ROZDZIAŁ 17
Witajcie Kochani! Zapraszam na nowy rozdział. Co tu będę dużo mówić... oceńcie sami :) a tak trochę z innej beczki, kilka osób zwróciło mi uwagę, żebym pomyślała nad promowaniem tego bloga. Dla mnie, jest to ogromny komplement, za co bardzo, bardzo dziękuję! Jesteście wielcy! Tylko muszę się Wam do czegoś przyznać... kompletnie nie wiem, jak mogłabym się do tego zabrać. Jestem w tym kompletnie Z-I-E-L-O-N-A :) Ale Was serdecznie zachęcam do kopiowania linku do mojego bloga! Rozsyłajcie, udostępniajcie i promujcie, jeśli tylko macie na to ochotę!
Nie przedłużając, zapraszam do czytania!
Całusy,
Marysia
______________________________________________________________________________
Bardzo powoli otworzyła oczy. Światło wpadające przez okno padało prosto na jej twarz. Zamrugała szybko i zdała sobie sprawę, że znajduje się w skrzydle szpitalnym. Nie miała pojęcia jak tutaj trafiła. Nie pamiętała niczego z poprzedniego dnia. Chciała się ułożyć wygodniej na szpitalnym łóżku, ale każdy centymetr jej ciała buntował się z niezadowolenia i bólu. Nagle w jej oczach pojawiły się łzy... już wiedziała co się stało.
***
– Na Merlina! Odbijcie tą piłkę! – Harry od godziny próbował przeprowadzić trening razem ze swoją drużyną, jednak żaden z zawodników nie potrafił skoncentrować się na grze. Do wszystkich już dotarła wstrząsająca wiadomość na temat Hermiony. Oczywiście nikt nie wiedział dokładnie co się stało, ale wszyscy Gryffoni podejrzewali, że to Malfoy był tego sprawcą. Nikt nie wierzył, że ślizgon się zmienił i sam, z dobrego serca znalazł Hermionę i przyniósł do zamku. To było po prostu nie możliwe.
Harry jednak po rozmowie jaką przeprowadził z Profesor McGonagall, już wiedział że to nie Malfoy stoi za atakiem na Hermionę. Chłopak zdawał sobie sprawę, że chociaż Malfoy to jego największy wróg, nie byłby w stanie zrobić czegoś tak potwornego jak gwałt. Musiał przyznać rację Ginny, która od początku podejrzewała swojego brata. Gdyby ktoś powiedział Harremu dwa miesiące wcześniej o tym co zdarzy się w przyszłości, w życiu by nie uwierzył. Ron był jak brat, którego Harry nigdy nie miał. Był jego najlepszym przyjacielem już wtedy, kiedy po raz pierwszy się spotkali. Teraz jednak, Ron był dla Harrego obcą osobą i chłopak nie mógł się z tym pogodzić. Co się stało z jego najlepszym kumplem, z którym ukradli latający samochód? Co się stało z jego kumplem, z którym wyruszył na poszukiwanie Horkruksów?
– Harry, Harry słyszysz mnie? – głos jednego z zawodników wyrwał go z zamyślenia. Chłopak potrząsnął głową, i przełykając łzy wrócił do treningu.
– Dobra, chłopaki. Jeszcze jedno okrążenie! – krzyknął i odbił się od ziemi, nie pamiętając kiedy na niej wylądował.
***
– Opowiesz mi wreszcie co się dzieje? – Zabini ostatnimi czasy nie poznawał swojego kumpla. Draco od dwóch dni chodził jak struty. Nie odzywał się, przestał jeść i nawet nie cieszyły go imprezy, na które reszta ślizgonów ciągle ich zapraszała – od kilku dni jesteś jakiś inny. Malfoy, do cholery! Odezwiesz się w końcu?
– Czego Ty chcesz? – Malfoy nie wytrzymał i ryknął na przyjaciela. Nie miał ochoty na pogaduszki. Odkąd Granger znalazła się w szpitalu, jego życie stało się jakieś puste. Nikt nie chodził i go nie wkurzał, tak jak to Granger miała w zwyczaju.
– Co się z tobą stało, człowieku?
– Nic się nie stało, bo niby co się miało stać?
– Nie udawaj, dobra? Widzę przecież – Zabini zamilkł na chwilę – stary, jesteś moim najlepszym kumplem, chyba możesz mi powiedzieć co Ci się w tej głowie nazbierało?
– Granger.
– Co Granger? Mógłbyś jaśniej? – Zabini zaczął się niecierpliwić.
– To ja ją znalazłem i razem z Potterem i jego wiewiórą zanieśliśmy ją do szpitala – powiedział jednym tchem. Zabini przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć.
– Ale co się stało? – Draco westchnął i w skrócie opowiedział mu co się wydarzyło.
– Myślisz, że to Weasley?
– Jestem tego pewien. Nikt inny nie przychodzi mi do głowy – Malfoy podrapał się po głowie. Za dużo o tym wszystkim myśli.
– To dlatego wszyscy gryffoni tak dziwnie na ciebie patrzą. Oni myślą, że to Ty? – Zabini dodał do siebie kilka faktów.
– Ta – mruknął Malfoy – ale mam w nosie co mówią. Ja wiem jak było, i wiem kto jej to zrobił.
– Jednego tylko nie rozumiem – Zabini spojrzał na Dracona uważnie – dlaczego tak się tym martwisz?
– Nie wiem dlaczego do cholery! I nie martwię się tylko... – nie potrafił określić co tak na prawdę czuje.
– Martwisz – dokończył za niego Blaise – i nie udawaj. To widać.
– Tak czy inaczej, trzeba się dowiedzieć kto jej to zrobił. Potter nie ruszy tyłka żeby coś z tym zrobić. To samo tyczy się McGonagall.
– McGonagall na pewno już ruszyła tyłek. Jestem pewien, że tego tak nie zostawi.
– Mam tylko nadzieję, że mi wierzy. W przeciwnym razie zaraz o wszystkim dowie się mój ojciec, i dopiero wtedy będę miał przechlapane. Zabije mnie, kiedy się dowie komu pomogłem – mruknął pod nosem, i dając sygnał, że kończy tą rozmowę, wyszedł z dormitorium.
***
– Panno Granger, bardzo proszę... – Szkolna pielęgniarka już wiedziała, że dziewczyna pamięta. Odkąd się obudziła, cały czas płakała. Ale to nie był głośny płacz, który miał na celu zwrócenie uwagi. To był płacz cichy, żeby nikt nie zauważył. Ciche wołanie o pomoc... dziewczyna odkąd otworzyła oczy, nie wypowiedziała ani jednego słowa, a pani Pomfrey zaczynała się bardzo niepokoić.
– Co Cię boli? Przyniosę odpowiednie lekarstwo – dziewczyna pokręciła tylko przecząco głową. Jedyne co mogłoby uśmierzyć jej ból, to śmierć. Tak, w tym momencie chciała tylko tego. Śmierć na pewno była odpowiednim lekarstwem, które uspokoiłoby ją raz na zawsze.
– Profesor McGonagall już wie, że się obudziłaś. Zaraz tu będzie – pielęgniarka widząc, że Hermiona nie ma zamiaru się odezwać, zostawiła ją samą.
***
Minerwa McGonagall dowiedziawszy się, że Hermiona się obudziła, rzuciła wszystkie papiery zalegające na jej biurku, i popędziła prosto do skrzydła szpitalnego. Wiedziała, że czeka ją długa i ciężka rozmowa. W całej jej karierze nie zdarzyło się nigdy nic podobnego, toteż nauczycielka nie miała pojęcia, jak rozmawiać z osobą, która została zgwałcona.
– A co Pan tu robi, Panie Malfoy? – jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła, że pod drzwiami skrzydła szpitalnego stoi Draco Malfoy. Chłopak był ostatnią osobą, której się tutaj spodziewała.
– Ja, e... tak sobie chodziłem – zaczął się jąkać. On też nie spodziewał się tutaj spotkać nauczycielki.
– Byłabym wdzięczna, gdyby sobie pan tutaj tak nie chodził – spiorunowała go wzrokiem – a teraz przepraszam, muszę tam wejść i porozmawiać z panną Granger.
– Obudziła się? – zapytał zdumiony.
– Tak, panna Granger odzyskała przytomność – McGonagall wiedziała, że powiedziała chłopakowi za dużo – czy mogę przejść? – Draco odsunął się od drzwi, zdając sobie sprawę, że on też chce zobaczyć Granger.
– Pani Profesor, a czy ja bym mógł wejść z Panią? – Minerwa popatrzyła na niego, jak na wariata.
– Przykro mi, ale chcę porozmawiać z nią na osobności. Nie sądzę, żeby panna Granger miała ochotę na jakiekolwiek odwiedziny.
– W takim razie po co Pani do niej idzie? – Draco nie zdążył ugryźć się w język.
– Panie Malfoy, jak pan śmie? Proszę stąd odejść, albo dostanie pan szlaban! – Huknęła na niego, i nie czekając szybko weszła do skrzydła szpitalnego.
– Oczywiście. Szlaban! Pięknie! Poproszę o kilka szlabanów, tak żeby było milej – mruknął i odszedł, przeklinając po cichu starą nauczycielkę.
***
Bagatelizując Malfoya i jego wywody, McGonagall rozejrzała się po sali. Jedyne łóżko, które było zajęte, należało do Hermiony. Dziewczyna leżała odwrócona do niej plecami, zwinięta w kłębek. Podchodząc bliżej, nauczycielka zdała sobie sprawę, że ciało dziewczyny całe się trzęsie, co mogło oznaczać, że dziewczyna płacze.
– Witaj, Hermiono – McGonagall usiadła ostrożnie na krześle, które znajdowało się obok łóżka Gryffonki. Twarz dziewczyny była spuchnięta od płaczu, a jej oczy stały się czerwone od morza łez, które wylała. Nauczycielce krajało się serce na widok tej silnej dziewczyny, która teraz stała się mała i bezbronna.
– Jak się czujesz? – Hermiona spojrzała na nią, ale nie odpowiedziała. Nie widziała sensu, żeby cokolwiek powiedzieć.
– Hermiono, przepraszam, ale muszę zapytać – nauczycielka wzięła głęboki oddech, nie spuszczając oczu z dziewczyny – kto Ci to zrobił?
– Zostawcie mnie – Hermiona odezwała się po raz pierwszy, odkąd się obudziła. Jej głos był zachrypnięty i słaby, jednak było w nic coś, co kazało się mieć McGonagall na baczności.
– Hermiono, wiem, że jest to dla ciebie bardzo trudne. Ale masz przyjaciół, którzy na pewno będą cię wspierać. Powiedz tylko, kto był zdolny do czegoś takiego, a obiecuję, że tą osobę spotka kara – kobieta nie wiedziała jak z nią rozmawiać. Widziała, że dziewczyna nic nie powie. Musi sobie to wszystko poukładać w głowie, i może dopiero wtedy będzie chciała coś powiedzieć. Na razie jednak, musi ją zostawić w spokoju.
Hermiona otarła łzy, i odwróciła się do nauczycielki plecami. Nie powie nic, bo nie może i nie chce powiedzieć. Ból, który czuła był nie do opisania. Wolałaby przeżyć raz jeszcze piekło, jakie zgotowała jej Bellatriks, niż to co zrobił jej Ron.
Minerwa jeszcze chwilę siedziała przy Hermionie, ale nie oczekiwała, że dziewczyna coś powie. Musiała mieć czas, bo tylko on może pomóc skrzywdzonej dziewczynie, a na razie, nie można jej zostawić samej. Strach pomyśleć, co mogłoby przyjść jej do głowy.
– Pójdę już. Odpoczywaj, Hermiono – zawahała się – i pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść. Jestem po twojej stronie... zawsze.
***
– Jak trening? – Ginny wcale to nie obchodziło, ale wiedziała, że musi zapytać. Czuła, że razem z Harrym oddalają się od siebie. Nie mogła na to pozwolić. Za bardzo jej na nim zależało.
– W porządku – odparł i położył głowę na jej kolanach. W pokoju wspólnym panowała grobowa cisza. Nikt nie miał ochoty na rozmowę.
– Harry? – zapytała ostrożnie, bawiąc się jego niesfornymi włosami.
– Hmm? – mruknął
– Czy myślisz, że ktoś jeszcze wie? – otworzył oczy i spojrzał na nią pytająco – No o tym... co stało się Hermionie – wyszeptała. Potter przez chwilę nie odpowiadał, zastanawiając się.
– Nie, myślę, że wiem tylko ty i ja.
– Dziwie się, że McGonagall przekazała mi taką informację – teraz to Harry nie zrozumiał – no wiesz... w końcu jestem jego siostrą – powiedziała ze wstydem, spuszczając głowę. Harry momentalnie się podniósł i objął ją ramieniem.
– Hej, Ginny. To nie jest twoja wina. Wiesz o tym, prawda? – Dziewczyna wtuliła się w jego tors i pokiwała głową.
– Nie wierzę, że to wszystko dzieje się na prawdę – załkała – niech to będzie sen, z którego zaraz mnie obudzisz, i powiesz, że wszystko jest w porządku, i że mnie kochasz.
– Kocham Cię – wyszeptał jej do ucha
– Przestań. Wiem, że mnie obwiniasz – Harry odsunął ją od siebie, tak by widzieć jej twarz, na której malował się wstyd i ból.
– O czym ty mówisz, Ginny? O co miałbym Cię obwiniać?
– O Rona – szepnęła. Harry przytulił ją znowu. Nie wiedział jakich użyć słów, by opisać to co czuje.
– Posłuchaj Ginny. Jesteś moją miłością, miłością, która zdarza się tylko raz w życiu. Jesteś moim powietrzem i moim słońcem. Nie przeżyłbym jednego dnia, wiedząc, że nie ma Ciebie w pobliżu. Jesteś wszystkim co mam, i tylko na tobie mi zależy. Kocham Cię tak, że nie jesteś sobie w stanie tego wyobrazić, i wiem, że ty czujesz do mnie dokładnie to samo. Dlatego proszę, nie zadręczaj się tym co zrobił twój brat, bo ty nie miałaś na to wpływu. Nikt z nas nie miał... Ty, to Ty, i nikt tego nie zmieni. Kocham Cię słyszysz? – Ginny patrzyła na Harrego, i zastanawiała się, dlaczego los dał jej tak wspaniałego człowieka. Nie zasługiwała na ten ogrom miłości.
– Też Cię kocham, Harry. Nawet nie wiesz jak bardzo – Harry pocałował jej delikatne usta, i mocno przytulił do siebie. Trwali tak, przez dłuższą chwilę, dopóki przez portret nie weszła Profesor McGonagall. Odsunęli się od siebie nie chętnie.
Ich bajka się skończyła. Czas wrócić do koszmaru.
***
– Pozytywka – powiedziała do Grubej Damy, i przeszła przez portret. Potter i Weasley siedzieli na kanapie wtuleni w siebie. Ginny ocierała ostatnią łzę, kiedy McGonagall powiedziała
– Obudziła się. Panna Granger odzyskała przytomność – Wszyscy Gryffoni poderwali się ze swoich miejsc i zaczęli krzyczeć ze szczęścia. Nareszcie ich Hermiona się obudziła! Jedynymi, którzy siedzieli na swoim miejscu byli Harry i Ginny. Doskonale wiedzieli, że to tylko połowa sukcesu. Jak rozmawiać, z tak skrzywdzoną osobą? Jakich słów użyć? Jak pocieszyć? Jak złagodzić ból?
– Panno Weasley, Panie Potter – zwróciła się do nich – czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? – obje kiwnęli głowami i udali się do jej gabinetu. Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało, pogrążeni we własnych myślach. Dopiero w gabinecie McGonagall, Ginny pękła.
– Czy ona wie? Czy wie co się stało? Jak ona się czuje? – Harry złapał ją za rękę, dając tym samym znak, by pozwoliła mówić dyrektorce.
– Panna Granger ma świadomość tego co się stało – Harry i Ginny wstrzymali oddech – nie chce z nikim rozmawiać, z nikim się widzieć. Leży i praktycznie w ogóle nie ma z nią kontaktu. – Ginny napłynęły łzy do oczu. Jej Hermiona...
– W takim razie co teraz, Pani Profesor? – zapytał Harry.
– Musimy czekać. Nic na siłę, panie Potter. Musimy dać jej czas, by wszystko sobie poukładała. Nie wolno nam naciskać, bo to tylko bardziej by ją zablokowało, a tego przecież nie chcemy – Harry pokiwał głową –chciałabym, żebyście ją jutro odwiedzili. Kilkuminutowe spotkanie, by wiedziała, że jesteście przy niej. Że nie jest z tym wszystkim sama. Jedyne o co was proszę, to to, byście jej nie naciskali. Opowiedzcie jej co się u Was przez ten czas wydarzyło, ale nie poruszajcie tematu, który jest dla niej bolesny. Myślę, że na pewno to doceni, jeśli nie teraz, to miejmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości. – spojrzała na nich uważnie – i nie musicie być silni, dla niej. Rozumiemy się? – Pokiwali głowami, po czym wstali i ruszyli do wyjścia. Żadne z nich się nie odezwało. Sami nie wiedzieli, co powiedzieć.
***
Malfoy krążył po pokoju już godzinę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Granger się obudziła, ale czy to dobrze, czy źle? Ostatnim razem, kiedy ją uratował, prawie wylądował w Azkabanie. Bał się, że tym razem może być podobnie.
– Mógłbyś się uspokoić? – Warknął Blaise, który próbował się zdrzemnąć, jednak Draco skutecznie mu to utrudniał.
– Nie – mruknął w odpowiedzi – muszę coś zrobić, bo oszaleję przez tą Granger! – wybiegł z pokoju i trzasnął drzwiami.
– Już oszalałeś, idioto – mruknął do siebie Zabini, i przekręcił się na drugi bok.
***
Stał pod drzwiami skrzydła szpitalnego, i nie mógł zrobić kroku. Co za idiotyczny pomysł, żeby tutaj w ogóle przychodzić. Bez sensu...
Granger albo śpi, albo będzie udawać, że śpi. Więc pewnie i tak z rozmowy nic nie wyjdzie. Zresztą, po co on miałby z nią rozmawiać? I niby jak on to sobie wyobraża? Że wejdzie tam, i co dalej? Będzie udawać jej przyjaciela? Przecież nim nie jest, i nigdy nie będzie. Ale z drugiej strony, to doskonała okazja, by pogadać z Granger i dowiedzieć się, co jej się stało. No ale przecież jego to nie obchodzi, więc to też bez sensu...
Tylko, że z trzeciej strony, gdyby się czegoś dowiedział, mógłby iść z tym do McGonagall i wtedy przestanie być podejrzewany, a co za tym idzie, będzie mógł wyjechać na kilka dni z tej popapranej szkoły. Tylko jak zacząć z nią rozmowę? Przecież oni ze sobą nigdy nie rozmawiali. Co miałby jej powiedzieć? Bez sensu...
– Będziesz tego żałować, zobaczysz – mruknął sam do siebie, zdając sobie sprawę, że to zdarza mu się coraz częściej, co na pewno nie wróży niczego dobrego. Wziął głęboki oddech i otworzył drzwi.