył różdżkę do kieszeni, i wybiegł z dormitorium.
***
– Ignoruj ich, po prostu ich ignoruj. Niedługo im się znudzisz – Hermiona szła na obiad do Wielkiej Sali i cicho mruczała do siebie słowa otuchy. Jeszcze nigdy nie czuła się tak osamotniona jak w tej chwili. Każdy kto ją mijał, patrzył na nią jak na jakiś dziwny i rzadko spotykany gatunek. Dziewczyna miała ochotę zapaść się pod ziemie. Już sobie z tym po prostu nie radziła. Najgorsze było jednak to, że Ron nie dawał znaku życia. Nie wiedziała co się z nim dzieje, a co gorsza, nie wiedziała co dzieje się z jej rodzicami. Miała tylko nadzieję, że żyją...
***
– Ginny, zrozum. Ona nie chce o tym rozmawiać. Wiesz dobrze, że jestem z nią całym sercem, ale tak na prawdę, do póki się przed nami nie otworzy, to co ja mogę? – Harry szedł na obiad razem z Ginny, która od piętnastu minut, błagała go o to, by porozmawiał z Hermioną. Bała się, że dziewczyna zamknie się w sobie, i już nigdy niczego im nie powie.
– Ty jesteś po prostu bez serca! – Twoja najlepsza przyjaciółka ma straszne kłopoty. Została ciężko pobita, prawie umarła! A Ty tak po prostu idziesz na obiad? Zawiodłam się na Tobie Harry Potterze! – Ginny również nie miała lekko. Każdy wytykał ją palcami. W końcu była siostrą "damskiego boksera". Jedna ruda była na tyle dzielna, że starała się to bagatelizować, a priorytetem było dla niej, żeby pomóc Hermionie.
– Ja bez serca? Ginny na prawdę, nie mam siły... Kocham Hermionę jak własną siostrę, i obiecuję Ci, że zrobię wszystko aby jej pomóc. Ale tak jak mówię, ona sama musi tego chcieć. – Zauważył, że jego dziewczyna już otwiera usta aby przytoczyć kolejne argumenty, dlatego podniósł rękę, żeby ją uciszyć – Dosyć tego, Ginny. Wiesz, że jestem uparty. Kocham Cię, ale jeśli chodzi o Hermionę, to pozwól, że sam będę decydował o tym, jak jej pomóc. – Harry pocałował rudą w usta i wszedł do Wielkiej Sali.
***
– Jedz, Smoku, bo nie urośniesz. – Zabini rzucił oliwką prosto w twarz Malfoya. Młody arystokrata, zastanawiał się już, którego zaklęcia najpierw użyć na przyjacielu.
– Nie rozumiem, Diable. Dlaczego masz taki dobry humor?
– A dlaczego mam mieć zły? Rudego wywalili ze szkoły, Granger już nic nie grozi, no i Ciebie oczyszczono z zarzutów. Same pozytywy – Blaise wyszczerzył zęby w uśmiechu. Malofy wiedział, że kumpel ma racje, chociaż on sam jakoś nie potrafił się cieszyć. Miał dziwne przeczucie, że to jeszcze nie koniec...
– Panie Malfoy, czy mogłabym z Panem porozmawiać na osobności? – Z zamyślenia wyrwał go głos McGonagall. Draco zastanawiał się, czego ta stara czarownica znowu od niego chce. Nie odzywając się, wstał z miejsca i wyszedł za nią na korytarz. Kontem oka zauważył, że pewne czekoladowe oczy obserwują go ze strachem.
***
Hermiona dźgała swojego kurczaka widelcem, kiedy zauważyła, że dyrektorka wychodzi z Wielkiej Sali razem z Malofyem. Przez głowę przeleciało jej tysiąc myśli. Jedną z nich była taka, że McGonagall jakimś cudem dowiedziała się, o porwaniu jej rodziców, i teraz próbuje razem z Malfoyem dowiedzieć się, gdzie są przetrzymywani. Dopiero po kilku minutach Hermiona zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest to niedorzeczne. Po pierwsze, dziewczyna miała te zdjęcia cały czas przy sobie, a po drugie, gdyby McGonagall przypadkiem się o tym dowiedziała, to na pewno nie informowałaby o tym Malfoya, tylko kogoś starszego i na pewno bardziej doświadczonego.
– Wszystko w porządku? – Z letargu wyrwał ją głos Ginny, która od dłuższej chwili bacznie ją obserwowała.
– Tak, tak. Zamyśliłam się tylko – Hermiona uśmiechnęła się blado do przyjaciółki. Gdyby mogła jej wszystko powiedzieć... Jednak nie mogła. Wiedziała, że teraz tylko od niej samej zależy, czy jej rodzice przeżyją.
***
– Pani chyba kompletnie zwariowała! – Malfoy nie zdołał ugryźć się w język.
– Uważaj na słowa, młody człowieku – McGonagall spiorunowała go wzrokiem. Stali w Sali Wejściowej, na przeciwko siebie od dziesięciu minut.
– Pani chce, żebym ja nadal pilnował szlabianiarzy? – Draco spojrzał na nauczycielkę z niedowierzaniem. Miał tego wszystkiego serdecznie dość. Ten rok miał wyglądać zupełnie inaczej! Planował, że nie będzie się wyróżniał z tłumu, że w nic się nie zapląta! Planował, że dokończy tą cholerną naukę i wyjedzie z tego kraju raz na zawsze. A teraz co? Rok szkolny jeszcze się dobrze nie zaczął, a on już był kilka razy na dywaniku u dyrektorki. Oprócz tego, miał niańczyć jakieś dzieciaki i to z Granger! Która dla niego nic nie znaczyła. – Pani wybaczy, ale nie mogę się zgodzić. – Arystokrata próbował zachować spokój.
– A to niby dlaczego, Panie Malfoy? – McGonagall uniosła brwi.
– A to dlatego, że mam dość całej tej szopki! Mam dość niańczenia bachorów, mam dość kontaktów z Gryfonami! Mam dość wszystkiego! Chcę tylko skończyć ten rok! O nic więcej nie proszę! – Draco robił się coraz bardziej czerwony na twarzy. McGonagall wiedziała, że jeśli zaraz jakoś nie załagodzi tej sytuacji, to chłopak wybuchnie, i już w życiu nie dojdzie z nim do porozumienia.
– Rozumiem, Panie Malfoy. Gwarantuję jednak, że wyjdzie to Panu na dobre. W pańskich dokumentach na pewno znajdzie się wzmianka o tym, co Hogwart Panu zawdzięcza.
– A niby co mi zawdzięcza? Zabicie poprzedniego dyrektora? Tak, to na pewno – Draco zaśmiał się cicho. McGonagall doszła do wniosku, że chłopak również sporo przeżył w ostatnich dniach. Nie dziwiła mu się, że jest w stosunku do niej taki arogancki. W pewnym sensie nawet go rozumiała.
– Dobrze Pan wie, że nie o to chodzi. Panie Malofy, proszę tylko o odrobinę współpracy z Pana strony. Oprócz tego, że będziesz pilnował uczniów, to będziesz mógł zaopiekować się również Panną Granger.
– Ale ja się nią nie chce opiekować, do cholery – Blondyn tracił już resztki cierpliwości.
– Dobrze, a więc nie pozostawia mi Pan wyboru – dyrektorka spojrzała na niego z góry, tym swoim władczym wzrokiem, i oznajmiła – Panie Malfoy, jako, że jest Pan arogancki, i nie wykonuje moich poleceń, daje Panu szlaban. Dwa miesiące pilnowania uczniów! Do pomocy przydzielam Panu, Pannę Granger. Może Pan odejść – Malfoy stał z otwartą buzią i patrzył na nauczycielkę, nie wiedząc co powiedzieć. Co za przebiegła jędza! Ona doskonale wiedziała, co robi! Chłopak policzył w myślach do dziesięciu, w tym czasie nie zdejmując wzroku z dyrektorki, po czym wyminął ją, i wyszedł na dziedziniec. Wiedział, że jeszcze sekunda w towarzystwie czarownicy, i ją zabije.
Ledwo wyszedł z zamku, od razu zrobiło mu się lepiej. Rześkie powietrze przyjemnie muskało jego twarz. Jednak to niczego nie naprawiało. Był wściekły, że wszystko sprowadza się do tej szlamy! Tak, miał zakopać z nią topór wojenny, ale w tym momencie doszedł do wniosku, że chyba jednak nie potrafi. To dla niego za wiele! Po za tym, szlama zawsze pozostanie szlamą, i nic, ani nikt tego nie zmieni.
Udał się nad jezioro, a myśli w jego głowie pędziły jak szalone. Wiedział, że jeśli ma się skupić na reszcie dnia, musi sobie to wszystko poukładać w głowie. Nie minęło pięć minut, kiedy nadleciała mała, szara sówka i zrzuciła mu na głowę liścik
– Wielkie dzięki, głupi zwierzaku – Warknął na sowę i rozwinął papierek
Panie Malfoy, tak jak rozmawialiśmy, Pana szlaban zaczyna się dzisiaj o godzinie 19:00 na szóstym piętrze. Pańscy podopieczni będą tam na Pana czekali. Panna Granger wie o wszystkim.
Miłego wieczoru,
Profesor McGonagall
– Świetnie, na prawdę świetnie. Tylko tego mi brakuje. Cały wieczór razem ze szlamą i małolatami. – Draco jeszcze chwilę postał nad jeziorem, po czym skierował się do zamku, żeby poinformować Zabiniego, co się wydarzyło.
***
– Uważam, że nie powinnaś się na to godzić – Ginny siedziała na swoim łóżku, i patrzyła jak jej przyjaciółka szykuje się do wyjścia. O 19:00 miała spotkać się z Malfoyem na szóstym piętrze, i pilnować dzieciaków.
– Nie mam za bardzo wyjścia, Ginny.
– Jak to nie masz wyjścia? Hermiono, ledwo wyszłaś ze skrzydła szpitalnego, a McGonagall już przydziela Ci jakieś bezsensowne obowiązki – Ruda uważała, że dyrektorka postępuje bardzo pochopnie. Była wściekła.
– Wcale nie takie bezsensowne, Ginny – Hermiona uśmiechnęła się blado – Ktoś musi pilnować tych uczniów.
– Świetnie, ale dlaczego akurat Ty?
– Bo robiłam to już wcześniej, i znam się na tym.
– Ale dlaczego akurat z tą fretką? – Ginny nie wytrzymała.
– Bo on też już się tym zajmował, przed moim pobiciem. McGonagall wie, że może na nas liczyć.
– Ta... liczyć na fretkę. Jeszcze czego – Hermiona posłała przyjaciółce blady, beznamiętny uśmiech i wyszła z dormitorium. Kierując się na szóste piętro zastanawiała się, jak to dzisiaj będzie z Malfoyem. Była ciekawa, jak blondyn będzie się zachowywał wobec niej.
Kiedy dotarła na miejsce, zauważyła, że ślizgona jeszcze nie ma. Podeszła więc do grupki uczniów, którzy mieli sprzątać szóste piętro, i wyjaśniła im w skrócie co mają robić, po czym wyczarowała sobie krzesło i usiadła. Zauważyła, że chociaż eliksiry Pani Pomfrey działają w zastraszająco szybkim tempie, to dziewczynę nadal boli głowa i ręce. Doszła do wniosku, że miejsca, w których Ron dotkliwie ją pobił, goją się wolniej. Jednak jej obrażenia były niczym, w porównaniu do tego co czuła w sercu, kiedy pomyślała o rodzicach. Jak bardzo muszą się bać, jak bardzo są przerażeni... A ona siedziała tutaj, w Hogwarcie bezczynnie, nie mogąc jak na razie nic zrobić. Wiedziała, że to Ron rozdaje karty. Odruchowo dotknęła kieszeni szaty, w której znajdowały się zdjęcia jej rodziców. Dziewczyna bała się zostawiać takie dowody, bez opieki. Wolała mieć to ze sobą, i pilnować, by nikt tego nie zobaczył.
– Brawo, nie spóźniłaś się dzisiaj – Chłodny głos Malfoya, wyrwał ją z zamyślenia.
– Witaj, Malfoy. Zawsze staram się być na czas. – Ślizgon prychnął i wyczarował sobie krzesło, które postawił w bezpiecznej odległości od Granger. Hermiona widząc to, zmarszczyła brwi. Przecież miało być wszystko w porządku
– Co Ci jest, Malfoy?
– Wiesz Granger, nie chce zarazić się szlamem. – Hermiona nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała.
***
– Coś Ty powiedział, Malfoy? – Wyszeptała dziewczyna. W jej czekoladowych oczach zalśniły łzy. Draco wiedział, że ją rani, ale niestety, nic na to nie mógł poradzić. Tak po prostu musiało być.
– To co słyszałaś. Zapomnij o tym wszystkim, co ostatnio Ci powiedziałem. No wiesz, o zakończeniu tej wojny między nami i w ogóle. Taka rozmowa nigdy nie miała miejsca. Sorry Granger, ale szlama już zawsze pozostanie tylko szlamą. – Draco nienawidził siebie za te słowa. To co działo się w jego umyśle, doprowadzało do tego, że wariował. Patrzył tylko na reakcję Granger, która po chwili nachyliła się do niego i wyszeptała, tak cicho, że ledwo ją zrozumiał
– Nienawidzę Cię, Malfoy... Tak bardzo Cię nienawidzę – Po czym wstała i opuściła szóste piętro. Draco siedział chwilę nieruchomo, zastanawiając się, co właściwie się wydarzyło. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął intensywnie myśleć, nad tym jak głupio się zachował. Z drugiej jednak strony, nie potrafił zrozumieć samego siebie. Przecież on i Granger od zawsze byli wrogami, niby czemu teraz miałoby być inaczej? On wcale nie musi o nią dbać. Od tego jest Ruda i Potter, którz są na każde jej zawołanie. Malfoy, zaczął rozglądać się po korytarzu, jakby szukał na ścianie jakiejś wskazówki, która mu pomoże. Przez chwilę patrzył jak uczniowie czyszczą jeden z portretów, po czym jego uwagę przyciągnęło coś, co leżało pod krzesłem, na którym jeszcze chwilę temu siedziała Granger. Powoli podniósł znalezisko, i przyglądając mu się, jego oczy robiły się coraz większe z przerażenia.
– Ty idioto... – Wyszeptał do siebie, wpatrując się w zdjęcia zakneblowanych ludzi, którzy bez wątpienia musieli być rodzicami Granger.
Mam nadzieje, że Draco pomoże naszej głównej bohaterce..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
M.
Mam dziwne wrażenie, że to nie będzie takie proste :)
UsuńRozdział całkiem niezły :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
Muszę przyznać ,że genialnie odwzorowywujesz postać Draco.
OdpowiedzUsuńJest wystarczająco arogancki oraz zdystansowany ,ale ma odrobiną ciepła.
Rozdział wciągający i zaskakujący jak zawsze :)
Pozdrawiam,
H