--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
ROZDZIAŁ 10
Nie miał pojęcia jak mogło do tego
dojść. Siedział teraz w gabinecie McGonagall i wpatrywał się w okno. Nie miał
zamiaru z nikim rozmawiać, nie musiał się przed nikim tłumaczyć.
– Ronaldzie, oczekujemy wyjaśnień – McGonagall wpatrywała się w niego surowym wzrokiem. Pani Weasley szlochała cicho w kącie, a jej mąż wpatrywał się w syna, lecz w tym spojrzeniu nie było gniewu tylko wielkie rozczarowanie.
– Nie mam wam nic do powiedzenia – Uciął i nadal uparcie patrzył w okno.
– Dobrze, skoro tak, nie pozostawiasz mi wyboru. Muszę wezwać Ministra Magii i niestety, oddać cię w ręce Ministerstwa – Minerwa wstała i wyciągnęła z jednej z półek czysty pergamin i pióro, po czym z powrotem usiadła za biurkiem.
– Nie, błagam. Ron na pewno tego nie chciał – Matka Rona złożyła ręce jak do modlitwy. Było dla niej niepojętym, to czego dopuścił się Ron, ale wciąż był jej dzieckiem. Wciąż go kochała.
– Molly, przykro mi, ale twój syn znęcał się i torturował Hermionę. Prawie doprowadził do jej śmierci. Naprawdę, nie mam innego wyjścia, muszę o tym zawiadomić władzę. – Otwarła okno i zaraz pojawiła się szara sowa, która z listem przywiązanym do nóżki, zniknęła w ciemności.
– Ronadzie, czy jesteś pewny tego, że nic nam nie powiesz? – McGonagall spróbowała jeszcze raz
– Powiem tylko tyle: Ta szlama tego pożałuje – Po tych słowach, odwrócił się do nich wszystkich plecami i pogrążył się we własnych myślach. Nikt ze zgromadzonych, nie miał odwagi by coś powiedzieć. Nikt nie spodziewał się, że takie słowa mogą paść z ust Weasleya, chłopaka, który pomógł Potterowi zabić Voldemorta, chłopaka, który zawsze był dobry, uczciwy i oddany swoim przyjaciołom, a także chłopaka, który został wychowany w miłości, w rodzinie która ponad wszystko stawiała dobro innych niż swoje. A jednak, Ron Weasley się zmienił, i nikt nie wiedział dlaczego ta zmiana nastąpiła.
– Ronaldzie, oczekujemy wyjaśnień – McGonagall wpatrywała się w niego surowym wzrokiem. Pani Weasley szlochała cicho w kącie, a jej mąż wpatrywał się w syna, lecz w tym spojrzeniu nie było gniewu tylko wielkie rozczarowanie.
– Nie mam wam nic do powiedzenia – Uciął i nadal uparcie patrzył w okno.
– Dobrze, skoro tak, nie pozostawiasz mi wyboru. Muszę wezwać Ministra Magii i niestety, oddać cię w ręce Ministerstwa – Minerwa wstała i wyciągnęła z jednej z półek czysty pergamin i pióro, po czym z powrotem usiadła za biurkiem.
– Nie, błagam. Ron na pewno tego nie chciał – Matka Rona złożyła ręce jak do modlitwy. Było dla niej niepojętym, to czego dopuścił się Ron, ale wciąż był jej dzieckiem. Wciąż go kochała.
– Molly, przykro mi, ale twój syn znęcał się i torturował Hermionę. Prawie doprowadził do jej śmierci. Naprawdę, nie mam innego wyjścia, muszę o tym zawiadomić władzę. – Otwarła okno i zaraz pojawiła się szara sowa, która z listem przywiązanym do nóżki, zniknęła w ciemności.
– Ronadzie, czy jesteś pewny tego, że nic nam nie powiesz? – McGonagall spróbowała jeszcze raz
– Powiem tylko tyle: Ta szlama tego pożałuje – Po tych słowach, odwrócił się do nich wszystkich plecami i pogrążył się we własnych myślach. Nikt ze zgromadzonych, nie miał odwagi by coś powiedzieć. Nikt nie spodziewał się, że takie słowa mogą paść z ust Weasleya, chłopaka, który pomógł Potterowi zabić Voldemorta, chłopaka, który zawsze był dobry, uczciwy i oddany swoim przyjaciołom, a także chłopaka, który został wychowany w miłości, w rodzinie która ponad wszystko stawiała dobro innych niż swoje. A jednak, Ron Weasley się zmienił, i nikt nie wiedział dlaczego ta zmiana nastąpiła.
***
W czasie, kiedy Ron siedział w
gabinecie McGonagall, Hermiona powoli wspinała się po schodach. Za nią szedł
Malfoy, głośno tupiąc nogami. Dziewczyna nie wiedziała co mogłaby mu
powiedzieć, jak ubrać w słowa, to wszystko co się zdarzyło. Wiedziała, że
Malfoy jej nienawidzi, a teraz, po tym co mu zrobiła, była pewna, że ta
nienawiść tylko się pogłębi. Bała się, że Dracon może się na nią mścić, w taki sposób,
w jaki robił to Ron.
– Nie masz mi nic do powiedzenia, Granger? – Z zamyślenia wyrwał ją głos
Malfoya. Był zimny i pozbawiony emocji
– Wszystko ci powiedziałam. Naprawdę mi przykro, gdybym nie musiała, to w życiu bym tego nie zrobiła – Hermiona przystanęła na schodach i odwróciła się twarzą do niego. On też się zatrzymał. Dziewczynę zdziwiło to, że w jego spojrzeniu nie dostrzegła złości. Raczej beznamiętność i zrezygnowanie. Nie spodziewała się tego.
– Dlaczego musiałaś to wszystko zrzucić na mnie? Przecież wiesz kim byłem, i co mogliby mi za to zrobić
– To nie był mój pomysł, mówiłam ci już. Ron mnie do tego zmusił, on doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robi. Właśnie przez wzgląd na twoją przeszłość, to miałeś być ty. Nie dość, że widziałeś, co on ze mną robi, to jeszcze był pewny tego, że byłbyś do takich czynów zdolny, a zrzucenie na ciebie całe odpowiedzialności za to, było idealne
– Jeśli go spotkam, obiecuje, że go zabije – Malfoy wyminął ją, i teraz to on szedł pierwszy. Nie miał ochoty jej odprowadzać, ale skoro McGonagall mu kazała, to niech jej już będzie.
– Nie sądzę, byś miał okazję do spotkania z nim – Hermionie znowu zaszkliły się oczy. Naprawdę miała tego wszystkiego dość. Pomyślała o tym, jak jutro będzie musiała się tłumaczyć ze wszystkiego Harry’emu i Ginny. Wiedziała, że będzie musiała im wszystko opowiedzieć, była im to winna. Nie wiedziała tylko, jak oni na to zareagują. Czy będą źli na nią, że tak długo trzymała to wszystko w sekrecie, czy może zaczną jej współczuć, i staną po jej stronie? Jęknęła cicho, i usiadła na schodach. Nie miała sił, żeby iść dalej. Musiała odpocząć. Draco dopiero po chwili spostrzegł, że dziewczyna za nim nie idzie, więc wrócił się i usiadł obok niej. Przez chwilę panowała cisza, a później Malfoy się odezwał
– Słuchaj Granger, oboje doskonale wiemy, że jesteśmy wrogami, i że zawsze się nienawidziliśmy. Ale uwierz mi, nigdy, przenigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego, jak Rudy. W czasie wojny byłem zmuszony, by oglądać wszelkiego rodzaju tortury, i wierz mi, nigdy nie widziałem czegoś bardziej okropnego. – Hermiona ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się, a Malfoy chociaż wcale nie miał na ochoty, objął ją ramieniem. Dzięki swojej matce, w Draconie pozostały resztki człowieczeństwa i współczucia.
– Malfoy, tak strasznie cię przepraszam
– W porządku, Granger. Na szczęście Diabeł i ta wariatka przekonali cię, byś w porę się przyznała.
– Gdyby nie oni, pewnie siedziałbyś teraz w Ministerstwie… – Hermiona wiedziała, że minie sporo czasu zanim sobie wybaczy to co zrobiła.
– Myślę, że powinniśmy o tym zapomnieć, i jeśli się zgodzisz… to chciałbym żebyśmy zaczęli naszą znajomość od nowa – Zapadła cisza. Hermiona zastanawiała się, czy aby na pewno się nie przesłyszała. Czy aby na pewno ten młody arystokrata, odwieczny wróg, z którym od pierwszej klasy nie robiła nic innego, tylko się kłóciła, poprosił ją o czystą kartę? O to, by byli normalnymi znajomymi? Odsunęła się od niego, by zobaczyć jego twarz. Była przygotowana na to, że zobaczy jak Malfoy się głupio śmieje, a później mówi jej, że to był żart, i nazywa ją szlamą. Ale nic takiego nie zobaczyła. Patrzył na nią, pełen powagi, a jego oczy były ciepłe i przyjazne.
– Czy ty mówisz poważnie? – Wyszeptała
– Zupełnie poważnie, Granger. Mogę przysiąc, że już kilka razy mówiłem ci, że się zmieniłem. Mam dość kłótni. Nie gwarantuje, że się zaprzyjaźnimy. Raczej chodzi mi o zakopanie toporu wojennego. – Malfoy nieśmiało się do niej uśmiechnął, i wyciągnął rękę – Zgoda? – Hermiona patrzyła na jego wyciągniętą dłoń, i po chwili wahania sama wyciągnęła swoją. W momencie kiedy ich dłonie się złączyły, poczuła miłe ciepło rozchodzące się po jej ciele. Takiego uczucia doświadczyła do tej pory tylko raz, kiedy u Olivandera wybrała swoją różdżkę. Teraz to uczucie się powtórzyło. Przestraszona, i równocześnie zaintrygowana tym odkryciem, szybko cofnęła swoją dłoń.
– Myślę, że powinniśmy już iść. Oboje chcemy odpocząć – Malfoy wstał i pomógł wstać Hermionie. Dziewczyna patrzyła na niego, jak na kogoś chorego psychicznie. Fascynował i intrygował ją ten nowy Malfoy.
– Poradzę sobie sama, to tylko jeszcze jedno piętro. Eee… dziękuję, że mnie odprowadziłeś. – Hermiona nie czekając na odpowiedź, szybko pobiegła dalej. W zasadzie sama nie wiedziała co się stało. Dotarła w końcu do portretu Grubej Damy, wypowiedziała hasło i udała się do dormitorium. Zauważyła, że Ginny już śpi, ale musiała chyba na nią czekać, bo spała na siedząco w swoim łóżku. Hermiona podeszła do niej, poprawiła jej poduszki, i ułożyła delikatnie, by dziewczyna się nie obudziła. Następnie wzięła długą kąpiel i sama poszła spać. Zastanawiała się, dlaczego jej humor tak szybko się poprawił. Jeszcze dziesięć minut temu płakała i miała ochotę skończyć ze sobą, a teraz, po tej dziwnej rozmowie z Malfoyem, Hermiona uśmiechała się sama do siebie. Musiała się przyznać sama przed sobą, że nie może się doczekać tego, co wyniknie z jej znajomości ze ślizgonem. Z takimi myślami zasnęła.
– Wszystko ci powiedziałam. Naprawdę mi przykro, gdybym nie musiała, to w życiu bym tego nie zrobiła – Hermiona przystanęła na schodach i odwróciła się twarzą do niego. On też się zatrzymał. Dziewczynę zdziwiło to, że w jego spojrzeniu nie dostrzegła złości. Raczej beznamiętność i zrezygnowanie. Nie spodziewała się tego.
– Dlaczego musiałaś to wszystko zrzucić na mnie? Przecież wiesz kim byłem, i co mogliby mi za to zrobić
– To nie był mój pomysł, mówiłam ci już. Ron mnie do tego zmusił, on doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robi. Właśnie przez wzgląd na twoją przeszłość, to miałeś być ty. Nie dość, że widziałeś, co on ze mną robi, to jeszcze był pewny tego, że byłbyś do takich czynów zdolny, a zrzucenie na ciebie całe odpowiedzialności za to, było idealne
– Jeśli go spotkam, obiecuje, że go zabije – Malfoy wyminął ją, i teraz to on szedł pierwszy. Nie miał ochoty jej odprowadzać, ale skoro McGonagall mu kazała, to niech jej już będzie.
– Nie sądzę, byś miał okazję do spotkania z nim – Hermionie znowu zaszkliły się oczy. Naprawdę miała tego wszystkiego dość. Pomyślała o tym, jak jutro będzie musiała się tłumaczyć ze wszystkiego Harry’emu i Ginny. Wiedziała, że będzie musiała im wszystko opowiedzieć, była im to winna. Nie wiedziała tylko, jak oni na to zareagują. Czy będą źli na nią, że tak długo trzymała to wszystko w sekrecie, czy może zaczną jej współczuć, i staną po jej stronie? Jęknęła cicho, i usiadła na schodach. Nie miała sił, żeby iść dalej. Musiała odpocząć. Draco dopiero po chwili spostrzegł, że dziewczyna za nim nie idzie, więc wrócił się i usiadł obok niej. Przez chwilę panowała cisza, a później Malfoy się odezwał
– Słuchaj Granger, oboje doskonale wiemy, że jesteśmy wrogami, i że zawsze się nienawidziliśmy. Ale uwierz mi, nigdy, przenigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego, jak Rudy. W czasie wojny byłem zmuszony, by oglądać wszelkiego rodzaju tortury, i wierz mi, nigdy nie widziałem czegoś bardziej okropnego. – Hermiona ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się, a Malfoy chociaż wcale nie miał na ochoty, objął ją ramieniem. Dzięki swojej matce, w Draconie pozostały resztki człowieczeństwa i współczucia.
– Malfoy, tak strasznie cię przepraszam
– W porządku, Granger. Na szczęście Diabeł i ta wariatka przekonali cię, byś w porę się przyznała.
– Gdyby nie oni, pewnie siedziałbyś teraz w Ministerstwie… – Hermiona wiedziała, że minie sporo czasu zanim sobie wybaczy to co zrobiła.
– Myślę, że powinniśmy o tym zapomnieć, i jeśli się zgodzisz… to chciałbym żebyśmy zaczęli naszą znajomość od nowa – Zapadła cisza. Hermiona zastanawiała się, czy aby na pewno się nie przesłyszała. Czy aby na pewno ten młody arystokrata, odwieczny wróg, z którym od pierwszej klasy nie robiła nic innego, tylko się kłóciła, poprosił ją o czystą kartę? O to, by byli normalnymi znajomymi? Odsunęła się od niego, by zobaczyć jego twarz. Była przygotowana na to, że zobaczy jak Malfoy się głupio śmieje, a później mówi jej, że to był żart, i nazywa ją szlamą. Ale nic takiego nie zobaczyła. Patrzył na nią, pełen powagi, a jego oczy były ciepłe i przyjazne.
– Czy ty mówisz poważnie? – Wyszeptała
– Zupełnie poważnie, Granger. Mogę przysiąc, że już kilka razy mówiłem ci, że się zmieniłem. Mam dość kłótni. Nie gwarantuje, że się zaprzyjaźnimy. Raczej chodzi mi o zakopanie toporu wojennego. – Malfoy nieśmiało się do niej uśmiechnął, i wyciągnął rękę – Zgoda? – Hermiona patrzyła na jego wyciągniętą dłoń, i po chwili wahania sama wyciągnęła swoją. W momencie kiedy ich dłonie się złączyły, poczuła miłe ciepło rozchodzące się po jej ciele. Takiego uczucia doświadczyła do tej pory tylko raz, kiedy u Olivandera wybrała swoją różdżkę. Teraz to uczucie się powtórzyło. Przestraszona, i równocześnie zaintrygowana tym odkryciem, szybko cofnęła swoją dłoń.
– Myślę, że powinniśmy już iść. Oboje chcemy odpocząć – Malfoy wstał i pomógł wstać Hermionie. Dziewczyna patrzyła na niego, jak na kogoś chorego psychicznie. Fascynował i intrygował ją ten nowy Malfoy.
– Poradzę sobie sama, to tylko jeszcze jedno piętro. Eee… dziękuję, że mnie odprowadziłeś. – Hermiona nie czekając na odpowiedź, szybko pobiegła dalej. W zasadzie sama nie wiedziała co się stało. Dotarła w końcu do portretu Grubej Damy, wypowiedziała hasło i udała się do dormitorium. Zauważyła, że Ginny już śpi, ale musiała chyba na nią czekać, bo spała na siedząco w swoim łóżku. Hermiona podeszła do niej, poprawiła jej poduszki, i ułożyła delikatnie, by dziewczyna się nie obudziła. Następnie wzięła długą kąpiel i sama poszła spać. Zastanawiała się, dlaczego jej humor tak szybko się poprawił. Jeszcze dziesięć minut temu płakała i miała ochotę skończyć ze sobą, a teraz, po tej dziwnej rozmowie z Malfoyem, Hermiona uśmiechała się sama do siebie. Musiała się przyznać sama przed sobą, że nie może się doczekać tego, co wyniknie z jej znajomości ze ślizgonem. Z takimi myślami zasnęła.
***
– Jestem twoim dłużnikiem, do
końca życia – Malfoy właśnie rozlewał Ognistą do dwóch szklanek. Zabini
uśmiechnął się pod nosem.
– Lepiej mi powiedz, co się działo jak wyszliśmy z Luną z gabinetu McGonagall
– Z „Luną” ? – Malfoy był pewien, że się przesłyszał.
– Tak, z Luną. Przestań, ja ją lubię, a jak masz z tym jakiś problem, to…
– Pogodziłem się z Granger – Przerwał mu Malfoy.
– Co zrobiłeś? – Blaise nie wierzył własnym uszom
– To co słyszałeś. Granger nic złego mi nie zrobiła, a to co ja o niej mówiłem, to były słowa mojego ojca, tylko wypowiadane moimi ustami.
– Z „Luną” ? – Malfoy był pewien, że się przesłyszał.
– Tak, z Luną. Przestań, ja ją lubię, a jak masz z tym jakiś problem, to…
– Pogodziłem się z Granger – Przerwał mu Malfoy.
– Co zrobiłeś? – Blaise nie wierzył własnym uszom
– To co słyszałeś. Granger nic złego mi nie zrobiła, a to co ja o niej mówiłem, to były słowa mojego ojca, tylko wypowiadane moimi ustami.
– No stary, tego się nie spodziewałem. Ale to dobrze, cieszę się, że wreszcie dorosłeś.
– Ta. Ale to nie zmienia faktu, że jak spotkam Weasleya, to go zabije.
– Z przyjemnością ci pomogę. A tak właściwie, to co o tym wszystkim myślisz? Jak poszedłem do Hermiony, i kiedy zaczęła opowiadać o tym wszystkim, to szczerze mówiąc chciało mi się wymiotować. Nie spodziewałem się tego po Rudym.
– Ja też nie. Wydawać by się mogło, że są sobie „przeznaczeni” czy jak to się tam nazywa. – Malfoy dokończył swoją porcję Ognistej i poszedł do łazienki. Nie chciało mu się drążyć tego tematu. W zasadzie sam był zagubiony, i nie do końca wiedział, dlaczego chciał skończyć kłótnie z Granger. Do tej pory, te wieczne spory, sprawiały mu nie małą przyjemność. Ale po tym, czego się dowiedział o niej i o Weasleyu, nie miał ochoty już jej więcej dokuczać. Doszedł do wniosku, że dziewczyna za dużo przeszła. Przypomniał sobie moment, w którym jej dłoń zetknęła się z jego dłonią, i to dziwne uczucie, które mogło byś porównywalne tylko z tym, kiedy jego różdżka go wybrała. Zastanawiał się, czy Granger też coś poczuła.
– Ta. Ale to nie zmienia faktu, że jak spotkam Weasleya, to go zabije.
– Z przyjemnością ci pomogę. A tak właściwie, to co o tym wszystkim myślisz? Jak poszedłem do Hermiony, i kiedy zaczęła opowiadać o tym wszystkim, to szczerze mówiąc chciało mi się wymiotować. Nie spodziewałem się tego po Rudym.
– Ja też nie. Wydawać by się mogło, że są sobie „przeznaczeni” czy jak to się tam nazywa. – Malfoy dokończył swoją porcję Ognistej i poszedł do łazienki. Nie chciało mu się drążyć tego tematu. W zasadzie sam był zagubiony, i nie do końca wiedział, dlaczego chciał skończyć kłótnie z Granger. Do tej pory, te wieczne spory, sprawiały mu nie małą przyjemność. Ale po tym, czego się dowiedział o niej i o Weasleyu, nie miał ochoty już jej więcej dokuczać. Doszedł do wniosku, że dziewczyna za dużo przeszła. Przypomniał sobie moment, w którym jej dłoń zetknęła się z jego dłonią, i to dziwne uczucie, które mogło byś porównywalne tylko z tym, kiedy jego różdżka go wybrała. Zastanawiał się, czy Granger też coś poczuła.
***
Nazajutrz, Hermionę czekało spore wyzwanie. Gdy tylko
zeszła do pokoju wspólnego, jej przyjaciele się na nią rzucili, ściskając ją i
całując. Dziewczyna opowiedziała wszystko Harry’emu i Ginny, a po skończeniu
swojej opowieści, oboje przytulili ją do siebie, tym samym dając jej do
zrozumienia, że są całym sercem z nią. Gryfonka była im niezwykle wdzięczna.
– Dostałam rano list od rodziców. Napisali, że Ron jest cały czas
przesłuchiwany, i z tego co wiem, nie chce się do niczego przyznać – Ginny
powiedziała to wszystko na jednym wdechu. Miała sobie za złe, że zaniedbała
Hermionę i zostawiła ją z tym wszystkim samą.
– Najważniejsze, że go już tutaj nie ma, Hermiono. Jesteś bezpieczna – Harry ucałował dziewczynę w czubek głowy – A teraz chodźmy na śniadanie. Umieram z głodu. – Wziął obie dziewczyny za ręce i razem zeszli do wielkiej sali. Tam na każdym kroku, pokazywano sobie Hermionę palcami. Jedni patrzyli na nią ze współczuciem, drudzy z przerażeniem, a ślizgoni z wielką kpiną. Gryfonka nie spodziewała się, że wieści na temat tych zdarzeń rozniosą się po szkole tak szybko. Spuściła wzrok, i usiadła obok Harrego. Nie miała ochoty na jedzenie, jednak Ginny podała jej talerz z tostem, który w końcu zjadła. Po śniadaniu udała się na pierwszą lekcję, transmutację. Pożegnała się z Harrym i Ginny, i weszła do sali. Zastanawiała się, jaki będzie dzisiaj Malfoy i czy będą mieli o czym rozmawiać.
– Witam na zajęciach. Na początku chciałabym wam powiedzieć, że pan Weasley nie będzie się już uczył w Hogwarcie, a dlaczego, pewnie już wszyscy wiecie – Uczniowie odwrócili się w stronę Hermiony jak jeden mąż i patrzyli na nią. – Prosiłabym was także o to, abyście nie zadręczali panny Granger zbędnymi pytaniami na temat tego, co się stało. A teraz wracamy do lekcji – McGonagall zaczęła pisać coś na tablicy, ale Hermiona jakoś nie miała ochoty by cokolwiek zapisywać, albo uczestniczyć w tej lekcji. Do tego wszystkiego, Malfoy w ogóle się do niej nie odzywał. Nie raczył się nawet przywitać. Dziewczyna doszła do wniosku, że wszystko to co wczoraj jej powiedział, było tylko kolejnym żartem. Postanowiła się tym nie przejmować, i całą swoją uwagę próbowała skupić na tym, co profesor McGonagall właśnie mówiła.
– Najważniejsze, że go już tutaj nie ma, Hermiono. Jesteś bezpieczna – Harry ucałował dziewczynę w czubek głowy – A teraz chodźmy na śniadanie. Umieram z głodu. – Wziął obie dziewczyny za ręce i razem zeszli do wielkiej sali. Tam na każdym kroku, pokazywano sobie Hermionę palcami. Jedni patrzyli na nią ze współczuciem, drudzy z przerażeniem, a ślizgoni z wielką kpiną. Gryfonka nie spodziewała się, że wieści na temat tych zdarzeń rozniosą się po szkole tak szybko. Spuściła wzrok, i usiadła obok Harrego. Nie miała ochoty na jedzenie, jednak Ginny podała jej talerz z tostem, który w końcu zjadła. Po śniadaniu udała się na pierwszą lekcję, transmutację. Pożegnała się z Harrym i Ginny, i weszła do sali. Zastanawiała się, jaki będzie dzisiaj Malfoy i czy będą mieli o czym rozmawiać.
– Witam na zajęciach. Na początku chciałabym wam powiedzieć, że pan Weasley nie będzie się już uczył w Hogwarcie, a dlaczego, pewnie już wszyscy wiecie – Uczniowie odwrócili się w stronę Hermiony jak jeden mąż i patrzyli na nią. – Prosiłabym was także o to, abyście nie zadręczali panny Granger zbędnymi pytaniami na temat tego, co się stało. A teraz wracamy do lekcji – McGonagall zaczęła pisać coś na tablicy, ale Hermiona jakoś nie miała ochoty by cokolwiek zapisywać, albo uczestniczyć w tej lekcji. Do tego wszystkiego, Malfoy w ogóle się do niej nie odzywał. Nie raczył się nawet przywitać. Dziewczyna doszła do wniosku, że wszystko to co wczoraj jej powiedział, było tylko kolejnym żartem. Postanowiła się tym nie przejmować, i całą swoją uwagę próbowała skupić na tym, co profesor McGonagall właśnie mówiła.
***
Harry siedział na kolejnej nudnej
lekcji Obrony i słuchał na temat zaklęć niewybaczalnych. Nie widział
najmniejszego sensu, by słuchać tego, co mówiła im nowa nauczycielka, dlatego
zaczął rozmyślać na temat tego wszystkiego, co powiedziała im Hermiona. Odkąd
dowiedział się, co robił Ron, Harry nie mógł sobie znaleźć miejsca. Nigdy w
życiu nie spodziewał się tego co zrobił jego przyjaciel. Wybraniec doszedł do
wniosku, że Rona musiała zniszczyć Wojna. Śmierć Freda, którą Ron widział na
własne oczy, była zbyt bolesna, by nie pozostawić po sobie żadnego śladu. Harry
wiedział, że gdyby Ron okazał skruchę, że gdyby przeprosił Hermionę i obiecał,
że się poprawi, to niczego by to nie zmieniło. Harry brzydził się przemocą,
wszyscy o tym wiedzieli, więc tym bardziej bolało go to co zrobił jego
najlepszy przyjaciel, którego zawsze traktował jak brata.
Po skończonej lekcji, Harry postanowił udać się do Sowiarni i wysłać list,
który wczoraj napisał do rodziców Rona. Strasznie im współczuł tego, co zrobił
ich syn i chociaż Harry znienawidził Rona, to wciąż kochał państwa Weasley, tak
jak rodziców. To była naprawdę dobra rodzina. Harry wiedział ile cierpienia i
bólu było w tej rodzinie w czasie Wojny. Wiedział też, jak bardzo się dla niego
poświęcali, by był bezpieczny. Nie, na nich nie mógł się gniewać, i obarczać
ich winą za to co zrobił ich najmłodszy syn. Przywiązał list, w którym były
słowa współczucia i zapewnienie, że oni nie są temu wszystkiemu winni, do nóżki
jednej z sów, a ta momentalnie wyfrunęła z Sowiarni i poszybowała wysoko w
górę.
***
Po dzwonku, Hermiona
zabrała wszystkie swoje rzeczy i jako pierwsza opuściła salę. Było jej naprawdę
przykro z powodu tego, jak zachowywał się Malfoy. Nie odezwał się do niej
słowem przez całą lekcję, traktował ją jak powietrze. Nie spodziewała się, że
tak będzie. Z drugiej strony była jednak na siebie zła, ponieważ czuła, że za
bardzo jej na nim zależy. Nie wiedziała czym to jest spowodowane, ale bardzo
chciała zbliżyć się do tego chłopaka.
– Hermiono? – Blaise Zabini biegł w jej stronę. Dziewczyna uśmiechnęła się do
niego.
– Hej, Blaise
– Jak się trzymasz? Współczuję ci tego nagłego zainteresowania ze strony wszystkich uczniów
– Tak, to jest trochę krępujące, ale radzę sobie, dzięki – W zasadzie nie miała ochoty rozmawiać z przyjacielem Malfoya. Hermiona wiedziała co Zabini dla niej ostatnio zrobił i była mu wdzięczna za całą pomoc i wyrozumiałość jaką od niego otrzymała, ale nie była pewna, czy naprawdę może mu tak zaufać. Wyminęła go i chciała się szybko oddalić, kiedy jego głos ją zatrzymał
– Słyszałem, że pogodziłaś się z Draco – Hermiona odwróciła się do niego. Zastanawiała się co blondyn mu powiedział.
– Tak, można tak powiedzieć. – Wybacz mi Zabini, ale chciałabym jeszcze wpaść do biblioteki przed następną lekcją. Pomachała mu, i szybko odeszła w swoją stronę. Zabini wzruszył rękami, i poszedł w drugą stronę, szukając swojego przyjaciela.
– Hej, Blaise
– Jak się trzymasz? Współczuję ci tego nagłego zainteresowania ze strony wszystkich uczniów
– Tak, to jest trochę krępujące, ale radzę sobie, dzięki – W zasadzie nie miała ochoty rozmawiać z przyjacielem Malfoya. Hermiona wiedziała co Zabini dla niej ostatnio zrobił i była mu wdzięczna za całą pomoc i wyrozumiałość jaką od niego otrzymała, ale nie była pewna, czy naprawdę może mu tak zaufać. Wyminęła go i chciała się szybko oddalić, kiedy jego głos ją zatrzymał
– Słyszałem, że pogodziłaś się z Draco – Hermiona odwróciła się do niego. Zastanawiała się co blondyn mu powiedział.
– Tak, można tak powiedzieć. – Wybacz mi Zabini, ale chciałabym jeszcze wpaść do biblioteki przed następną lekcją. Pomachała mu, i szybko odeszła w swoją stronę. Zabini wzruszył rękami, i poszedł w drugą stronę, szukając swojego przyjaciela.
***
Hermiona kartkowała grubą księgę, w poszukiwaniu jednej z
definicji, którą dzisiaj usłyszała na transmutacji. W zasadzie mogłaby o to
spytać McGonagall, ale jakoś nie chciała zwracać na siebie większej uwagi, niż
to było konieczne.
– Czego szukasz, Granger? – Hermiona
podskoczyła. Nie spodziewała się, że spotka kogoś w bibliotece, o tak wczesnej
porze. Tym bardziej, nie spodziewała się, że spotka Malfoya
– Niczego konkretnego, Malfoy. A ty co tutaj robisz?
– Chciałem z tobą porozmawiać. Widziałem jak wyszłaś z lekcji, obrażona na cały świat. Domyślam się, że to przeze mnie – Hermiona zaczerwieniła się jak burak. Bezczelność tego arystokraty przechodziła ludzkie pojęcie.
– Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Malfoy. I wcale nie byłam obrażona, a tym bardziej z twojego powodu – burknęła urażona jego śmiałością.
– Wokół ciebie też wszystko się nie kręci. Tak czy inaczej, chciałem ci powiedzieć, że to, co wczoraj powiedziałem, było prawdą. Ale to nie znaczyło, że będziemy teraz przyjaciółmi, Granger. Dlatego wolę się do ciebie nie odzywać, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego i obraźliwego – Malfoy przeszedł obok niej, mrugnął i wyszedł z biblioteki. Hermiona jeszcze chwilę stała i nie mogła dojść do siebie. Do tego, jego boskie perfumy, skutecznie utrudniały jej to zadanie.
– Zachowujesz się jak dziecko, Malfoy! – Korzystając z tego, że bibliotekarki nie było w pobliżu, ryknęła tak głośno jak potrafiła, mając nadzieję, że arystokrata to usłyszał. Zatrzasnęła ze złością księgę, wiedząc, że i tak nic nie znajdzie, i poszła w kierunku lochów, na następną lekcję.
– Niczego konkretnego, Malfoy. A ty co tutaj robisz?
– Chciałem z tobą porozmawiać. Widziałem jak wyszłaś z lekcji, obrażona na cały świat. Domyślam się, że to przeze mnie – Hermiona zaczerwieniła się jak burak. Bezczelność tego arystokraty przechodziła ludzkie pojęcie.
– Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Malfoy. I wcale nie byłam obrażona, a tym bardziej z twojego powodu – burknęła urażona jego śmiałością.
– Wokół ciebie też wszystko się nie kręci. Tak czy inaczej, chciałem ci powiedzieć, że to, co wczoraj powiedziałem, było prawdą. Ale to nie znaczyło, że będziemy teraz przyjaciółmi, Granger. Dlatego wolę się do ciebie nie odzywać, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego i obraźliwego – Malfoy przeszedł obok niej, mrugnął i wyszedł z biblioteki. Hermiona jeszcze chwilę stała i nie mogła dojść do siebie. Do tego, jego boskie perfumy, skutecznie utrudniały jej to zadanie.
– Zachowujesz się jak dziecko, Malfoy! – Korzystając z tego, że bibliotekarki nie było w pobliżu, ryknęła tak głośno jak potrafiła, mając nadzieję, że arystokrata to usłyszał. Zatrzasnęła ze złością księgę, wiedząc, że i tak nic nie znajdzie, i poszła w kierunku lochów, na następną lekcję.
***
– Pamiętajcie, za tydzień chcę byście przynieśli mi wasze
wypracowania na temat eliksiru wyostrzającego słuch! – Profesor Slughorn,
pożegnał ich krótkim machnięciem dłoni, i wszyscy uczniowie skierowali się na
obiad do wielkiej sali. Hermiona szła samotnie, ciesząc się, że w końcu
usiądzie ze swoimi przyjaciółmi, mając nadzieję, że trochę ją rozweselą. Ten
dzień na pewno nie był dobrym dniem. Dziewczyna modliła się w duchu, by już nic
nie zepsuło jej resztek dobrego humoru.
– Jak lekcje? – Ginny usiadła obok brązowookiej i zaczęła nakładać sobie na
talerz różne pyszności.
– Oprócz tego, że wszyscy się na mnie gapią, to całkiem znośnie.
– Przejdzie im – do rozmowy dołączył się Harry, który usiadł naprzeciwko dziewczyn – może pójdziemy po lekcjach do Hagrida? W zasadzie, nie widzieliśmy się z nim od czasu bitwy. Może mieć o to pretensje.
– Nie gniewaj się Harry, ale dzisiaj nie jestem dobrym towarzystwem. Ale wy idźcie, i pozdrówcie ode mnie Hagrida. – Harry tylko pokiwał głową, wiedząc, że nie należy na nią naciskać, i wrócił do jedzenia.
Reszta dnia upłynęła w miarę spokojnie. Po lekcjach, Hermiona wróciła do swojego dormitorium, wzięła kąpiel i usiadła na łóżku, by przygotować się do zajęć na następny dzień. Właśnie kończyła wypracowanie dla Slughorna, kiedy do jej okna zapukała czarna sowa. Dziewczyna zeskoczyła z łóżka i podeszła by wpuścić sowę do pokoju. Czarny ptak usiadł na jej łóżku, i wyciągnął nóżkę by gryfonka mogła odwiązać list. Gdy to zrobiła, czarna sowa wzbiła się w powietrze i wyleciała z dormitorium. Hermiona obejrzała kopertę z każdej strony, ale nie zauważyła nic znaczącego, więc otworzyła ją a z jej środka wyleciały zdjęcia jej rodziców. Ale to nie były normalne zdjęcia. Państwo Granger nie uśmiechali się na nich, nie machali, ani nie przytulali się. Siedzieli na stołkach, z rękami związanymi z tyłu, a usta mieli zakneblowane. W ich oczach malowało się przerażenie i błaganie o pomoc. Hermiona rozerwała kopertę, modląc się by znalazła jakąś wskazówkę, gdzie są jej rodzice, i co się z nimi dzieje. W końcu znalazła małą karteczkę z kilkoma słowami
– Oprócz tego, że wszyscy się na mnie gapią, to całkiem znośnie.
– Przejdzie im – do rozmowy dołączył się Harry, który usiadł naprzeciwko dziewczyn – może pójdziemy po lekcjach do Hagrida? W zasadzie, nie widzieliśmy się z nim od czasu bitwy. Może mieć o to pretensje.
– Nie gniewaj się Harry, ale dzisiaj nie jestem dobrym towarzystwem. Ale wy idźcie, i pozdrówcie ode mnie Hagrida. – Harry tylko pokiwał głową, wiedząc, że nie należy na nią naciskać, i wrócił do jedzenia.
Reszta dnia upłynęła w miarę spokojnie. Po lekcjach, Hermiona wróciła do swojego dormitorium, wzięła kąpiel i usiadła na łóżku, by przygotować się do zajęć na następny dzień. Właśnie kończyła wypracowanie dla Slughorna, kiedy do jej okna zapukała czarna sowa. Dziewczyna zeskoczyła z łóżka i podeszła by wpuścić sowę do pokoju. Czarny ptak usiadł na jej łóżku, i wyciągnął nóżkę by gryfonka mogła odwiązać list. Gdy to zrobiła, czarna sowa wzbiła się w powietrze i wyleciała z dormitorium. Hermiona obejrzała kopertę z każdej strony, ale nie zauważyła nic znaczącego, więc otworzyła ją a z jej środka wyleciały zdjęcia jej rodziców. Ale to nie były normalne zdjęcia. Państwo Granger nie uśmiechali się na nich, nie machali, ani nie przytulali się. Siedzieli na stołkach, z rękami związanymi z tyłu, a usta mieli zakneblowane. W ich oczach malowało się przerażenie i błaganie o pomoc. Hermiona rozerwała kopertę, modląc się by znalazła jakąś wskazówkę, gdzie są jej rodzice, i co się z nimi dzieje. W końcu znalazła małą karteczkę z kilkoma słowami
Gra dopiero się rozpoczęła, szlamo.
Hermiona upadła na podłogę łkając i krzycząc. Doskonale wiedziała kto za tym
stoi. Wiedziała też, że z chwilą kiedy opowie o wszystkim, co jej się
przydarzyło, jej rodzice będą w niebezpieczeństwie. Tylko co teraz miała
zrobić? Łzy zasłaniały jej widok, ale w końcu wzięła wszystkie zdjęcia razem z
liścikiem i wybiegła z dormitorium. Miała w nosie, to co ludzie sobie o niej
pomyślą. Teraz musiała tylko znaleźć osobę, której ostatnio najbardziej ufała.
Zbiegła po schodach aż w końcu znalazła się w lochach. Łkając i trzęsąc się na
całym ciele, zdała sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia jak dostać się do
pokoju wspólnego Ślizgonów…